Sposób dokumentowania na potrzeby podatkowe zakupu nietypowych towarów masowych był i pozostanie trudnym problemem. Dotyczy to złomu, makulatury i innych surowców wtórnych, a czasami także żwiru, piasku lub kamienia.
Na przykład złom
Co tworzy ów problem podatkowy? Zbieg trzech istotnych cech obiektywnych: pochodzenia, wewnętrznego zróżnicowania i masowości. Dajmy przykład złomu: może pochodzić z najróżniejszych źródeł – od zbieractwa do produkcji przemysłowej. Zróżnicowanie jest jego istotą: złomem są zarówno kawałki kabli, jak i popioły zawierające metal, a jego masowość jest skutkiem współczesnej cywilizacji. Dla tysięcy podatników jest to ważny (a niekiedy podstawowy) towar będący przedmiotem zakupu lub sprzedaży. A podatki stoją dokumentem: aby legalnie uznać jakiś zakup za koszt uzyskania przychodów, trzeba mieć dokumenty, w dodatku takie, którym jeszcze władza da wiarę.
Tu dochodzimy do drugiego problemu: jest nim syndrom „podejrzanego interesu". Kto skupuje lub handluje takimi towarami, prowadzi z istoty nieciekawy, „brudny" (dosłownie) interes, czyli musi się czasami stykać z jakimiś nieprawidłowościami. Czy to prawda? Być może; tam, gdzie przecież rządzą wspomniane wcześniej trzy cechy (pochodzenie, zróżnicowanie i masowość), mogą rodzić się różne pokusy. Mogą, ale tak naprawdę to zadowalamy się przypuszczeniami lub obiegowymi półprawdami. Świadomość wypełnia zbitka stereotypów: kupując towary od zapijaczonych łazików lub odpady, nie można udawać krystalicznie uczciwego.
Na chybił trafił
A jak jest naprawdę? Nie wiemy, bo brakuje na ten temat porządnych badań, a fakty medialne wymagają założenia, że w tych branżach skala patologii nie jest większa od przeciętnej. Przypuśćmy jednak, że są w nich matactwa typu fikcyjne dostawy, towar dostarczany przez podstawione firmy lub ludzi oraz pozorne transakcje. Jeżeli chce się udowodnić te fakty na potrzeby spraw karnych, jest to problem prokuratorów i policji. Niech służby te działają z pełną konsekwencją i bez taryfy ulgowej. Gdy jednak problem przenoszony jest na grunt podatkowy, zaczynają się dziwne rzeczy. Tu często nie sposób rozróżnić transakcji uczciwej i np. fikcyjnej, bo każda jest dokumentowana w podobny sposób. Przynajmniej od strony formalnej.
Co robią więc organy podatkowe? Kwestionują wszystko lub na chybił trafił, a podatnik musi udowodnić, że każdy z tysięcy przypadków zakupu był bez zarzutu. Jak to zrobić, skoro miały one miejsce w przeszłości, a pamięć ludzka ma swoje granice?