Wejście w życie przepisów znowelizowanej ustawy prawa o ustroju sądów powszechnych, a także forsowanie nieracjonalnych koncepcji likwidacji ponad 1/3 sądów rejonowych sprawi, że w mediach wyrażenie „zapaść sądownictwa" będzie odmieniane przez wszystkie przypadki.
Tak było już w latach dziewięćdziesiątych, gdy został opublikowany raport „Quo vadis iustitia". Stał się on inspiracją dla ministra sprawiedliwości prof. Leszka Kubickiego, który przygotował projekt utworzenia wyodrębnionych jednostek organizacyjnych – sądów grodzkich. Były one przygotowane do szybkiego i sprawnego rozpoznawania drobnych spraw cywilnych i karnych.
Ministrowie na 12 miesięcy
Liczba małych sądów i wydziałów grodzkich zaczęła systematycznie rosnąć przy wydatnej pomocy samorządów lokalnych. Ostatecznie powołano około 380 wydziałów grodzkich.
Większą sprawność tych sądów chciano osiągnąć poprzez stworzenie dla nich odrębnej procedury. Do tego jednakże nie doszło, gdyż przygotowanie takiego projektu wymaga czasu, a każdy minister chce przeprowadzić głębokie i ambitne reformy. Jak się to mówi, chce pozostawić coś po sobie. Gdy przeciętny okres urzędowania ministra sprawiedliwości w III RP z reguły wynosi około 12 miesięcy, nie ma możliwości tak szybkiego przeprowadzenia poważnych prac legislacyjnych. Taki czas nadaje się natomiast doskonale do dokonania spektakularnych zmian struktury organizacyjnej na podstawie danych statystycznych, które w zależności od przyjętego założenia pozwalają udowodnić, że duże lub małe jest piękne.
W wyniku likwidacji wydziałów grodzkich nastąpił w wymiarze sprawiedliwości powrót do stanu sprzed lat. Zaczęto łączyć w jednym wydziale zarówno sprawy o drobnym, jak i poważnym ciężarze gatunkowym, co nie sprzyja utrzymaniu dotychczasowej szybkości postępowania.