Reklama

Usowicz: Rodzina nie na swoim

Może się okazać, że osoby, które skorzystały z programu „Rodzina na swoim", wylądują kompletnie nie na swoim...

Publikacja: 16.04.2013 08:42

Ewa Usowicz

Ewa Usowicz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Ryszard Waniek

W opcji najmniej wesołej – w zakładzie karnym, do lat pięciu. W opcji nieco bardziej optymistycznej – pod mostem lub kątem u bliskich, bo trzeba będzie od ręki spłacić cały kredyt, a do tego jeszcze drakońską grzywnę. A miało być tak pięknie...

Powszechną wśród deweloperów praktyką było bowiem takie zaniżanie ceny mieszkania, aby klient mógł się „zmieścić" w kryteriach programu „Rodzina na swoim". Mieszkanie nie mogło więc być zbyt drogie – odpowiedni przelicznik zależał od województwa. Tyle że nie ma cudów na tym świecie ani dziwnie tanich mieszkań w Warszawie. A jednak! Polak potrafi!

W najlepsze kwitł dochodowy proceder. Deweloper przekazywał więc mieszkanie po zaniżonej cenie – np. za 200 tys. zł, ale za to garaż po cenie wygórowanej – nawet za 60 tys. zł. I wszyscy byli zadowoleni. Klient, bo mógł wziąć państwową dopłatę do mieszkania z „Rodziny na swoim", a deweloper – bo sprzedał lokal na trudnym przecież rynku...

I tylko jeden mały szczegół mógł burzyć spokój: bo jednak wespół w zespół wyłudzili publiczne pieniądze. Tak więc część rodzin niekoniecznie na swoim zapłaciła za te, które tą metodą na swoim być postanowiły. Jakim kosztem? Dla podatników zapewne sporym, zważywszy na fakt, że dopłaty do kredytów z tego programu pochłoną ponad 7 mld zł.

Ale i kupujących mieszkania ten fortel może kosztować dramatycznie dużo – w grę wchodzi bowiem nawet pozbawienie wolności i drakońskie grzywny z kodeksu karnego skarbowego. A na dokładkę – konieczność natychmiastowej spłaty kredytu.

Reklama
Reklama

Czy tego typu umowy podpisywali naiwniacy? Nie chce mi się w to wierzyć. Każdy, kto szuka własnego lokum, jest dobrze zorientowany w cenach – i mieszkań, i garaży. Gdyby nawet przyjąć, że klient uznał, że te cenowe machinacje to „swoboda umów", to trudno podejrzewać o podobną ignorancję deweloperów. Ci zwykle drobiazgowo szacują zagrożenia – najwyraźniej uznali, że w „Rodzinie (nie) na swoim" większe ryzyko ponoszą kupujący...

W opcji najmniej wesołej – w zakładzie karnym, do lat pięciu. W opcji nieco bardziej optymistycznej – pod mostem lub kątem u bliskich, bo trzeba będzie od ręki spłacić cały kredyt, a do tego jeszcze drakońską grzywnę. A miało być tak pięknie...

Powszechną wśród deweloperów praktyką było bowiem takie zaniżanie ceny mieszkania, aby klient mógł się „zmieścić" w kryteriach programu „Rodzina na swoim". Mieszkanie nie mogło więc być zbyt drogie – odpowiedni przelicznik zależał od województwa. Tyle że nie ma cudów na tym świecie ani dziwnie tanich mieszkań w Warszawie. A jednak! Polak potrafi!

Reklama
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Czy minister Żurek idzie na rympał?
Opinie Prawne
Stanisław Szczepaniak: Ratowanie tonącego szpitala to nie znachorstwo
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Matka-Polka, ojciec bezpaństwowiec
Opinie Prawne
Marek Kutarba: Czy prezydent kupuje głosy na koszt naszych dzieci
Opinie Prawne
Michał Bieniak: Cel uświęca środki, czyli jak wyjść z kryzysu konstytucyjnego
Reklama
Reklama