Jako adwokat, ale i sympatyk kina przyglądam się walce pani Anny Przybylskiej z paparazzimi. Chcąc nie chcąc, wywołała temat niewygodny dla mediów, szczególnie prasy kolorowej: czy osoby znane mogą chronić swoją prywatność oraz gdzie przebiega granica między sferą publiczną a prywatną.
Powszechnie wiadomo, że część zdjęć i filmów, na których prezentowani są artyści, to tzw. ustawki. Aktor lub piosenkarz informuje zaprzyjaźnioną redakcję czy fotografa, że o konkretnej godzinie będzie spacerować np. po parku ze swoją pociechą, po czym zostaje uwiecznione, jak poprawia kocyk w wózeczku. Zdjęcia takie są następnie publikowane często z komentarzem, jakim troskliwym ojcem jest nasz ulubieniec.
Wydawać by się mogło, że takie zachęcanie mediów do wkraczania w życie prywatne jest co najmniej niesmaczne. To nieprawda. Aktor ma prawo „handlować" swoim wizerunkiem, bo on jest towarem. Jeśli dla zwiększenia sprzedaży jakichś produktów zastępy marketingowców wymyślają coraz bardziej wyraziste kampanie reklamowe, to i artysta dla otrzymania ciekawszych, lepiej płatnych propozycji ma prawo tak manipulować swoim wizerunkiem, by był atrakcyjny dla producentów muzycznych, filmowych czy choćby reklamodawców. Osoba powszechnie znana: polityk, muzyk czy aktor, decyduje jednak za każdym razem, ile prywatności chce pokazać światu. Zgody takiej nie można domniemywać. Nie jest też nieograniczona w czasie. Niedopuszczalne jest przyjmowanie, że skoro raz przesunęła granicę prywatności, to obszar ten został poszerzony i nie podlega już ochronie. Jeżeli artystka pozwoliła się sfotografować w negliżu, to nie znaczy, że można publikować następne zdjęcia, jak się opala topless na plaży. Redakcje pozywane za naruszenie dobra osobistego argumentują, że zdjęcie czy film, na którym przedstawiony jest celebryta, często w krępujących sytuacjach, są związane z jego funkcją w społeczeństwie. Ta funkcja, zdaniem redakcji, to pewien wzorzec postępowania, który ma wpływ na kształtowanie czy nawet wychowanie odbiorców. Powołują się na treść art. 81 § 2 pkt 1 ustawy o prawach autorskich i pokrewnych. Nic bardziej mylnego. Żaden przepis prawa nie nakazuje zachowywać się osobom publicznym w życiu prywatnym przyzwoicie. One także mają prawo popełniać błędy, postępować niestosownie w życiu prywatnym. Mają także prawo takie zachowanie chronić, jeżeli chcą.
Pewna polska aktorka prowadziła rozwód nie tylko na sali sądowej, ale i na łamach prasy. Możemy to oceniać w kategoriach co najwyżej moralnych, bo miała do tego prawo. Artystka dała przyzwolenie na publikowanie szczegółów z jej życia prywatnego. Oczywiście, mąż celebrytki może nie życzyć sobie upubliczniania intymnych dla niego treści i jego prawo pozostaje również pod ochroną.
W judykacie z 14 grudnia 2011 r. (I CSK 111/11) Sąd Najwyższy wskazał, że „nie można zgodzić się z tym, że udzielenie przez osobę publiczną wywiadu stacji telewizyjnej czy prasie plotkarskiej o związku z inną osobą stanowiło zgodę na naruszenie prawa do prywatności także w odniesieniu do informacji, których sama nie ujawniła. Zgoda ta nie może być utożsamiana z zezwoleniem na ujawnianie wszystkich faktów należących do sfery ich życia prywatnego (...)".