Zamykając dwudniową rozprawę przed Trybunałem Konstytucyjnym w sprawie ustawy podwyższającej wiek emerytalny, prezes Andrzej Rzepliński był wyraźnie zadowolony z lekcji prawa, jakiej zainteresowanym dostarczyło posiedzenie sądu. Bezpośrednią transmisję z alei Szucha śledziło ponad 1500 odbiorców – mogli oglądać na żywo zmagania prawników, oceniać siłę ich argumentów, błyskotliwe riposty i wyjaśnienia. Istotnie z tego punktu widzenia zadowolenie prezesa było zrozumiałe. Choć jednocześnie nie mogę pozbyć się wrażenia, że to zadowolenie było jednak na wyrost. I nie chodzi nawet o to, że Trybunał Konstytucyjny odrzucił argumenty wszystkich trzech wnioskodawców podważających konstytucyjność podniesienia wieku emerytalnego do 67 lat.
Święta równowaga budżetowa
Obywatele mają powody do niepokoju z powodów znacznie poważniejszych. Trybunalska tarcza, która miała chronić ich przed samowolą ustawodawcy, spadła na ziemię. Okazuje się, że wyrozumiałość Trybunału Konstytucyjnego dla zachcianek administracji rządowej staje się dzisiaj czymś zupełnie naturalnym, zaczyna utrwalać się w orzecznictwie sądu konstytucyjnego. Kiedy w ubiegłym roku cytowałem uzasadnienie wyroku w sprawie waloryzacji rent i emerytur, w którym Trybunał podkreślił, że sposób kształtowania praw socjalnych nie może „pozostawać bez związku z aktualnymi możliwościami finansowymi państwa", sądziłem, że to wypadek przy pracy. Orzeczenie w sprawie wieku emerytalnego pokazuje jednak, że ta tendencja utrwala się w orzecznictwie, że prawa obywateli są wystawione na pastwę równowagi budżetowej, na pastwę wolnego rynku. Odbywa się to, niestety, kosztem wartości konstytucyjnych, na straży których ma obowiązek stać Trybunał. Powiedzmy wprost: od pewnego czasu zasady konstytucyjne stały się w naszym państwie mało wydolne w kontroli legalności ustaw. Tak było na przykład z kontrolą prawa budowlanego, umów śmieciowych i tak stało się z kontrolą ustawy podwyższającej wiek emerytalny.
Pod hasłem równowagi budżetowej można zdemolować konstytucyjną normę
Zjawisko jest naprawdę dziwaczne, a zarazem groźne. Wszyscy, nie wyłączając sędziów Trybunału, dostrzegają naruszenia prawa, jakich dopuszcza się ustawodawca. Gdy jednak dochodzi do wyciągnięcia konsekwencji prawnych, zawsze znajduje się większość, która spłyca konstytucyjne wzorce i minimalizuje nadużycia prawa. Z tego miejsca już tylko krok, by zaskarżona ustawa, z pełnym bagażem błędów i niedoróbek, zaczęła żyć własnym życiem. W ten sposób ułomne ustawy stają się coraz częściej barierą dla rozwoju gospodarczego, społecznego i obywatelskiego.
Sędziowie TK również buntują się – choć może w odniesieniu do nich to za mocne słowo. W każdym razie nie chcą pogodzić się z taką trybunalską bezradnością wobec naruszeń prawa. Sędzia Zbigniew Cieślak, który poszedł najdalej w swych wnioskach, uważając, że zaskarżona ustawa emerytalna powinna zostać uchylona w całości, tak postrzega ten problem: „Nie można odrywać norm od konstytucyjnych wartości. Trybunał ma moralny obowiązek poszukiwać nowego narzędzia kontroli konstytucyjności ustaw".