Możliwe zresztą, że późną jesienią 2024 roku czy wczesną wiosną 2025 była to najrozsądniejsza ze strategii. Rządzący mieli przecież przed oczyma miraż sukcesu w wyborach prezydenckich i Rafała Trzaskowskiego, który jako prezydent złożyłby zapewne bez zbędnych pytań podpis pod ustawami przywracającymi status quo ante.
Czytaj więcej
Nie tylko sędziowie, byli członkowie KRS, są sondowani w sprawie reaktywacji Krajowej Rady Sądown...
Czerwcowe wybory jednak wszystko zmieniły. Lokatorem pałacu prezydenckiego został Karol Nawrocki, a jego poglądy i otoczenie nie dają większych nadziei na konsensus w sprawie przywracania równowagi w poharatanym moralnie i skrajnie podzielonym wymiarze sprawiedliwości. Pominę tu kwestie czysto praktyczne, czyli wadliwość systemu z neo-KRS, neosędziami, nieuznawanym przez rządzących Trybunałem Konstytucyjnym czy podzielonym na wszelkie możliwe sposoby Sądem Najwyższym. To oczywista patologia, którą w imię polskiej demokracji i jakości państwa należałoby szybko zlikwidować. Tyle tylko, że klasa polityczna epoki zamętu i polaryzacji nie jest do tego zdolna. Też wszyscy to wiemy.
Komu spodoba się pomysł „wyzerowania” obecnej Krajowej Rady Sądownictwa?
Czemu więc służy pomysł ministra Żurka, by uchwałą Sejmu zlikwidować neo-KRS i po przepędzeniu jego członków dokonać reaktywacji składu KRS, którego kadencję nielegalnie zamknął PiS w roku 2018? Jest w tej koncepcji rzecz jasna ziarenko sensu: ożywiona ostatnia legalnie wybrana KRS spełniałaby wymogi konstytucyjne. Tyle że nie tylko o to politykom koalicji chodzi. Wydaje się, że taka rewolucja byłaby przede wszystkim ukłonem wobec tej części elektoratu KO, która domaga się efektywnych rozliczeń państwa PiS; rozliczeń, których dotąd nie przeprowadzono.
Czytaj więcej
Ministerstwo Sprawiedliwości rozważa swoiste wygaszenie obecnej Krajowej Rady Sądownictwa uchwałą...