Ministerstwo Sprawiedliwości chwali nowe przepisy. Trudno się dziwić. W końcu jest ich autorem i pomysłodawcą. Liczy, że przestępcy przestaną wreszcie śmiać się w twarz wymiarowi sprawiedliwości. Nie mam nic przeciwko walce z przestępczością, zwłaszcza gospodarczą. Wymaga ona zdecydowanych działań. Nie można jednak ignorować realiów. A patrząc na nowe przepisy, trudno nie odnieść wrażenia, że przepaść między teorią a praktyką może wchłonąć w swe czeluście przedsiębiorców. Bo to oni w ostatecznym rozrachunku za wszystko zapłacą. Zwłaszcza za błędne decyzje prokuratorów o wprowadzeniu zarządu przymusowego. A takich decyzji nie da się wykluczyć, na co zwracają uwagę prawnicy i przedstawiciele biznesu. Zarząd przymusowy łatwo wprowadzić. Trzeba jednak pamiętać, że doradca restrukturyzacyjny, który wchodzi do firmy i działa jako zarządca, nie rozwija biznesu. Ma tylko utrzymać status quo i wspierać prokuraturę w gromadzeniu materiału dowodowego. Do tego momentu wszystko jest proste. Sytuacja się skomplikuje, jeśli po kilku miesiącach okaże się, że jednak prokurator nie miał racji. Wtedy błędy trudno naprawić.
Relacje firmy i prokuratora można porównać z relacjami pacjent–lekarz. W razie pomyłki lekarza pacjenta można często jeszcze reanimować, podać kroplówkę, zastosować defibrylację. Tak samo zarząd przymusowy w firmie i doradca restrukturyzacyjny powinni zadbać o utrzymanie jej przy życiu i pozostawić nadzieję na powrót do zdrowia. Bo prokurator i lekarz ryzykują tylko utratę reputacji, ewentualnie wypłatę odszkodowania. To za mało, zwłaszcza że to ostatnie jest niepewne i odległe w czasie. A pacjent może umrzeć.