O Ryszardzie Reiffie głośno zrobiło się przed 26 laty, gdy jako jedyny z 14 członków Rady Państwa 13 grudnia 1981 roku sprzeciwił się uchwale o wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce. Zapłacił za to wysoką cenę. Wojciech Jaruzelski dopilnował, aby Reiff został wyrzucony nie tylko z Rady, ale także Sejmu i stowarzyszenia PAX. – Reiff miał za złe Jaruzelskiemu, że nie potrafił uzyskać od ZSRR ustępstw. Uważał, że PZPR powinna podzielić się władzą i stworzyć wielką koalicję, w której skład mieliby wejść przedstawiciele partii, Kościoła i „Solidarności”. Jaruzelski odebrał to jako próbę zamachu stanu – wspomina Karol Pastuszewski, redaktor jego ostatnich książek.
Jako młody chłopak związał się z ruchem narodowym. Gdy wybuchła wojna, mocno zaangażował się w ruch oporu. Dowodził kompanią Armii Krajowej na Kresach Wschodnich, gdzie zajmował się tropieniem agentów sowieckich. W 1944 roku doszedł do wniosku, że dalsza walka nie ma sensu. Wyjechał do Białegostoku rozwiązywać podziemne struktury. Tam dopadło go NKWD. Ponieważ w czasie przesłuchania zataił swoją rangę w AK, potraktowano go jak szeregowca. Został zesłany do obozu Diagilewo koło Riazania.
Reiff od początku planował ucieczkę. Po dwóch latach z dwoma towarzyszami uciekł z łagru, ruszając na wschód. Wędrowali pieszo syberyjskimi lasami wyłącznie w nocy. Po wielu tygodniach Reiff dotarł do Wilna, skąd z fałszywymi dokumentami przedostał się do Polski.
Został dziennikarzem w tygodniku „Dziś i Jutro” i wstąpił do PAX. W 1960 roku został posłem na Sejm PRL, a pod koniec lat 70. – przewodniczącym PAX. Po konflikcie z Jaruzelskim obracał się głównie w środowisku byłych działaczy PZPR rozczarowanych polityką partii.
W 1989 roku Lech Wałęsa namówił go do startu w wyborach do Senatu. Był także pierwszym prezesem reaktywowanego Związku Sybiraków. Szefował tej organizacji do 2006 roku.