Co wynika ze sprawy „Agaty”?

Tysiące ludzi, często niewierzących, zaangażowało się w próby udzielenia pomocy 14-latce w ciąży, którą dorośli chcieli zmusić do aborcji – publicyści przedstawiają swoją książkę pt. „»Agata«. Anatomia manipulacji”

Publikacja: 14.08.2008 02:32

Co wynika ze sprawy „Agaty”?

Foto: Rzeczpospolita

Dziesięciotygodniowe, nienarodzone dziecko zostało zamordowane. 14-letnią dziewczynkę po wielu tygodniach wewnątrzrodzinnej i medialnej nagonki zmuszono do aborcji. Obrońców życia ustawiono w roli terrorystów i oszołomów. A politycy, którzy chętnie i dużo opowiadają o swoim światopoglądowym konserwatyzmie czy wierze w sytuacji, gdy rozgrywała się walka o życie, zdecydowali się – by nie stracić słupków poparcia i nie narazić się mediom – milczeć. Podobnie zresztą jak biskupi.

Tak, na pierwszy rzut oka, wygląda bilans sprawy „Agaty”, ciężarnej nastolatki z Lublina, której szpital miał rzekomo odmówić prawa do aborcji. Z drugiej jednak strony, skandal, jaki wywołała „Gazeta Wyborcza”, domagając się aborcji dla „zgwałconej”, która sama przyznawała, że nigdy zgwałcona nie była, wyraźnie zmienił atmosferę społeczną w Polsce. Tysiące ludzi, często całkowicie niewierzących i nigdy niezwiązanych z ruchami pro-life, zaangażowało się nie tylko w pisanie protestów czy modlitwę, ale także w całkiem konkretne próby udzielenia pomocy nastolatce w ciąży, którą dorośli chcieli zmusić do aborcji.

Sprawa ta uświadomiła także, że wciąż powracające zapewnienia o „kompromisie”, którego nie wolno naruszać, ukrywają przerażającą prawdę o tym, że co roku w zgodzie z obowiązującym prawem zabija się w Polsce około 300 dzieci. Często tylko dlatego, że ich matki są małoletnie. Afera wywołana przez „Gazetę Wyborczą” pokazała, jak – wbrew pozorom – kruchy jest ów prawny kompromis. Jedna dobrze przygotowana medialna afera (ta taka nie była), silna akcja politycznych nacisków może bez większego problemu doprowadzić do zmiany obowiązującej obecnie ustawy. Tego zresztą od samego początku domagali się lewicowi uczestnicy sporu.

Po porażce próby zmiany polskiej konstytucji, tak by lepiej chroniła życie (za co winę ponoszą zarówno liderzy PiS, PO, jak i część hierarchów), może to być o wiele prostsze, niż nam się wydaje. Nieformalnie naciska na to Unia Europejska czy ONZ, a dla środowisk lewicowych stanie się to niebawem jednym z głównych tematów określających ich tożsamość. W centrum tych prób będą nieodmiennie stały wielkie medialne manipulacje, jakich przykładem była wykreowana, a nawet częściowo wymyślona przez działaczy proaborcyjnych i media sprawa „Agaty”.

Sposób relacjonowania sprawy przez „Gazetę Wyborczą” czy „Newsweek” trudno bowiem uznać za normalną pracę dziennikarską. Było to raczej „polowanie z nagonką”, którego celem była od początku aborcja. I nie miało znaczenia, że nie chciała jej dziewczynka. Ten właśnie cel określał strategie narracyjne stosowane przez dziennikarzy w opisywaniu, ustawianiu i niestety często dezinformowaniu opinii publicznej o sprawie nastolatki z Lublina. Informacje były przygotowywane tak, by wynikało z nich jedynie słuszne rozwiązanie całej sytuacji. I nie jest wystarczającym tłumaczenie, że nie istnieje medium, które przekazywałoby czyste informacje, niepodlegające ramowaniu, interpretacji czy rozmaitym strategiom opowiadania ich. Problem polega na tym, że narracje te powinny się opierać w minimalnym choćby stopniu na faktach, które da się jednoznacznie ustalić, i które dopiero później zostają włączone w pewne kompozycyjne czy ideologiczne ramy.

Tymczasem opowieści o gwałcie, zaszczuwaniu, osaczaniu czy odmowie wyegzekwowania przysługujących dziewczynce praw, na których opierała się akcja „Gazety Wyborczej”, to klasyczne fakty medialne, które nigdy nie miały miejsca, a które posłużyły do zbudowania niezwykle mocnego przekazu ideologiczno-światopoglądowego.

Wszystkie teksty informacyjne „Gazety Wyborczej” od początku były budowane według schematu: zgwałcona dziewczynka szuka pomocy w strukturach państwowych, które nie chcą się pochylić nad jej dramatem, bowiem w egzekwowaniu przynależnych nastolatce praw przeszkadzają złowrodzy obrońcy życia. „Agata” nie chce ich natręctwa, błaga dorosłych o prawo uzyskania aborcji, ale wciąż spotyka się z murem hipokryzji, strachu i zniechęcenia. Na szczęście na drodze „Agaty” pojawiły się aktywistki Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny oraz dziennikarze „Gazety Wyborczej”, którzy jak lwy zaangażowali się w obronę przynależnych jej praw. To oni chcieli jej dobra, oni budowali wokół niej mur, który chronić ją miał przed atakami religijnych fundamentalistów.

Ten obraz rozsypywał się jednak jak domek z kart pod wpływem konfrontacji z faktami. Do gwałtu nie doszło. Potwierdziła to – choć nie wprost – także „Gazeta Wyborcza”, uznając, że ciąża pochodząca z czynu zabronionego, jakim jest współżycie małoletniej z nieletnim, też powinna być usunięta. Dziecko zostało poczęte w efekcie stosunków seksualnych podjętych przez dwoje niedojrzałych nastolatków, którzy nie przewidzieli możliwych konsekwencji swoich czynów. Zdjęcia rzekomego gwałciciela nadal znajdują się w fotoblogu „Agaty”, a policja przyznała, że – choć pojawił się wątek gwałtu – to nastolatki same go odrzuciły. Nawet sama „Gazeta Wyborcza” miała problem z ustaleniem, w którym tygodniu ciąży znajduje się dziewczyna („»Agata« jest w 10. lub 11. tygodniu ciąży”). Gdybyśmy mieli do czynienia z gwałtem – to akurat data poczęcia dziecka byłaby ściśle ustalona.

Ale fakt sięgnięcia właśnie po argument gwałtu nie powinien zaskakiwać. Historie zgwałconych nastolatek, którym odmawia się prawa do aborcji i „normalnego życia”, są na sztandarach zwolenników pełnej legalizacji zabijania nienarodzonych od wielu lat. Jane Roe, której proces stał się podstawą zmiany amerykańskiego prawa o ochronie życia, też rozpoczynała swoją akcję od opowieści o gwałcie (ostatecznie przed sądem się z niej wycofała).

Aby ułatwić zmianę opinii w sprawie tak kluczowej jak aborcja, potrzebne było jednoznaczne zdyskredytowanie przeciwników ideowych

W Irlandii główne debaty publiczne także toczyły się wokół prawa zgwałconej nastolatki do wyjazdu do Wielkiej Brytanii i usunięcia problemu. Podobna afera we Włoszech, gdzie zmuszono do usunięcia ciąży 13-letnią Valentinę, zakończyła się próbą samobójczą dziewczynki i jej leczeniem psychiatrycznym. W 2003 roku zaś w Nikaragui historię rzekomo zgwałconej dziewięciolatki Rosity wykorzystano do storpedowania prób delegalizacji aborcji terapeutycznej (ze względu na stan zdrowia kobiety).

Nie ma wątpliwości, że analogiczny cel zmiany obowiązującego w Polsce prawa przyświecał mediom zaangażowanym w polowanie na dziecko „Agaty”. Cierpienie dzieci jest w naszej kulturze czymś, co wzrusza i skłania do zmiany opinii. Szczególnie gdy myślenie zastępuje się emocjami, a szantaż cierpieniem dzieci (kobiet czy innych pokrzywdzonych) staje się argumentem w dyskusjach, w których dyskretnie pomija się fakt, że aborcja nie tylko nie zmniejsza cierpienia zgwałconej kobiety, ale dokłada do niego jeszcze drugie cierpienie, jakim jest syndrom postaborcyjny.

Aby ułatwić zmianę opinii w sprawie tak kluczowej jak aborcja, potrzebne było jednak jednoznaczne zdyskredytowanie przeciwników ideowych. I tak Jacek Żakowski na falach Radia TOK FM od razu określił obrońców życia mianem katoli, którzy tym mają się różnić od katolików, czym kibice od kiboli. Innym razem uznał on, że za sprawą „Agaty” stoją ajatollahowie z „Frondy”. Wojciech Maziarski, wicenaczelny „Newsweeka”, poszedł jeszcze dalej, pisząc o „antyaborcyjnych fanatykach” i „terrorze ekstremistów”.

Podobną strategię negatywnego etykietowania uczestników debaty przyjął prof. Wojciech Sadurski, który w tekście dla „Rzeczpospolitej” określał zwolenników obrony życia mianem „religijnych fundamentalistów”, „radykałów, dla których prawo stanowione się nie liczy”.

W ten sposób chciano nie tylko wymusić emocjonalne współczucie dla dziewczynki, ale też zbudować poczucie zagrożenia „fundamentalizmem”, które mogło się stać skutecznym orężem w walce z obrońcami życia. Ale ten plan spalił na panewce, bowiem inne media („Rzeczpospolita”, „Dziennik”, „Gość Niedzielny”) oraz blogerzy pokazali mistyfikację „Gazety Wyborczej” (i/lub organizacji Wandy Nowickiej). Gdyby nie to i gdyby nie udział, często anonimowych, obrońców życia – to sprawa lubelska przekształciłaby się w jedną z najpotężniejszych broni w rękach aborcyjnych aktywistek.

Tak jak sprawa Rosity była nią w Nikaragui. Film, książki, wywiady, gdyby zaszła potrzeba (to znaczy, gdyby dziecko udało się uratować) proces przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka – dawałyby sposób, by epatować cierpieniem „zgwałconej nastolatki”, której „katole” odmawiają prawa do akceptowalnego nawet przez papieża (takie argumenty, choć całkowicie fałszywe, też się pojawiały) zabiegu. Przesada? Otóż nie. Dokładnie tak rozgrywano sprawę Rosity czy Jane Roe.

Czy tak byłoby w Polsce? Jak pokazuje sprawa Alicji Tysiąc, która wciąż na nowo rozgrywa medialnie i finansowo fakt, że uniemożliwiono jej zabicie swojego dziecka, nie da się tego wykluczyć. A to, że tak nie będzie, zawdzięczać trzeba grupie obrońców życia, którzy dotarli do mediów z pełniejszym od propagandowego przekazem na temat tego, co się zdarzyło w Lublinie i Warszawie. Ich informacji, szczególnie w sytuacji ostrej konkurencji na rynku dzienników, nie mogły zignorować nawet zazwyczaj liberalne w kwestiach światopoglądowych media, np. takie jak „Dziennik”.

Obrońcy życia pokazali w trakcie tych trudnych tygodni, że także są zdolni wywoływać silne emocje społeczne i mobilizować ludzi do pomocy, modlitwy czy walki o bliskie im wartości. W sprawę „Agaty” zaangażowanych było tysiące ludzi. Dziennikarze, których nikt nie podejrzewałby o poglądy pro-life, dzwonili na komisariaty czy do ministerstw i tam próbowali egzekwować pomoc.

Ludzie, którzy jeszcze kilka lat temu ograniczali się do hermetycznych dyskusji na temat starcia cywilizacji życia i śmierci, dziś inicjują akcje e-mailowe, bojkoty, piszą do gazet, udzielają się w debacie publicznej, dokładając swoją pracę do większych kampanii. Spontanicznie, za darmo, z potrzeby serca i poczucia odpowiedzialności obywatelskiej. Biznesmeni proponowali pomoc finansową, całe seminaria duchowne, zakony i wspólnoty świeckie modliły się w intencji dziewczynki, a zwyczajni ludzie pisali do niej listy.

Daje to nadzieję, że mimo świetnie przygotowanych strategii medialnych i wsparcia dla aborcji Trybunału w Strasburgu ochrona życia nie jest w Polsce sprawą przegraną.

Joanna Najfeld jest publicystką. Tomasz Terlikowski jest komentatorem tygodnika „Wprost” Książka „»Agata«. Anatomia manipulacji” przygotowana przez Wydawnictwo Fronda oraz Wydawnictwo AA trafi do sprzedaży po 25 sierpnia

Dziesięciotygodniowe, nienarodzone dziecko zostało zamordowane. 14-letnią dziewczynkę po wielu tygodniach wewnątrzrodzinnej i medialnej nagonki zmuszono do aborcji. Obrońców życia ustawiono w roli terrorystów i oszołomów. A politycy, którzy chętnie i dużo opowiadają o swoim światopoglądowym konserwatyzmie czy wierze w sytuacji, gdy rozgrywała się walka o życie, zdecydowali się – by nie stracić słupków poparcia i nie narazić się mediom – milczeć. Podobnie zresztą jak biskupi.

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?