Reklama

Joanna Ćwiek-Świdecka: Najpierw nauczmy dzieci czytać, potem mówmy o kanonie lektur

Trudno uwierzyć w sukces reformy oświaty szykowanej przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. Choćby dlatego, że sama minister Barbara Nowacka błyskawicznie odcina się, pod presją krytyki, od propozycji ekspertów, by zmienić listę książek, które dzieci miałyby czytać w szkole podstawowej.

Publikacja: 02.08.2025 16:30

Joanna Ćwiek-Świdecka: Najpierw nauczmy dzieci czytać, potem mówmy o kanonie lektur

Foto: Adobe Stock

„To nie są lekcje języka polskiego, tylko historia literatury, jak na polonistyce”. „Podstawa programowa jest przeładowana”. „Egzaminy lepiej piszą ci, którzy nie czytają lektur, tylko opracowania”. „Wiele lektur szkolnych jest zbyt archaicznych”. „Dzieci nie chcą czytać” – to wszystko są zdania, które w ciągu ostatnich lat usłyszałam od nauczycieli języka polskiego. Jak kraj długi i szeroki utyskiwano, że od lat wśród lektur obowiązkowych nie ma żadnych książek współczesnych. A te, które są, często nie trafiają do młodych ludzi, są dla nich niezrozumiałe i nieciekawe. Poloniści apelowali: ograniczmy liczbę lektur obowiązkowych i pozwólmy młodym ludziom współdecydować o tym, co będą czytać i omawiać w szkole. Prosili też, by im zaufać – bo oni wiedzą, co warto wybrać do czytania.

Reklama
Reklama

Co miała zmienić reforma edukacji w 2026 r.?

Reforma projektowana na 2026 r. miała zmienić polską szkołę, uwspółcześnić ją, dostosować do dzisiejszych realiów. Miała być także apolityczna, dlatego jej przygotowanie zlecono Instytutowi Badań Edukacyjnych i zespołom złożonym z ekspertów oraz praktyków. Jednym z nich była dr Kinga Białek, nauczycielka i wykładowczyni akademicka, która w wywiadzie udzielonym Karolinie Słowik z „Gazety Wyborczej” mówiła, że reforma zakłada, iż obowiązkowe miałyby być tylko trzy duże lektury. A w klasach 4-6 w ogóle miałoby obowiązkowych lektur nie być, tylko każdy uczeń miałby przeczytać nie mniej niż cztery pozycje, które klasa wybierze razem z nauczycielem. Ważne, by dotyczyły one określonych zagadnień tematycznych, jak np. rodzina czy relacje rówieśnicze.

Po co ta zmiana? By dzieci czytały to, co jest im bliskie i ciekawe dla nich. Ale także po to, by w ogóle nauczyły się, że książki się czyta nie z przymusu, że można swobodnie wybierać, co się czyta i że czytanie może być fajne. Wszystko po to, by nie porzuciły czytania już na zawsze w momencie, w którym zakończą edukację.

Kanon lektur jest ważny. Ale niekoniecznie musi być przerabiany w całości

W podstawówce obowiązkowe byłyby trzy dłuższe pozycje – „Balladyna” Juliusza Słowackiego, „Kamienie na szaniec” Aleksandra Kamińskiego i „Dziady, część II” Adama Mickiewicza. Czyli obowiązkowe przestałyby być: „Mały książę” Antoine'a de Saint-Exupéry'ego, „Opowieść wigilijna” Karola Dickensa i „Zemsta” Aleksandra Fredry. Choć oczywiście mogłyby one być wybrane jako lektury uzupełniające. Podobnie jak lektury obowiązkowe z klas 4-6, tj., dzisiaj „Akademia Pana Kleksa” Jana Brzechwy, „Opowieści z Narnii. Lew, czarownica i stara szafa” C.S. Lewisa, komiks „Kajko i Kokosz. Szkoła latania” Janusza Christy, „Chłopcy z Placu Broni” Ferenca Molnara i „Hobbit. Tam i z powrotem” J.R.R. Tolkiena.

Reklama
Reklama

Dla przypomnienia – te trzy pozycje, które miały być obowiązkowe, są najczęściej tematem zadań na egzaminie ósmoklasisty. I jeszcze „Pan Tadeusz” Adama Mickiewicza, ale on już od dawna omawiany jest we fragmentach.

Foto: rp.pl/Weronika Porębska

I nie, nie chodzi o to, by dzieci nie czytały książek, by nie znały Biblii czy „Pana Tadeusza”. Ale w podstawówce wystarczą fragmenty wielkich dzieł, a nad kanonem lektur należy pochylać się w szkole średniej.

W odpowiedzi na protesty internautów trzeba powiedzieć jasno: nikt też nie broni czytania tym dzieciakom, które chcą to robić. Choć pamiętając, że polska szkoła jest sprofilowana pod egzaminy, wielu nie chce się czytać i uczyć tego, czego nie będzie na egzaminie ósmoklasisty. Ale czy to jest wina listy lektur, czy po prostu złego systemu edukacji?

Polityka znów wraca do szkół

Propozycje złożone przez zespół dr Białek to odpowiedź na zmiany oczekiwane już od dawna, dlatego awantura polityczna, która natychmiast wybuchła, mogła być zaskakująca. A jeszcze bardziej zaskoczyła reakcja ministry Barbary Nowackiej, która napisała w serwisie X: „Co się zmienia w kanonie lektur? Nic. Propozycje ekspertów, nawet te najbardziej emocjonujące, pozostają propozycjami ekspertów, a nie działaniem MEN”. Czy mamy przez to rozumieć, że szefowa MEN przestraszyła się internetowych krzykaczy? I dla kogo w takim razie jest szkoła: dla dzieci czy dla polityków?

Reklama
Reklama

I chyba to w tym wpisie Barbary Nowackiej zniechęca najbardziej. To, że znów o tym, co będzie się działo w szkole, decyduje polityka i słupki sondażowe. Można było jeszcze myśleć, że uczynienie przed wyborami z edukacji zdrowotnej przedmiotu fakultatywnego, a nie obowiązkowego, było jednorazowym incydentem. Dziś już wiemy, że nie. I że stracą, jak zwykle, dzieci

Środowisko nauczycielskie, które nie tylko z powodu ubiegłorocznych, 30-proc. podwyżek, pokładało ogromne nadzieje w obecnym rządzie Donalda Tuska, teraz nie kryje rozczarowania. W różnych miejscach piszą, że wspierają dr Kingę Białek i mają nadzieję, że MEN przestanie oglądać się na krzykaczy i pójdzie po rozum do głowy, rzeczywiście czyniąc naszą szkołę lepszą. Dla dzieci.   

„To nie są lekcje języka polskiego, tylko historia literatury, jak na polonistyce”. „Podstawa programowa jest przeładowana”. „Egzaminy lepiej piszą ci, którzy nie czytają lektur, tylko opracowania”. „Wiele lektur szkolnych jest zbyt archaicznych”. „Dzieci nie chcą czytać” – to wszystko są zdania, które w ciągu ostatnich lat usłyszałam od nauczycieli języka polskiego. Jak kraj długi i szeroki utyskiwano, że od lat wśród lektur obowiązkowych nie ma żadnych książek współczesnych. A te, które są, często nie trafiają do młodych ludzi, są dla nich niezrozumiałe i nieciekawe. Poloniści apelowali: ograniczmy liczbę lektur obowiązkowych i pozwólmy młodym ludziom współdecydować o tym, co będą czytać i omawiać w szkole. Prosili też, by im zaufać – bo oni wiedzą, co warto wybrać do czytania.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Nie znoszę dyskusji o sensie Powstania Warszawskiego
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Czasami człowiek musi, inaczej się udusi
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Karol Nawrocki to prezydent nie wszystkich kibiców
Opinie polityczno - społeczne
Jan Dworak, Stanisław Jędrzejewski: Potrzebujemy nowego prawa medialnego
Opinie polityczno - społeczne
O polityce migracyjnej możemy dyskutować, ale nienawiść jest trucizną
Reklama
Reklama