„To nie są lekcje języka polskiego, tylko historia literatury, jak na polonistyce”. „Podstawa programowa jest przeładowana”. „Egzaminy lepiej piszą ci, którzy nie czytają lektur, tylko opracowania”. „Wiele lektur szkolnych jest zbyt archaicznych”. „Dzieci nie chcą czytać” – to wszystko są zdania, które w ciągu ostatnich lat usłyszałam od nauczycieli języka polskiego. Jak kraj długi i szeroki utyskiwano, że od lat wśród lektur obowiązkowych nie ma żadnych książek współczesnych. A te, które są, często nie trafiają do młodych ludzi, są dla nich niezrozumiałe i nieciekawe.
Poloniści apelowali: ograniczmy liczbę lektur obowiązkowych i pozwólmy młodym ludziom współdecydować o tym, co będą czytać i omawiać w szkole. Prosili też, by im zaufać – bo oni wiedzą, co warto wybrać do czytania.
Wiedzą też, w jaki sposób uczyć i czy zadawać prace domowe albo nie. I jakie prace zadawać. Tymczasem resort edukacji, nie zwracając uwagi na protesty środowiska nauczycielskiego, zdecydował, że prace domowe w starszych klasach szkoły podstawowej są nieobowiązkowe i nieoceniane, a w młodszych w ogóle nie można ich zadawać. Teraz słyszymy natomiast, że całkiem możliwe, że prace domowe wrócą. Kiedy? Nie wiadomo. Może od września 2026 r., a może wcześniej...
Na marginesie warto dodać, że zakazując prac domowych, MEN tłumaczyło, że jest to odpowiedź na to, że często prace domowe odrabiają za dzieci rodzice lub korepetytorzy. Czy teraz już nie będą tego robić? Czy też może zostaną wprowadzone inne mechanizmy chroniące uczniów przed nadmiernym obciążeniem pracami domowymi? Tego też na razie nie wiadomo.
Czytaj więcej
Już za rok uczniów czeka duża zmiana – od września 2026 roku w życie wejdzie nowa podstawa progra...