Prosto w obiektyw, podnosząc wzrok ponad okrągłe oprawki okularów, patrzy mężczyzna. Lat mniej więcej 50–60. Ciemny kitel, krawat. Ma zajęte ręce, w ustach trzyma papierosa. A ten przedwojenny wąs, a to spojrzenie – ach harde tak. Na stole imadło, śrubokręty, obok młodzi chłopcy – jeden w kaszkiecie, drugi w skórzanym fartuchu. Ale to spojrzenie – ach harde tak.
Twarze Powstania Warszawskiego
Może gdyby fotograf nacisnął spust migawki sekundę później, mężczyzna uniósłby kącik ust, obdarzając nas uśmiechem – nie łobuzerskim czy szelmowskim, bo ani łobuzem, ani szelmą nie jest. Byłby to uśmiech fachury, pewny i hardy, jak jego wzrok. Godny. Nie do zapomnienia.
Jest takie zdjęcie z Powstania Warszawskiego. Chyba moje ulubione. Zrobił je po 10 sierpnia Eugeniusz Lokajski ps. Brok. Kamienica Lewenfisza, pl. Napoleona 1 (dziś Powstańców). Przy pracy w montowni pistoletów maszynowych Błyskawica fotograf uwiecznił rusznikarzy Oddziału Osłonowego Wojskowych Zakładów Wydawniczych. Mężczyzna to Stefan Samek.
Kiedy myślę o Powstaniu Warszawskim, widzę twarze. Nie znoszę dyskusji o jego sensie (odróżniam ją od krytyki, której autorem byli sami powstańcy). Jest nie tylko ahistoryczna. To realizm w krótkich portkach.