Jak dzisiaj możemy opisywać dziedzictwo Powstania Warszawskiego?
Dzisiaj najważniejszym aspektem dziedzictwa jest dla nas pamięć, bo powstańców jest coraz mniej. Nieżyjący już generał Zbigniew Ścibor-Rylski wielokrotnie powtarzał na naszych spotkaniach, że rządzi nimi „generał czas”. Rządzi on rzeczywiście okrutną ręką i liczba żyjących powstańców z dnia na dzień maleje, dlatego pierwszą rzeczą, którą chcemy zrobić, jest przypomnienie, że pamięć musi być żywa, że jest ona obowiązkiem następnych pokoleń. O pamięci przypominamy w kampaniach informacyjnych związanych z 1 sierpnia. Hasła mają kilka wersji, brzmią tak: „Przekazuj pamięć, bo zniknie”, „Dziel się pamięcią”. Rozpoczęliśmy też projekt „Wytwórnia pamięci” – budujemy społeczne archiwum relacji z II wojny światowej z całej Polski.
Spuścizną Powstania Warszawskiego jest opór przeciwko totalitarnemu złu, walka o własne państwo, podmiotowość, o wolność człowieka. Wielu powstańców podkreślało, że okupacja i terror były straszne, że trudno było żyć w sytuacji, w której odbierano człowieczeństwo, a Polak był podczłowiekiem, nie miał praw, nie był obywatelem. Dziedzictwem powstania jest także to, że człowiek wolny lub pragnący wolności, podmiotowości, może odrzucić takie zło.
Czytaj więcej
1 sierpnia o godzinie 17:00 cała Polska zatrzymuje się w milczeniu. Syrena przypomina nam nie tyl...
Czy nasza perspektywa może się zmieniać, gdy patrzymy na działania Rosji na terenie Ukrainy i popełnione tam zbrodnie wojenne? Powiedział pan w kontekście Powstania Warszawskiego – „opór”. Wojna na Ukrainie pokazuje, jaka jest jego cena.
W tej płaszczyźnie Powstanie Warszawskie jakby się uaktualniło. Każdy, kto patrzy na to, co dzieje się na Wschodzie, i widzi olbrzymią cenę, jaką płacą Ukraińcy za możliwość samostanowienia, rozumie, że były tylko dwie drogi. Pierwsza to poddanie się przemocy militarnej i poddanie się kraju, ale wtedy Rosjanie prawdopodobnie wymordowaliby wszystkich tych, którzy nie pasowali do ich wizji, którzy – ich zdaniem – ugruntowują „ukraiński faszyzm”, bo Rosjanie przecież „defaszyzują Ukrainę”. Wtedy mielibyśmy jakiś rodzaj półautonomicznej Ukrainy. Drugą drogą jest właśnie opór za wszelką cenę. Ukraina płaci potworną cenę, ale jest to nadal kraj, w którym można żyć.
Maciej Radziwiłł w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” określił rosyjską frazę propagandową „ukraiński nazizm” jako opisującą tych mieszkańców dawnego Związku Sowieckiego, którzy pasują do koncepcji Kremla lub żyją poza terenami Rosji, ale na ziemiach, które ich zdaniem są rosyjskie.
Putin sygnalizował wcześniej, co ma zamiar zrobić, zatem jego działania nie powinny zaskakiwać. Ukraiński patriotyzm, który odłącza Ukrainę od wspólnoty z Rosją, a więc także od dziedzictwa wielkiej wojny ojczyźnianej przeciwko III Rzeszy, oraz próba zbliżenia się z Zachodem traktowane są jako zdrada słowiańszczyzny wymierzona w Rosję. Dla Putina mit wojny ojczyźnianej jest jednym ze spoiw narodu rosyjskiego, który uzasadnia napaść na Ukrainę.
Czytaj więcej
Pośród ognia i ruin, dymu i śmierci Gazownia Warszawska stała się bastionem nadziei. Nieznana his...
Czy to oznacza, że my możemy się także czuć zagrożeni?
Gdy zakończy się wojna w Ukrainie – choć na razie nic na to nie wskazuje – Polska będzie jednym z głównych wrogów Rosji. Dzisiaj jesteśmy postrzegani przez Rosjan jako ci, którzy nie pomogli szybko im wygrać z Ukrainą. Na pewno będziemy poddani różnorodnej presji, wojnie hybrydowej – którą już widzimy na granicy – czy działaniom terrorystycznym.
I jak w tym kontekście postrzega pan spuściznę Powstania Warszawskiego?
Bardzo ważne było to, że powstańcy potrafili być razem. Wyjątkowość powstania polega m.in. na tym, że w trakcie walk jednocześnie wychodziło 170 tytułów prasowych. Dlaczego tyle? Taka była decyzja Krajowej Rady Ministrów, aby każde ugrupowanie polityczne od lewa do prawa, od anarchosyndykalistów po narodowców, z wyłączeniem komunistów internacjonalistów, miało równy dostęp do drukarni, farb i papieru. Chodziło o to, aby każda partia mogła zaprezentować swój program.
Dziedzictwem powstania jest to, że człowiek wolny lub pragnący wolności, podmiotowości, może odrzucić zło
Tak naprawdę tworzono fundamenty społeczeństwa obywatelskiego.
Uważano, że Niemiec jest naszym wrogiem, że zbliżający się do Warszawy Stalin również jest wrogiem, a Polacy muszą być razem. W ten sposób starano się przepracować dyktaturę Piłsudskiego. Panowała opinia, że nowa Polska powinna być oparta na pewnym konsensusie, bo będzie państwem demokratycznym. Dlatego wszystko, co państwowe, powinno być publiczne, czyli demokratyczne. Przygotowywano mechanizmy, które miały odbudować wspólnotę. Chciałbym, aby – w związku z obecnymi zagrożeniami – podobnej pracy na rzecz wspólnoty nauczyła się w trybie przyspieszonym współczesna Polska.
Muzeum Powstania Warszawskiego stara się promować pewne postawy, chociażby na wystawie „Najlepsi. Cichociemni. GROM”, czyli braterstwo i patriotyzm.
Pokazujemy cichociemnych m.in. przez pryzmat Jana Nowaka-Jeziorańskiego, który przed wojną zaczął robić doktorat z ekonomii na uniwersytecie w Poznaniu. Gdy przyszła wojna, uznał, że będzie walczył. Nie miał wielkich umiejętności, ale był odważny i zmotywowany. Miał poczucie, że należy pracować nad tym, żeby Polska była wolna. Został przeszkolony – dzisiaj powiedzielibyśmy, że był szpiegiem – mimo że do końca życia nie potrafił jeździć na rowerze. Ale swoich deficytów nie traktował jako wymówki, tylko starał się je obejść.
Cichociemni byli komandosami nie dlatego, że ich marzeniem było całe życie walczyć. To byli ludzie o dużym potencjale intelektualnym, którzy rozumieli, że aby budować mosty, uczyć ludzi w wolnej Polsce, najpierw trzeba ją wywalczyć. Dołączyliśmy do wystawy o cichociemnych GROM, bo chcemy pokazać jednostkę wojskową, która wkłada wiele pracy w upamiętnianie cichociemnych – warto wiedzieć, że żołnierze GROM-u mają kontakt z rodzinami legendarnych spadochroniarzy AK, opiekują się nimi. Od momentu, gdy umarł ostatni cichociemny, GROM-owcy opiekują się pamięcią o tej elitarnej grupie. Pokazują, że są w jednym szeregu z pokoleniem cichociemnych. Razem z GROM-owcami na prośbę Stefana Bałuka „Starby” postawiliśmy przy Sejmie pomnik poświęcony cichociemnym AK, którzy oddali skok w Polsce.
Czytaj więcej
1 sierpnia to jedna z dat, które dla Warszawy mają szczególne znaczenie. Tego dnia miasto, tętnią...
Wspomniał pan o projekcie „Wytwórnia Pamięci”. 1 sierpnia będziemy mogli wysłuchać relacji bohaterów walk o stolicę. Jaki będzie towarzyszył jej przekaz skierowany do młodych, do harcerzy?
Harcerzom, którzy z okazji obchodów 81. rocznicy powstania mają w Warszawie swój zlot, staramy się pokazać wagę tego pomysłu na patriotyzm, na polskość, na pokolenie Armii Krajowej. Zawsze im mówimy, że powstańcy byli wyjątkowymi bohaterami, ale nie tylko w czasach wojny. Oni, tak jak „Anoda” czy Władysław Bartoszewski, byli aktywnymi obywatelami.
Kiedyś zapytałem pułkownika Piotra Gąstała, byłego dowódcę GROM-u, ile razy trzeba się podciągnąć na drążku w czasie testu sprawnościowego podczas selekcji do tej jednostki. Odpowiedział: „Wszystkie razy” i się uśmiechnął. Po jakimś czasie dotarło do mnie, że pewnie ktoś, kto zrobił nieco mniej niż „wszystkie”, też może zostać przyjęty, bo walczył ze swoimi przeciwnościami, słabościami, które potrafił pokonać.
Trzeba wykonać zadanie, misję…
Wykonywać zadanie z całego serca. Tak mówili też powstańcy: jeśli ci się nie udało, to znaczy, że źle próbowałeś. Inni dodawali, że porażki są niegroźne, jeżeli jako Polacy jesteśmy razem, jeżeli mamy wspólnotę i świadomość, że walczymy w słusznej sprawie. Dlatego bardzo trudno było im żyć w Polsce, która osuwała się w konflikt dwóch patriotyzmów, dwóch postaw. Uważali, że to jest niepotrzebna aberracja, że to jest niedobre dla Polski, szczególnie gdy nadciągają jakieś zagrożenia.
Młodym powtarzamy, że ważne jest bycie razem i zaangażowanie, bo patriotyzm to zaangażowanie. Namawiamy ich także do włączania się w przekazywanie pamięci, bo ona musi być ciągle żywa. Pamięć żyje, gdy jest przekazywana.
Powiedział pan o projekcie „Wytwórnia pamięci”, czyli rejestrowaniu wspomnień z wykorzystaniem specjalnej aplikacji. Dzisiaj podobne działania są prowadzone na Ukrainie, tyle że ich celem jest dokumentowanie zbrodni rosyjskich.
To jest straszne, że trzeba dokumentować zbrodnie, ale z drugiej strony bez tego nie można liczyć na ukaranie, choćby symboliczne, sprawców. Jednym z błędów PRL-u było to, że chociaż zaraz po wojnie wydano dwa tomy wspomnień, to nie dokumentowano zbrodni niemieckich i w zasadzie żaden ze sprawców nie został ukarany. Konsekwencją jest to, że obecnie możemy wskazać tylko ok. 50 tysięcy nazwisk ofiar, tymczasem w okresie powstania zginęło 120–160 tysięcy osób. To oznacza, że 60 proc. pozostaje bezimiennych. Po wojnie nie zrobiono tego, co dzisiaj robią Ukraińcy, czyli dokumentowania zbrodni zaraz po tym, co się wydarzyło – kiedy żyją świadkowie, którzy mogą zidentyfikować ofiary, są w stanie opisać okoliczności ich śmierci. Dzięki dokumentacji zbrodnia w Ukrainie nie zostanie przemilczana.