W ciągu mniej niż pół roku Rosja doprowadziła do dwóch strategicznych przesileń: militarnego – w środku gorącego lata z Gruzją – i energetycznego – w środku zimy z Ukrainą. Co prawda nie można powiedzieć, że sama je wywołała, ale na ogół większość analityków jest zgodna, że obydwa co najmniej sprowokowała w imię własnych interesów.
Obydwie konfrontacje mają czytelny kontekst – jest nim perspektywa wyrwania się państw sąsiednich Rosji (należących do tzw. bliskiej zagranicy) spod jej wpływów i mniej lub bardziej demonstrowana chęć dołączenia do Zachodu. Przeciwko tej perspektywie Moskwa oponowała przez ostatnich 15 lat. Stało się to wręcz jej strategicznym celem.
Tak było także z państwami Europy Środkowej (w tym Polską) i krajami bałtyckimi w ich dążeniach do NATO w latach 90. ubiegłego wieku. Tylko że wtedy Rosja ograniczała się do stosowania środków wojny informacyjnej, dyskredytowania, zastraszania, zniechęcania za pośrednictwem mediów i dyplomacji publicznej.
[srodtytul]Osamotnione państwa poradzieckie[/srodtytul]
Po dojściu do władzy Władimira Putina Rosja od strategicznie „miękkich” środków informacyjnych przeszła do stosowania także środków „twardych”: zbrojnych i gospodarczych. Dwa ostatnie konflikty różniły się rozmachem strategicznym i były konfliktami o krótkotrwałej kulminacji (kilku- kilkunastodniowymi) – ale o ile wojna z Gruzją zaangażowała Unię Europejską jedynie jako pośrednika, podmiot umożliwiający spokojne zakończenie działań zbrojnych, to niedawne starcie gazowe dotknęło jej już bezpośrednio. Unia Europejska stała się stroną konfliktu.