Demokracja musi kosztować

Niedobrze jest, gdy o wyniku wyborów decyduje uporczywie powtarzany obraz więdnącej maskotki. W interesie demokracji warto ograniczyć dostęp polityków do płatnych ogłoszeń wyborczych – pisze prezes domu mediowego

Aktualizacja: 17.02.2009 07:03 Publikacja: 17.02.2009 00:40

Demokracja musi kosztować

Foto: Rzeczpospolita

W toku zażartej ostatnio dyskusji często cytuje się Jacka Kuronia, który z właściwą sobie przenikliwością u zarania demokracji w Polsce zauważył, że dyktatura jest znacznie tańsza od rządów ludu. Choćby z powodu oszczędności na organizacji wyborów.

Ale czy demokracja musi nas kosztować aż tyle? Czy rzeczywiście zniesienie finansowania partii politycznych z budżetu jest postulatem słusznym, realizującym liberalne wartości? Na ile jest to postulat demagogiczny szyty pod publiczkę, a na ile rzeczywiste źródło oszczędności? Na ile postulaty rządu są próbą ograniczenia zdolności opozycji wpływania na opinię publiczną poprzez ogłoszenia finansowane z kasy partyjnej, a na ile redukcją zbędnych wydatków? Czy wydajemy na partie polityczne tyle, ile powinniśmy, czy też zbyt dużo? Pytania można mnożyć w nieskończoność.

[srodtytul]Partyjne być albo nie być[/srodtytul]

Finansowanie partii politycznych w Polsce to prawdziwe pole minowe. Trudno odróżnić tu argumenty polityczne, społeczne, gospodarcze i etyczne. Kwestia finansowania systemu ogniskuje w sobie wszystkie jego bolączki. Spróbujmy zatem spojrzeć na problem niezależnym, zdystansowanym okiem.

Podstawowym problemem w dyskusji jest odpowiedź na pytanie o to, czy partie polityczne powinny być finansowane z budżetu państwa, jak chcą tego wszystkie partie polityczne poza PO, czy też powinny finansować się same z darowizn, składek i datków, jak postulowała to w ostatnich wyborach partia rządząca. W tej kwestii mam jednoznaczne stanowisko. Finansowanie partii politycznych z darowizn, z datków oraz powszechnych zbiórek i innego rodzaju dotacji jest dla działania demokracji wyjątkowo niebezpieczne.

Niebezpieczne z dwóch różnych przyczyn. Finansowanie partii politycznych jest dla partii być albo nie być. W nowoczesnej demokracji pieniądze decydują o żywotności aparatu, o jakości ekspertyz, analiz, a co za tym idzie jakości argumentów przywódców partyjnych. To pieniądze pozwalają zatrudniać najlepszych speców od wizerunku i marketingu politycznego. W efekcie decydują o tym, czy te argumenty mają szansę trafić i przekonać odbiorców. Mam wrażenie, że politycy przeceniają znaczenie pieniędzy w determinacji wyników wyborów, ale bez wątpienia jest to rola znacząca.

Bez gwarancji źródeł finansowania politycy, walcząc o przetrwanie swoich partii i realizację swoich programów, mają dwa wyjścia: zabiegać nie tylko o sympatię, ale także o zawartość kieszeni wyborców lub zabiegać o przychylność wielkiego biznesu. Partię można sfinansować z wielkiej liczby drobnych składek szarych ludzi lub małej liczby ogromnych dotacji wielkich ryb. Nie ma innego wyjścia, a zazwyczaj, jak pokazuje to praktyka liberalnej amerykańskiej demokracji, kandydaci, którzy realnie myślą o sukcesie, muszą zabiegać o finanse z obu stron. Oznacza to często populizm, demagogię i skrajne sądy.

[srodtytul]Ojciec Rydzyk daje do myślenia[/srodtytul]

Jedynym politykiem na polskiej scenie politycznej, który skutecznie zabiega o finansowanie z kieszeni przeciętnego zjadacza chleba w Polsce, jest ojciec Rydzyk.

To ta zdolność daje redemptoryście znaczenie nieproporcjonalne do słuchalności radia, którym kieruje. Czy nie jest to przykład dający do myślenia? Demokracja ma tę wadę, że opiera się na równych wyborach powszechnych. Populizm jest chorobą dziedziczną systemu. Ceną, którą płacimy za wolność wyboru.

Finansowanie partii politycznych z kieszeni wyborców multiplikuje ten problem. Politycy nie tylko muszą zabiegać o głosy większości, ale są zmuszeni zabiegać też o pieniądze. To populizm do kwadratu. Niebezpieczny, bo samoradykalizujący się. Przeciętna niezdecydowana większość z wysiłkiem w ogóle idzie do wyborów. Ci ludzie z pewnością nie będą płacić na działalność partii politycznych. Datki wyskrobią za to z kieszeni radykałowie, ludzie przekonani o własnej racji. Jednego ojca Rydzyka nam starczy.

[srodtytul]Nie ma darmowych kolacji[/srodtytul]

Kolejne niebezpieczeństwo polega na tym, że nie ma bezinteresownych darowizn ze strony biznesu. Mówiąc wprost, nie ma darmowych kolacji. Ludzie mojego pokroju rzadko są idealistami, a jeszcze rzadziej kierują się sentymentami. W języku biznesu darowizna na partię polityczną nazywa się inwestycją. Nie ma dla Polski droższej formy finansowania działalności partii politycznych niż dotacje z biznesu, ponieważ każdy, kto prowadzi działalność gospodarczą, oczekuje zwrotu na inwestycji.

Jako że inwestycja jest wyjątkowo ryzykowna: począwszy od niepewności co do wyniku wyborów, skończywszy na fundamentalnej wątpliwości co do lojalności polityków, to kredyt musi być bardzo wysoko oprocentowany. Kredyt, zaznaczmy, skutkujący nie tylko stronniczymi decyzjami odpłacających się w ten sposób beneficjentów, ale, co gorsza, decyzjami budzącymi donośny i słuszny sprzeciw społeczny.

Jakkolwiek to niewiarygodnie zabrzmi, finansowanie partii politycznych z budżetu niezależnie od wysokości dotacji jest najtańszym, bo bezzwrotnym, i najbezpieczniejszym, bo niewymagającym demagogicznych haseł, sposobem finansowania polityki. I to niezależnie od wysokości subwencji na działalność partii politycznych, niezależnie od tego, że to politycy tuczą się kosztem budżetu, niezależnie od tego, że bulwersujący jest fakt, iż to oni sami podejmują w tej kwestii ostateczne decyzje.

Jeśli zatem z budżetu, to ile? Czy fakt, że rządząca partia polityczna dostaje z budżetu 37 milionów złotych, nie jest bulwersujący? W najmniejszym stopniu nie jest. Biorąc pod uwagę skalę finansów, o jakich działacze tej partii decydują, wolałbym, żeby byli oni całkowicie wolni od finansowych partykularnych pokus.

Zapewniam państwa, to bardzo dobrze zainwestowane 37 milionów złotych. Nie dlatego, że partia ta świetnie rządzi – z tego rozliczą ją następne wybory, ale dlatego, że nie sprzeda interesów państwa (a więc naszych) za drobne. Bo w skali kraju są to bądź co bądź drobne.

[srodtytul]Ziarenko na pustyni[/srodtytul]

Innym pytaniem pozostaje, czy w czasach kryzysu, powszechnego zaciskania pasa politycy w geście solidarności nie powinni oszczędzać także na sobie? Oczekiwania społeczne w tej kwestii są jednoznaczne i politycy je dobrze czują, a przynajmniej czuć powinni. Przyznajmy jednak, w zależności od tego, kto ten gest postuluje, kto go krytykuje, może być oceniany jako gest solidarności lub demagogii. W obu przypadkach jest to w skali finansów państwa gest jedynie symboliczny. 200 milionów złotych to ułamek procentu deficytu budżetowego. To ziarenko na pustyni. Ważne jako gest, nieistotne z punktu widzenia finansów państwa.

Postulat premiera należy zatem oceniać z punktu widzenia raczej polityki niż ekonomii. Ze wszech miar słuszny wydaje się natomiast postulat wicepremiera Waldemara Pawlaka zniesienia gabinetów politycznych w administracji państwowej i samorządowej. Gabinety polityczne to nic innego niż synekury płacone z publicznych pieniędzy dla działaczy partyjnych na różnych szczeblach administracji państwowej.

Jest to praktyka niebezpieczna dlatego, że pozostaje poza kontrolą społeczną. Korupcjogenne państwowe etaty utrzymujące partyjnych działaczy nie są raportowane w żadnych raportach komisji wyborczych, a jest to źródło finansowania partii politycznych w Polsce, jak dowodzi sam wicepremier, ponad dwukrotnie ważniejsze niż oficjalnie raportowane!

Dotacje na partie polityczne są istotne. PO i PiS mogą liczyć na 35 – 40 milionów rocznie. Partie drugiej ligi, jak PSL i SLD, na 13 – 15 milionów. Niezależnie od tego, czy są to środki istotne, czy nie, warto, by były one jak najlepiej inwestowane. Myślę, że jakość programów, profesjonalizm ekspertyz ma istotne znaczenie dla jakości debaty publicznej w Polsce, a w konsekwencji dla jakości naszego życia. Takiego znaczenia nie ma z pewnością partyjna propaganda, ostatnio coraz częściej przypominająca reklamę proszku do prania.

Prawdę mówiąc, nie chciałbym, by w przyszłości o wyniku wyborów decydował uporczywie powtarzany obraz więdnącej maskotki. Uważam, że w interesie demokracji warto ograniczyć dostęp polityków do płatnych ogłoszeń wyborczych. Zakaz wykupu mediów płatnych, po pierwsze, wyrówna szanse. Partie drobne niedysponujące funduszami z budżetu państwa będą mogły przebić się przez polityczny hałas wyborczy za pomocą czasu ustawowego. Po drugie jestem głęboko przekonany, że w tym przypadku ilość jest przeciwnikiem jakości. Im rzadziej politycy będą mieli dostęp do płatnych narzędzi propagandy, tym lepiej.

[i]Autor jest prezesem Omnicom Media Group w Polsce – grupy domów mediowych[/i]

W toku zażartej ostatnio dyskusji często cytuje się Jacka Kuronia, który z właściwą sobie przenikliwością u zarania demokracji w Polsce zauważył, że dyktatura jest znacznie tańsza od rządów ludu. Choćby z powodu oszczędności na organizacji wyborów.

Ale czy demokracja musi nas kosztować aż tyle? Czy rzeczywiście zniesienie finansowania partii politycznych z budżetu jest postulatem słusznym, realizującym liberalne wartości? Na ile jest to postulat demagogiczny szyty pod publiczkę, a na ile rzeczywiste źródło oszczędności? Na ile postulaty rządu są próbą ograniczenia zdolności opozycji wpływania na opinię publiczną poprzez ogłoszenia finansowane z kasy partyjnej, a na ile redukcją zbędnych wydatków? Czy wydajemy na partie polityczne tyle, ile powinniśmy, czy też zbyt dużo? Pytania można mnożyć w nieskończoność.

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?