[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/02/17/tomasz-wroblewski-kryzys-bez-lewicy/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Historia lewicy składa się z ideologicznych zrywów od recesji do recesji. To patent na wykorzystywanie przejściowych trudności gospodarczych do budowania trwałych instytucji socjalnego państwa. Gigantycznych projektów społecznych regulujących i reglamentujących wolności osobiste po to, żeby pchnąć świat w inną stronę, niż popycha go natura człowieka.
[srodtytul]Poparcie dla rządu [/srodtytul]
Przy kolejnych kryzysach, pod hasłami ochrony ubogich, w USA i Europie nadawano elitom związkowym specjalne przywileje. Gwarancje pracy niezależne od jakości, bezrobotnym królewskie świadczenia socjalne, nakazy zatrudniania kobiet i mniejszości rasowych. W imię sprawiedliwości ograniczano nawet wolność słowa. Pierwszy powojenny kryzys gospodarczy przyniósł pierwsze obostrzenia. "Fairness doctrine" zobowiązywała nadawców do oddawania krytykowanym takiego samego czasu antenowego jak krytykom. Potem kryzys energetyczny poszerzył ten zapis o obowiązek oddawania anteny wszelkim mniejszościom, których racji nikt nie chce słuchać.
Wraz z wejściem do Unii Europejskiej Polska przejmowała kolejne lewicowe zdobycze wraz z ich instytucjami – równego traktowania płci, ekologicznej odpowiedzialności, przestrzegania dobrych stosunków w pracy czy tolerowania destrukcyjnej roli związków zawodowych.