Bartłomiej Sienkiewicz, współtwórca i dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich, wykładowca Akademii Obrony Narodowej, w grudniu ub.r. w ważnym artykule „Niepokojąca słabość” w „Dzienniku” wskazał na „smutną prawdę: z punktu widzenia modernizacji naszej armii zarówno dekada lat 90., jak i przystąpienie do NATO były czasem kompletnie straconym”. Podzielam ten pogląd, a przytaczam go w formie cytatu, by wskazać, że nie ma on związku z tym, iż obecnie jestem politykiem opozycyjnym.
Polska armia od 1989 r. jest słabo doinwestowana i traktowana przez polityków po macoszemu. Pozbawiona racjonalnych planów zmierza w przepaść. Proponowane przez ministra Klicha chaotyczne plany jej reanimacji spaliły na panewce. Dziura budżetowa i oszczędności w MON dobiją armię i przemysł obronny. Lansowana z uporem wizja profesjonalizacji armii bez jej modernizacji technicznej jest skazana na porażkę.
[srodtytul]Nieloty z Sił Powietrznych[/srodtytul]
Liczby są nieubłagane: do 2018 r. zostanie w Siłach Powietrznych 48 nowoczesnych F-16 i 32 leciwe MiG-29 zgłoszone do NATO jako myśliwce dzienne, bez możliwości atakowania celów powietrznych poza zasięgiem kontaktu wzrokowego. Eksperci wskazują, że 120 samolotów bojowych to niezbędne minimum. Pilotów przygotowanych do obsługi 48 samolotów F-16 będziemy mieć (uwzględniając standardy NATO) 1,5 na jeden samolot w roku 2012. Będzie to cztery lata po przylocie do kraju ostatniego F-16 i aż dziewięć lat od podpisania kontraktu! Zakłada się, że co roku może się wykruszyć około 10 proc. pilotów.
Szkolenie pilotów jest blokowane przez brak odpowiednich samolotów szkolenia zaawansowanego. Zdaniem MON mamy je mieć w 2012 r. Tymczasem prowadzone są wyłącznie wstępne i nie do końca jasne rozmowy z fińskim oferentem proponującym stare samoloty Hawk i z koreańskim – proponującym nowy, drogi samolot T-50 promowany w Polsce przez amerykański koncern Lockheed Martin (producent F-16). Czy zatem podany przez MON termin wcielenia do Sił Powietrznych nowych maszyn szkolno-bojowych jest wciąż aktualny?