[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/03/01/piotr-skwiecinski-ciezka-dola-panszczyznianego-geja/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Szkolna edukacja, zwłaszcza humanistyczna, jej treść i zakres, nieoczekiwanie stała się w Polsce ważnym przedmiotem światopoglądowej bitwy. Nieoczekiwanie, bo dotąd tak nie było. Kiedy za rządów AWS ówczesna ekipa wprowadzała reformę, rozbijającą delikatną równowagę polskiego systemu szkolnego, reformę niosącą ze sobą edukacyjne i społeczne zagrożenia (powszechnie już teraz krytykowane gimnazja), ze strony umownie zwanej konserwatywną nie podnosiły się w zasadzie głosy sprzeciwu, choć były to czasy intelektualnej aktywności prawicy (przypomnijmy choćby istniejące jeszcze wtedy środowisko pampersów). Dziś jest inaczej.
Dlaczego? Adam Kalbarczyk w "Gazecie Wyborczej" daje wyraz przekonaniu, że "konserwatyści otworzyli w dziedzinie edukacji drugi, obok bioetyki, front sporu ideowego", bo "w tej dziedzinie środowiska konserwatywne, silne inteligencją humanistyczną, czują się dużo bardziej kompetentne niż w dziedzinach krzyżujących się z naukami przyrodniczymi".
Nie wchodząc w polemikę na temat kompetencji środowisk konserwatywnych (a czemu nie lewicowych?) w dziedzinie nauk przyrodniczych, uważam, że zasadnicza przyczyna relatywnej gwałtowności obecnego sporu jest inna.
Po pierwsze, ostatnie lata, a zwłaszcza dyskusje na tematy związane z polityką historyczną, unaoczniły wszystkim stronom sporu wagę sfery edukacji humanistycznej.