Problem ulokowania w naszym kraju amerykańskich wyrzutni rakietowych był okazją do nowego zdefiniowania miejsca Polski na politycznej mapie bezpieczeństwa europejskiego. Okazją niewykorzystaną nie tylko przez kolejne postsolidarnościowe rządy, ale także zmarnowaną z punktu widzenia refleksji nad tym, czym jest polityka międzynarodowa i jak definiujemy w niej rolę Polski. Dowodem tego są reakcje na nowe otwarcie w relacjach amerykańsko-rosyjskich i prawdopodobne zawieszenie budowy w Polsce i Czechach elementów systemu obrony przeciwrakietowej.
[srodtytul]Ucieczka ze Wschodu[/srodtytul]
Polityka polega na nieustannym definiowaniu celów, a następnie dokonywaniu wyborów służących ich realizacji. Wymaga zatem odróżnienia celu od środków. Nie jest to łatwe zadanie, ponieważ to, co jeszcze wczoraj było celem, dzisiaj staje się środkiem w innej grze. Tylko państwa, które posiadają umiejętność ostrego widzenia procesów politycznych, potrafią zapewnić sobie wpływ na politykę innych aktorów.
Z polskiego punktu widzenia problem ten sprowadza się do dwóch pytań. Czy w obliczu zmian zachodzących w geopolitycznym, a także instytucjonalnym otoczeniu naszym głównym problemem jest deficyt bezpieczeństwa, czy też jest nim raczej deficyt politycznej siły, czyli podmiotowości. Poza tym, jaka jest relacja między tymi pojęciami; tj. czy wzrost siły jest środkiem prowadzącym do wzrostu bezpieczeństwa, czy też poprawa pozycji strategicznej jest warunkiem wzrostu wpływu państwa w polityce międzynarodowej.
Brak sprzeczności czy wręcz wzajemne uzupełnianie się obu pojęć nie oznacza, że muszą one występować wspólnie. Przykład wielu małych krajów Europy pokazuje, że można być bezpiecznym, ale słabym. Z kolei globalni gracze są stale wystawieni na nowe zagrożenia.