Komunizm był ideą równie niebezpieczną i tak samo zbrodniczą w skutkach jak nazizm, dlatego do obu totalitaryzmów należy przykładać tę samą miarę. Jeśli zakazujemy propagowania idei nazistowskich, to samo czyńmy z komunistycznymi. Jeśli karzemy propagatorów nazizmu, tak samo traktujmy apologetów komunizmu. Obecnie tego typu zakazy mają jednak wymiar głównie symboliczny. Na szczęście też obie te ideologie znajdują ledwie garstkę zwolenników.
Z praktycznego punktu widzenia zakaz wydawania książek będących ich doktrynalnym wykładem nie jest więc tak bardzo istotny. Można zatem rozważać, czy warto go utrzymywać (zwłaszcza w czasach, gdy wszystko można znaleźć – i umieścić – w Internecie) i czy nie dopuścić krytycznych edycji, w których obok tekstu źródłowego – np. "Manifestu komunistycznego" – znalazłby się wstęp ukazujący złowrogość niektórych wątków myśli Marksa (np. idei walki klas) oraz tragiczne konsekwencje prób wcielenia jej w życie. Gdyby jednak taka książka zawierała wstęp będący peanem na cześć ideologii Marksa i tego, co komunizm przyniósł Polsce, wówczas – jako propagująca komunizm – powinna podlegać tym samym przepisom, co "Mein Kampf", programowe dzieło Adolfa Hitlera. Oczywiście, gdyby autor chwalił jedynie aparat naukowy Marksa jako badacza zjawisk społecznych, wówczas rzecz przedstawiałaby się inaczej. Zdroworozsądkowe rozróżnienie sfery naukowej i ideologicznej – choć niełatwe – jest w tym przypadku niezbędne.
Pojawiają się niekiedy głosy, że można wydawać dzieła komunistów i nazistów, pod warunkiem że dostępność do nich będzie ograniczona do środowisk akademickich. Po pierwsze jednak takie zawężenie jest niemożliwe do przeprowadzenia w praktyce. Po drugie nie da się udowodnić tezy, że polscy naukowcy są mądrzejsi i rozsądniejsi od reszty społeczeństwa i że zrobią z takich książek dobry użytek.
Historia pokazuje coś dokładnie przeciwnego: wśród naukowców w PRL była znacząca nadreprezentacja komunistów (w porównaniu z wieloma innymi grupami zawodowymi). Nie wdając się w dyskusję, ilu z nich szczerze wierzyło w propagowane idee, a ilu dokonywało pragmatycznego wyboru, trudno uznać naukowców za grupę na tyle światłą, aby byli w stanie uchronić się przed wpływem różnych szalonych i groźnych idei. Choć akurat czasy, w których do dobrego tonu należało podkreślanie marksistowskich korzeni i sympatii, przeszły do historii.
Dotyczy to także studentów. Jeśli są wśród nich lewicowi radykałowie, to inspiracji szukają raczej nie w "Manifeście komunistycznym", lecz w ideach nowych guru lewackiego radykalizmu, np. propagatorów alterglobalizmu. Przeważnie jednak niebezpieczne dla porządku społecznego chuligańskie zachowania, przedstawiane jako walka o słuszną sprawę (likwidowanie nierówności, troska o środowisko naturalne, protest przeciwko hipokryzji elit itp.), nie mają żadnej poważnej podbudowy teoretycznej.