[b][link=http://blog.rp.pl/skwiecinski/2010/03/09/spoleczenstwo-radosnych-dzieciakow/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]
Zapowiadane przez Platformę Obywatelską obniżenie wieku wyborczego do 16 lat (na razie w wyborach lokalnych, ale z czasem…) wpisuje się dobrze w wyborczą strategię tej partii i popierających ją sił opiniotwórczych. Oprócz dopuszczenia do urn nastolatków w skład kompleksu dyskutowanych i lansowanych rozwiązań wchodzi przede wszystkim głosowanie przez Internet i wydłużenie czasu trwania wyborów na dwa dni.
Intencja sugerowanych zmian bije po oczach – chodzi o zwiększenie odsetka wyborców z grup uważanych za bardziej proplatformerskie (czy raczej: antypisowskie, ale jak dotąd to jedynie teoretyczne rozróżnienie). Czyli – właśnie – wyborców najmłodszych. Czyli wyborców wielkomiejskich i bogatszych, którzy często spędzają weekend poza domem i trudno im się wybrać do lokalu. Czyli wszystkich tych, którzy nie mają we krwi odruchu, aby w wyborczą niedzielę wprowadzić do swego kalendarza wizyty w komisji.
A wśród takich właśnie wyborców mamy, z różnych przyczyn, nadreprezentację przeciwników PiS i w ogóle wyborców skłonnych do wsparcia swym głosem kandydatów i ugrupowań kojarzących się raczej z afirmacją, a nie kontestacją współczesności.
Choć polityczna intencja proponowanych zmian jest oczywista, nie znaczy to zarazem, aby wszystkie one były z gruntu niesłuszne, i aby miały przynieść wyłącznie negatywne skutki. Uważam tak, choć rozumiem na przykład zastrzeżenia, formułowane kiedyś przez Jarosława Kaczyńskiego. Stawiał on znak zapytania nad tym, czy należy rzeczywiście aż tak się gimnastykować, żeby ułatwić udział w wyborach tym, którym dla zrealizowania najważniejszego obywatelskiego prawa nie chce się podjąć wysiłku tak niewielkiego, jakim jest osobiste pójście do lokalu komisji wyborczej.