Społeczeństwo radosnych dzieciaków

W Austrii dopuszczone do wyborów nastolatki wsparły przede wszystkim prawicowe i lewicowe ugrupowania skrajne. I nic dziwnego, w tym wieku wiele się robi dla zgrywy, żeby było ciekawiej – pisze publicysta

Aktualizacja: 09.03.2010 23:55 Publikacja: 09.03.2010 18:19

Piotr Skwieciński

Piotr Skwieciński

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

[b][link=http://blog.rp.pl/skwiecinski/2010/03/09/spoleczenstwo-radosnych-dzieciakow/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

Zapowiadane przez Platformę Obywatelską obniżenie wieku wyborczego do 16 lat (na razie w wyborach lokalnych, ale z czasem…) wpisuje się dobrze w wyborczą strategię tej partii i popierających ją sił opiniotwórczych. Oprócz dopuszczenia do urn nastolatków w skład kompleksu dyskutowanych i lansowanych rozwiązań wchodzi przede wszystkim głosowanie przez Internet i wydłużenie czasu trwania wyborów na dwa dni.

Intencja sugerowanych zmian bije po oczach – chodzi o zwiększenie odsetka wyborców z grup uważanych za bardziej proplatformerskie (czy raczej: antypisowskie, ale jak dotąd to jedynie teoretyczne rozróżnienie). Czyli – właśnie – wyborców najmłodszych. Czyli wyborców wielkomiejskich i bogatszych, którzy często spędzają weekend poza domem i trudno im się wybrać do lokalu. Czyli wszystkich tych, którzy nie mają we krwi odruchu, aby w wyborczą niedzielę wprowadzić do swego kalendarza wizyty w komisji.

A wśród takich właśnie wyborców mamy, z różnych przyczyn, nadreprezentację przeciwników PiS i w ogóle wyborców skłonnych do wsparcia swym głosem kandydatów i ugrupowań kojarzących się raczej z afirmacją, a nie kontestacją współczesności.

Choć polityczna intencja proponowanych zmian jest oczywista, nie znaczy to zarazem, aby wszystkie one były z gruntu niesłuszne, i aby miały przynieść wyłącznie negatywne skutki. Uważam tak, choć rozumiem na przykład zastrzeżenia, formułowane kiedyś przez Jarosława Kaczyńskiego. Stawiał on znak zapytania nad tym, czy należy rzeczywiście aż tak się gimnastykować, żeby ułatwić udział w wyborach tym, którym dla zrealizowania najważniejszego obywatelskiego prawa nie chce się podjąć wysiłku tak niewielkiego, jakim jest osobiste pójście do lokalu komisji wyborczej.

[srodtytul]Obawa fałszerstwa[/srodtytul]

Sam obawiam się głosowania przez Internet jako podatnego na fałszerstwo w stopniu znacznie większym niż głosowanie tradycyjne. Bo tradycyjne liczenie głosów dokonywane jest przez komisje wyborcze, a nadzorowane przez mężów zaufania partii i kandydatów, a kto i jak będzie nadzorował przebieg głosowania elektronicznego?

Podnoszona przez zwolenników Internetu analogia z e-bankingiem nie wytrzymuje krytyki. Bo zdecydowana większość ludzi aktywnie śledzi stan swojego konta i reaguje w wypadku nieprawidłowości. Nieprawidłowości, które widzi od razu – na ekranie komputera, bankomatu, a najpóźniej na wyciągu. Tymczasem z chwilą oddania głosu tracimy go z oczu. W tradycyjnym systemie dalej nadzorują go członkowie komisji wyborczych i mężowie zaufania. A w nowym?

Mimo tych obaw nie uważam, aby wydłużenie czasu głosowania czy wprowadzenie możliwości udziału w wyborach przez Internet samo w sobie było złe. Gdyby został stworzony system zapewniający internetowym wyborom bezpieczeństwo przed fałszerstwem równe temu, jakie jest udziałem wyborów tradycyjnych – nie miałbym większych zastrzeżeń. Elektronizuje się wszystko. A to, że kultura społeczna ewoluuje w stronę paradygmatu zmniejszania, a nie zwiększania ludzkiego wysiłku wszędzie tam, gdzie jest to możliwe, samo w sobie nie jest procesem negatywnym. Wobec proponowanych zmian mam więc stosunek ambiwalentny. Z jednym wyjątkiem. Za jednoznacznie złe i owocujące wyłącznie złymi skutkami uważam dyskutowane obniżenie wieku wyborczego.

[srodtytul]Dla śmiechu[/srodtytul]

Sądzę tak, mimo że rozumiem argumenty, których używają zwolennicy takiego posunięcia. Jeśli bowiem pominąć skrajnych radykałów, to mówią oni rzeczy, nad którymi warto się zastanowić (ale są i radykałowie – można znaleźć np. zwolenników likwidacji wymogu wieku w ogóle i umożliwienia głosowania również czterolatkom – no bo przecież to dzieci uosabiają tak pożądane cechy, jak otwartość, wspaniałomyślność i szczerość, a tak w ogóle to przecież dziecko odkryło, że cesarz jest nagi… – tym czytelnikom, którzy uważają, że zmyślam i że głoszących takie poglądy nie ma, polecam stronę [link=http://pl.kraetzae.de/wybory/" "target=_blank]http://pl.kraetzae.de/wybory/[/link]).

Jest np. oczywistą prawdą, że współczesny szesnastolatek to inny człowiek niż jego rówieśnik sprzed 80, 60 czy nawet 20 lat. Na skutek rozwoju technik informatycznych potrafi szybciej się uczyć i szybciej się orientować. W wielu dziedzinach wie też od niego więcej, choć zarazem w innych, na skutek postępującego upadku systemu kształcenia i wymagania, wie o wiele mniej. Nawet gdyby jednak uznać, że obraz jest tu jednoznaczny, to trzeba chyba zadać pytanie – czy to poziom wyedukowania ma decydować o prawie wyborczym? Gdyby tak było, to może należałoby obniżyć wiek, ale zarazem powrócić do starych pomysłów cenzusu wykształcenia czy, w mniej radykalnej wersji – przyznawania obywatelom głosów "ważonych", ze względu właśnie na wykształcenie…

Nikt tego nie proponuje, bo wszyscy wiedzą, że nie o wiedzę przede wszystkim tu chodzi. Chodzi o dojrzałość – społeczną, intelektualną i emocjonalną. A żadna z nich nie jest wprost proporcjonalna do wykształcenia. Co więcej, dyskusyjne byłoby twierdzenie, jakoby wiek, w którym przeciętny młody człowiek osiąga tak rozumianą dojrzałość, obniżył się współcześnie w stosunku do lat minionych.

Zwróćmy uwagę na podstawową cechę nastolatka, jaką jest wielka zmienność. Wielu z nas z czasów licealnych pamięta następujące zjawisko: inteligentny i chłonny intelektualnie kolega, bardzo szybko rozwijający się umysłowo, który w ciągu dwóch lat potrafił być najpierw radykalnym narodowcem, potem liberałem, by wreszcie stać się trockistą.

Zapewniam, że czasy obecne nie zmniejszyły częstotliwości występowania tego skądinąd sympatycznego fenomenu. Bo to jedna z cech wieku nastoletniego – niestałość. Niestałość emocjonalna i intelektualna. Zjawisko zrozumiałe, tylko czy chcemy więcej takich wyborców?

Bardzo pouczające jest pod tym względem doświadczenie austriackie. W kraju tym obniżono wiek wyborczy do 16 lat i w wyborach 2008 roku szesnastolatki już głosowały. Z ciekawym efektem. Zmiany dokonano na skutek inicjatywy ugrupowań mainstreamowej lewicy i liberałów, powszechne było oczekiwanie, że te partie zyskają poparcie nowych wyborców. Tymczasem okazało się, że nastolatki wsparły przede wszystkim prawicowe i lewicowe ugrupowania skrajne, partie protestu. I nic dziwnego – przecież w tym wieku wiele się robi dla zgrywy, żeby było ciekawiej, śmieszniej. Dlaczego akt wyborczy miałby być wyjątkiem?

Gdy mówimy o dojrzałości i jej relacji z prawami wyborczymi, zwróćmy też uwagę na zjawisko coraz późniejszego zawierania trwałych związków i coraz późniejszego decydowania się na posiadanie dzieci. Zjawisko dotyczące obu płci, choć powszechniejsze (a może tylko bardziej zauważalne) – wśród młodych mężczyzn (takie przekonanie w każdym razie artykułują, często w tonacji bliskiej lamentowi, czasopisma kobiece różnych orientacji światopoglądowych).

[srodtytul]Jaka ewolucja[/srodtytul]

Tradycyjnie dojrzałość była w pewien sposób wiązana z założeniem rodziny. Oczywiście – w dwudziestowiecznych demokracjach nie było tu związku formalnego. Jednak w świecie, w którym żyli twórcy demokratycznych ordynacji wyborczych, było oczywiste, że właśnie gdzieś między 18. a 21. rokiem życia (te dwa terminy uzyskania prawa do głosowania były typowe dla dwudziestowiecznych demokracji) większość mężczyzn (kobiety czyniły to przeciętnie jeszcze nieco wcześniej) zakłada rodziny, przechodząc tym samym do kategorii osób dojrzałych. Czyli takich, którym można powierzyć cząstkę odpowiedzialności za losy wspólnoty.

Dziś świat się zmienił, stosunek ludzi do rodziny też, nie sposób więc nawet nieformalnie wiązać prawa wyborczego z sytuacją rodzinną przez np. podniesienie cenzusu wieku wyborczego do np. 30. roku życia. Nie wynika z tego jednak, aby należało podjąć działania odwrotne – czyli dodatkowo cenzus wieku obniżać.

Nie należy tego robić między innymi dlatego, że sytuacja rodzinna to tylko jeden z tradycyjnych wyznaczników dojrzałości. Innym, znacznie ważniejszym i stosowanym bardziej wprost, była i jest zdolność – i skłonność – do samodzielnego utrzymania się materialnego. Myślę, że związku między tą zdolnością i skłonnością a dojrzałością uzasadniać nie trzeba.

Otóż zmiany, jakie pod tym względem niesie współczesność, nie układają się w koherentną całość. Z jednej strony słyszy się o nastoletnich informatycznych geniuszach biznesu, w Polsce więcej niż niegdyś młodych ludzi (ale raczej takich, którzy mają już ukończone 18 lat) zmuszonych jest do godzenia nauki z pracą zarobkową. Z drugiej strony coraz bardziej rozpowszechnia się zjawisko młodych, niepotrafiących i niechcących "odciąć pępowiny" od rodziców. Dodajmy – pępowiny nie tylko emocjonalnej, również materialnej.

Jeśli więc nie obserwujemy logicznego kierunku ewolucji, to może lepiej nie zmieniać prawa wyborczego?

[srodtytul]Urna i motocykl [/srodtytul]

Warto też zauważyć rzecz zasadniczą. Otrzymanie praw wyborczych łączy się z osiągnięciem pełnoletności, jest tej pełnoletności elementem ważnym, ale niejedynym. Uzyskując pełnoletność, człowiek zyskuje zdolność do czynności prawnych oraz możność korzystania z pewnych praw, np. wyborczego. Niektóre inne prawa otrzymuje jednak jeszcze przed uzyskaniem pełnoletności. Na przykład jeszcze jako niepełnoletni może, od pewnego momentu i pod pewnymi warunkami, prowadzić samochód czy należeć do stowarzyszenia.

Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Polityczna intryga wokół AfD
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa surowcowa Ukrainy z USA. Jak Zełenski chce udobruchać Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku