To nieprawda, że rząd Donalda Tuska nic nie robi. Z rządzeniem jest bowiem jak z pogodą. Nawet gdy mówimy, że jej nie ma, to ona jest. Tyle że nie taka, jaka by nam się marzyła. Państwo nam się zmienia i to nie tak… en passant, ale na skutek konkretnych decyzji. Ktoś je podejmuje. Bałagan na dworcu, w szpitalu, w szkole czy w telewizji jest nie tyle wynikiem zaniechania, co raczej konsekwencją energicznych zabiegów rządu, partii i stronnictw sojuszniczych.
Czy zabiegi te składają się na przemyślaną, spójną politykę? Czy są realizacją jakiejś wizji? Nie są. Ale to zupełnie inna sprawa. Ważne, by przestać już powtarzać mantrę o „nicnierobieniu”, a zacząć uważnie analizować, co zrobione zostało. I co z tego wynika.
[srodtytul]Niezłe pobojowisko[/srodtytul]
Nie jest łatwe znalezienie czegoś, co nadaje się na wspólny mianownik spajający różne działania koalicji PO – PSL. Pierwszym słowem, jakie się nasuwa, jest „demontaż”. Na razie rozbieramy to, co jest… a potem się zobaczy. Przykład najnowszy to rozbiórka systemu ubezpieczeń społecznych. Skubanie OFE nie dokonało się przecież mimochodem, przeciwnie, do otwartych funduszy – jak do jeża – od dawna podchodzili kolejni ministrowie. Bo nie chodziło o żadną konstruktywną propozycję, nie mówiąc o reformie, ale właśnie o demontaż. Bo deski z rozbiórki są nam w tej chwili potrzebne do czegoś innego.
W przypadku systemu ubezpieczeń ten proceder poddawany jest ostrej krytyce ekspertów gospodarczych. Mniej (jeśli w ogóle) mówi się o innych rządowych rozbiórkach. Choćby szkolnej. Jeszcze nie do wszystkich dotarły szczegóły skubania programów nauczania, a już rozpoczął się proces demontowania obecnego systemu nadzoru pedagogicznego. Znikną kuratoria, zmienią się zadania okręgowych komisji.