Unia powinna zmniejszyć dotacje dla rolników

Tuskowi nie grozi dziś partyjny rozłam, jego partia wciąż trzyma się krzepko. Ale najbliższe wybory na pewno nie będą triumfem premiera – pisze publicysta "Rzeczpospolitej"

Publikacja: 17.02.2011 20:19

Unia powinna zmniejszyć dotacje dla rolników

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek Mirosław Owczarek

Kiedy premier szusował w Dolomitach, spłaszczyły mu się sondaże" – ta figlarna uwaga politologa Jarosława Flisa na Salonie24 nieźle oddaje charakter tego, co się dzieje. Poczucie kryzysu własnej formacji jest w Platformie tym dotkliwsze, że przyszedł on dziwnie nagle.

[srodtytul]Wajcha przestawiona[/srodtytul]

Remediów szuka się ciągle tradycyjnych i słabo znany Polakom szef Klubu PO organizuje kolejną konferencję zapowiadającą ruinę gospodarczą, gdyby władzę dzierżył nadal PiS. Ale wiecznie zestresowany premier, który według "Polski The Times" dziwił się niedawno, że media zmieniły do niego stosunek, "jakby ktoś przestawił wajchę", widzi nieco dalej. Stąd apokaliptyczne wieści o wymianie nawet trzech czwartych rządu.

A w tle pogubiony, zrewoltowany i sfrustrowany establishment próbuje jakoś dyscyplinować para publicystów "Polityki" – Mariusz Janicki i Wiesław Władyka. Ideolodzy postawy "Kaczyński za rogiem" perswadują, wieszczą i łają małodusznych, przypominając, że PiS kraju na pewno nie zreformuje, więc zbyt mocne pogrywanie z Tuskiem to jedynie polityczne ryzyko.

Minimalizm tych wezwań jest przygnębiający. A jednak Janicki i Władyka w jednej sprawie mają odrobinę racji. Wezwania do powstrzymania się od irracjonalnych zachowań są obozowi PO potrzebne. Irracjonalizm, chaos, szukanie ucieczki na ślepo pogrążały dodatkowo poprzednie ekipy, kiedy nagle sondażowy los się od nich odwracał. A PO we wszystkich pomiarach wciąż jest pierwsze.

Z drugiej strony trudno twierdzić, jakoby nic się nie stało. Wydaje się, że bardziej wiarygodne są dziś te badania, które dają Platformie niewiele ponad 30 procent. Taki wynik ta partia dostała w niedawnych wyborach samorządowych i nie widać żadnych powodów, dla których zła, no powiedzmy średnia, passa miałaby się odwrócić. W oczy zagląda jej i pewne odkucie się PiS, i rajd innych formacji na czele z lewicą, które mogą uczynić układ sił na scenie mniej dwubiegunowym. I na dokładkę ta przekręcona wajcha… Same nieszczęścia.

[srodtytul]Widmo rozłamu[/srodtytul]

Naturalnie to ożywia spekulacje o ewentualnym rozłamie w PO. Spekulują politycy opozycji, a czasem również gazety, snując wizje Grzegorza Schetyny zabierającego dawnemu przyjacielowi swoich ludzi i struktury. Albo Jarosława Gowina organizującego konserwatywną frondę. Choć najpewniej już po wyborach, w których partia prowadzona przez Donalda Tuska wypadnie średnio lub gorzej niż średnio.

Czy to wizja prawdopodobna? Zacznijmy od tego, że podobne próby w innych partiach kończyły się mało zachęcającymi wynikami. Wyodrębnienie się SdPl Marka Borowskiego w roku 2003 zaprowadziło tego ambitnego i zdolnego polityka w ślepy zaułek. To samo można powiedzieć o kolejnych frondach z PiS – jeśli PJN wejdzie jednak do kolejnego parlamentu, zła passa zostanie przełamana. Ale nie ma takiej pewności.

Sama Platforma stała na progu rozłamu tak naprawdę raz i klucze trzymał wtedy w swoich rękach Jarosław Kaczyński. Było to na przełomie lat 2005 i 2006, kiedy niepowodzenie koalicji PO – PiS budziło żywe niezadowolenie wielu szeregowych, nachylonych w prawo posłów. Nie wiadomo, czy potencjalnych rozłamowców było na tyle dużo, aby Kaczyński mógł rządzić przy ich poparciu bez Samoobrony i LPR.

Ale co ważniejsze, prezes PiS sam udaremnił ten rozłam – podejmując wielką kampanię z trybuny sejmowej przeciw ludziom PO jako przedstawicielom układu, co miało przygotować własny elektorat na zwrot w populistycznym kierunku. To zintegrowało Klub PO. I ten paradoks jest w jakiejś mierze aktualny. Poetyka życia społecznego w Polsce, oparta na polaryzacji, spaja dotychczasowe partyjne kolosy nie gorzej niż ograniczany ostatnio strumień budżetowych pieniędzy i nawyki mediów.

Napięcie między Tuskiem i Schetyną ma oczywiście inny charakter. Jest jednak także powtórzeniem sytuacji już znanych – z wielu kolejnych konstelacji. Znaczący politycy osadzeni w parlamencie mieli naturalną pokusę kontestowania polityki swoich rządów jako zbyt mało ambitnej czy rozmijającej się z oczekiwaniami elektoratu. Odpowiedzią premierów był zarzut, że to parlamentarzyści nie rozumieją realiów rządzenia.

[srodtytul]Schetyna bez emocji[/srodtytul]

Naturalnie w tym przypadku iskrzy wyjątkowo silnie ze względu na okoliczności odejścia Schetyny z rządu. Ale nadal możemy szukać sytuacji podobnych. Choćby historii Ludwika Dorna, który rozstał się z Jarosławem Kaczyńskim, przechodząc na drugą stronę jak obecny marszałek Sejmu.

Bawiąc się analogiami, musimy pamiętać, że każda sytacja jest też niepowtarzalna. Grzegorz Schetyna ma setki powodów, aby unikać huśtania platformerską łodzią, widząc chociażby, jaki los stał się w ostateczności udziałem Ludwika Dorna. Ale jest też postacią chronicznie niezdolną do tego typu ruchów. Z powodu własnych cech i biografii.

Aby próbować budować coś własnego, zwłaszcza na tak ciasno zabudowanym polu, trzeba się odwołać do autentycznych społecznych emocji. Tymczasem takie emocje, poza czysto osobistymi, Schetynie są obce. To czysty technik władzy. Jego aluzyjne próby punktowania Tuska wystarczyłyby może do próby rozliczenia go po wyborach za kiepski wynik PO – wewnątrz partii. Ale nie do przekonania Polaków, że potrzebne jest coś całkiem nowego, i ze to właśnie milkliwy marszałek im to nowe przyniesie.

Z tych powodów Schetyna nie będzie też raczej symbolem zupełnie nowej polityki Platformy, jak to zapowiadał niedawno Łukasz Warzecha, choć jest dziś skądinąd jedynym politykiem PO zdolnym zastąpić Tuska. Owszem, różni się on od obecnego premiera w kilku istotnych punktach, na przykład ma czystszą kartę w stosunkach z innymi partiami. Ale jest tak naprawdę oddanym kustoszem tego samego trochę liberalnego, a trochę pragmatycznego „projektu", jakim pozostaje wciąż Platforma. I czasem o tym mówi. Akurat szczerze.

Śmiech pusty ogarnia, kiedy niektóre gazety czynią ze Schetyny protektora inicjatyw konserwatywnych. Te teorie budowane są skądinąd w różnych intencjach – ludzie PiS muszą na przykład wierzyć, że PJN nie powstałby, gdyby nie „spisek Schetyny", choć jedynym źródłem ich „wiedzy" jest ten czy inny artykuł w „Gazecie Polskiej". Ale próbuje się też wyprowadzać wnioski choćby z sojuszu marszałka z Jarosławem Gowinem. Nie zwracając uwagi na to, że temu sojuszowi towarzyszą gry taktyczne Schetyny z prezydentem Komorowskim i jego udeckim zapleczem. Albo z liderami SLD.

Czołowi współpracownicy Schetyny – Rafał Grupiński czy Andrzej Halicki – myślą platformerskimi kategoriami i posługują się platformerską, pragmatyczną nowomową. Nie znają innego języka i innej politycznej metody. To samo da się powiedzieć o samym marszałku, choć on przemawia najczęściej półsłówkami. Są więc zdolni najwyżej do ostatecznej rozgrywki o Platformę. Mocno utrudnionej, bo przed wyborami byłoby to samobójstwo, a po wyborach nowy klub będzie ulepiony rękami Tuska.

Z pewnością jednak nie są zdolni do budowania czegoś odrębnego. Nawet w obecnej polityce zdominowanej przez marketing trzeba by mieć do zaoferowania coś własnego i oryginalnego – przekonuje się o tym właśnie na swojej skórze PJN. Ważna skądinąd sugestia: „może by trochę więcej poreformować", za takie przesłanie nie wystarczy.

[srodtytul]Samotność Gowina[/srodtytul]

Inna jest skądinąd sytuacja samego Gowina. On w przeciwieństwie do Schetyny umiał zachować wobec „projektu" pewien dystans. Potrafił demonstrować lojalność, a jednocześnie sprawić, aby była ona zawszę trochę warunkowa. W efekcie dysponuje ważnym atutem, własną tożsamością, nawet jeśli rozmytą ezopowym językiem. A teraz wypychany do Senatu, ewidentnie przez samego premiera (Paweł Graś to usta Tuska), mógłby się pokusić o własną polityczną inicjatywę.

Tyle że jest on w Platformie przeraźliwie samotny. Choć środowiska progresywne z „Wyborczą" na czele powitają jego marginalizację jako zasłużoną klęskę konserwatysty, tak w istocie nie jest. Mobilizacja kilkudziesięciu posłów PO o tradycyjnym stosunku do Kościoła i wartości rzadko bywała kłopotliwa dla rządu, raczej już pozwalała zachować równowagę między skrzydłami, co Tuskowi bywało nawet na rękę.

Gowin bywał za to drażniący trochę jako doraźny sojusznik Schetyny, ale w jeszcze większym stopniu jako polityk niezależny. Umiejący zdystansować się od rządzących w różnych sprawach: tempa reform, stosunku do opozycji, czasem nawet publicznej moralności. A w tych dziedzinach Gowin nie pozyskał twardych partnerów w Klubie PO. Przecież jednym z najgorliwszych „konserwatystów" był tam skwapliwie tuszujący aferę hazardową Mirosław Sekuła. Inny platformerski katolik Ireneusz Raś jest dziś głównym wrogiem Gowina.

W efekcie, jeśli krakowski polityk nie dojdzie do ładu z własną partią (dostając na przykład miejsce na liście w innym okręgu), odejdzie zapewne sam. Do PJN? W niebyt? Tego nie wiemy. Może za sobą pociągnąć trochę młodych ludzi, dla których był w Krakowie autorytetem, ale nie zawodowych polityków. Tusk raz już taki manewr przeprowadził – z Janem Rokitą. Nie groził on niczym.

[srodtytul]Zaledwie menedżer[/srodtytul]

Zdawać by się mogło, że ten obraz sytuacji czyni z Tuska jej bezwzględnego pana. Może bezkarnie ściąć głowę Schetynie i sczyścić Gowina. Bierze przykład z podobnych praktyk Jarosława Kaczyńskiego i z własnych doświadczeń. Ten wniosek jest jednak za prosty.

Tuskowi nie grozi dziś partyjny rozłam, Platforma trzyma się nadal krzepko w swojej nijakiej rozmytej tożsamości. A jednak nad premierem wisi nie za wielkie, ale jakieś ryzyko powyborczych wewnątrzpartyjnych rozliczeń. Jak trafnie zauważył w ostatniej „Polityce" Robert Krasowski, choć obie główne partie są wodzowskie, to Kaczyński jest właścicielem swojego ugrupowania, Tusk jedynie despotycznym menedżerem. A nawet prezes PiS zawiera jakieś kompromisy, klajstruje wizerunek swojej partii „białymi ludźmi" typu znienawidzonego Dorna.

Filozofia: nie musimy się liczyć z nikim, także ze Schetyną, a już na pewno z Gowinem, dziś może zostać przełknięta w PO łatwo. Nie da się stwierdzić, jak ważna będzie ta kwestia dla wyborców. Ale po wyborach stać się może jednym więcej argumentem w domniemanym akcie oskarżenia o wyborczą nieskuteczność i wówczas nie wiadomo, czy geografia nowego klubu będzie wystarczającym zabezpieczeniem. Bo te wybory z pewnością nie będą tryumfem Donalda Tuska.

Kiedy premier szusował w Dolomitach, spłaszczyły mu się sondaże" – ta figlarna uwaga politologa Jarosława Flisa na Salonie24 nieźle oddaje charakter tego, co się dzieje. Poczucie kryzysu własnej formacji jest w Platformie tym dotkliwsze, że przyszedł on dziwnie nagle.

[srodtytul]Wajcha przestawiona[/srodtytul]

Pozostało 97% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?