Platforma podobno traci w sondażach. Czyżby platformerska bańka wreszcie pękła, a Polakom wracało poczucie rzeczywistości? Czyżbym się szczęśliwie mylił, pisząc na początku roku w „Rzeczpospolitej", że Polakom PO zupełnie wystarcza? To chyba jeszcze przedwczesny i zbyt optymistyczny wniosek. Sądzę, że „mistrzowie bajeru", jak nazywa ich lud, coś jeszcze wymyślą, żeby zbałamucić publiczność
A to, ile warte są polskie sondaże, wiemy już od dawna. Prawdziwą zagadką, do której rozwiązania przydałyby się kompetencje z psychopatologii społecznej, jest fakt utrzymywania się ciągle dużego poparcia dla PO, mimo ewidentnych faktów wskazujących, że mamy do czynienia z rządem, który nie jest po prostu nieudolny na zwykłą polską miarę, ale doprowadza Rzeczpospolitą do stanu zapaści.
Nowością jest jednak to, iż nawet celebryci zauważyli, że rząd nie przeprowadza reform. Choć to wiadomo było od początku. Mieliśmy się cieszyć życiem, a rządzący zajmować administrowaniem, by nie zabrakło nam „ciepłej wody w kranie". Czasy wielkich reform przecież się skończyły. Na tym między innymi polegać miała sławetna „postpolityka". A zapowiedzi kolejnych „ofensyw legislacyjnych" służyły tylko celom propagandowym.
Prawdziwa filozofia rządzenia była zgoła inna i nikt jej nie ukrywał. Jak w 2008 r. pisał Aleksander Smolar we wnikliwej analizie tej filozofii: „Tusk z lekceważeniem mówił o tych, którzy od niego oczekiwali wizji, projektu dla Polski (...) Wybór Tuska nie był sprawą przypadku: „wyrzucę z Platformy każdego, kto będzie mówił, że Platforma jest po to, żeby przeprowadzić bolesne reformy. Jeśli ktoś chce bólu, niech idzie do stomatologa i rwie zęby bez znieczulenia". Odpowiadał też: „Kiedy ktoś mi mówił w PO, że musimy mieć szuflady pełne ustaw, miałem ochotę poszukać noża". W istocie nie była to krytyka zbyt radykalnego programu reform i parlamentarnego aktywizmu. Słowa Tuska były wymierzone w koncepcje rządzenia jako reformowania, zmierzania do jakiegoś ideału. Takie sformułowania mogły sugerować – zupełnie niesłusznie – najbardziej zachowawczą koncepcję rządzenia od 1989 roku" (zob. „Polska Tuska", Fundacja im. Stefana Batorego, Warszawa 2008).
Na tym polegała największa zaleta rządów PO. Jak cieszył się wówczas Marek Beylin, wybitny publicysta „Gazety Wyborczej": „Platforma Obywatelska poważyła się na eksperyment: legitymizuje się przez teraźniejszość. Szczęśliwie PO nie wkracza w sferę przeszłości oraz pomija przyszłość, bo doświadczenie podpowiada, że w przypadku poprzednich ekip przedstawianie takich wizji okazało się nieskuteczne. Trzeba także pamiętać, że obie te sfery zostały zajęte (i zdewastowane) przez Prawo i Sprawiedliwość. Ta partia odwoływała się nie tylko do przeszłości, ale też do przyszłości. Mówiła, jaka ma być Polska: silna, mocna. Działania PO wydają się bardzo racjonalne. Poruszanie się wyłącznie w horyzoncie teraźniejszości, choćby per saldo niemożliwe, jest elementem stabilizującym" (tamże).