Śmierć kardynała Sterzinskiego. Niemiecki piątek Semki

Niemiecki piątek Piotra Semki

Aktualizacja: 02.07.2011 00:00 Publikacja: 01.07.2011 18:22

Piotr Semka

Piotr Semka

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński kkam Kuba Kamiński Kuba Kamiński

Zmarł kardynał Georg Sterzinsky, arcybiskup Berlina. Parę miesięcy temu, w lutym, z racji ukończenia wieku 75 lat, oddał kierowanie diecezją administratorowi diecezjalnemu – biskupowi Matthiasowi Heinrichowi.

Pierwszy raz zwróciłem uwagę na arcybiskupa Sterzinskiego w 1996 r. kiedy witał Jana Pawła II w Berlinie. Wizycie papieża towarzyszyły wyjątkowo wulgarne kontrdemonstracje lewicy i homoseksualistów. Widać było, że Sterzinskiemu osobiście wstydzi się za skalę antypapieskiej agresji.

Przychodzi mi też na myśl  długi, przejmujący wywiad  jakiego ówczesny arcybiskup udzielił mi w Berlinie w 2000 roku. Była to jego pierwsza dłuższa rozmowa z polskim dziennikarzem. Początkowo wywiad miał trwać trzy kwadranse, ale wspomnienia poruszyły hierarchę na tyle, że rozmawialiśmy dwie i pół godziny.

Pochodził z  Warmii – rocznik 1936. Z Worławek, wsi niedaleko Olsztyna. Oczywiście zapytałem arcybiskupa o jego polsko brzmiące nazwisko. Zawdzięczał je pradziadkowi, który był z okolic Częstochowy rodem i jako powstaniec listopadowy przeszedł w 1831 roku granice Prus. Tam po internowaniu przez władze nie ruszył do Francji. Pozostał na miejscu i ożenił się z Warmiaczką. Ale Sterzinsky taktownie nie pozostawiał wątpliwości, że on i jego rodzina  uważali się za Niemców.

Gdy miał 10 lat nadszedł moment wysiedlenia wszystkich niemieckich mieszkańców  Worławek. Arcybiskup opowiadał o tamtych wydarzeń z głębokim smutkiem, lecz bez agresji.

Niemcy warmińscy długo łudzili się, że jako katolicy będą mogli tam pozostać. Potem swoje nadzieje wiązali z biskupem warmińskim Maksymilianem Kallerem, który miał reputację przeciwnika nazizmu. Ale przybyły do Olsztyna prymas August Hlond nie pozostawił Kallerowi żadnych nadziei, że zachowa stanowisko.

Rodzice Sterzinskiego byli rolnikami.  Po latach przypominał, że francuski i polski robotnik rolny jedli z nimi przy jednym stole. Nie uznałem tego za jakiś powód do dumy, ale Sterzinski przekonywał, że władze potrafiły karać za  równe  traktowanie robotników.

Jego rodzice byli przekonani, że wtedy, w 1946 roku, władze polskie z premedytacją czekały, aby Niemcy  wiosną zasadzili ziemniaki. Gdy już zebrali plony jesienią i  wypełnili nimi piwnice w Worławkach, przybyli polscy milicjanci  z nakazem wysiedlenia.

Swój nowy dom Sterzinsky znalazł w  Erfurcie – jedynej obok saksońskich Górnych Łużyc części NRD z liczącą się społecznością katolicką. Wybrał kapłaństwo, aby odreagować traumę wojny, z której pamiętał bardzo dużo. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1960 roku.

Nie ukrywał, że po deportacji miał uraz do Polski.  Wspominał, że gdy w latach 60. przebywał w Gorlitz – mieście graniczącym z polskim Zgorzelcem – unikał spacerów nad graniczną rzeką Nysą.  Nie chciał nawet z daleka oglądać polskich słupów granicznych i nie chciał słuchać, jak po Nysie niesie polską mowę. W tej traumie konserwował go zapewne zastój, w jakim trwał izolowany od Zachodu, ciasny i przetrwalnikowy enerdowski katolicyzm. Dopiero gdy w 1989 roku został biskupem diecezji berlińskiej zrozumiał, że nie ucieknie od kwestii swojego stosunku do Polaków i Polski. I co najważniejsze – zmusił się do działania i przekroczenia traumy.

W następnych latach nawiązał partnerskie kontakty z diecezją szczecińską i gorzowską. Zaczął regularnie odwiedzać szczecińską katedrę i nawiązał osobiste kontakty z kolejnymi metropolitami szczecińsko-kamieńskimi, Marianem Przykuckim, Zygmuntem Kamińskim i Andrzejem Dzięgą. W 2009 roku przewodniczył w Berlinie wspólnej mszy polskich i niemieckich biskupów w rocznicę wybuchu II wojny światowej.

Z rozmowy wyniosłem wrażenie, że wielkomiejski i zlaicyzowany Berlin go przygniatał. Może pewien efekt surowości jego osoby,  jaki zapamiętałem, był wynikiem dziesięcioleci trwania w dusznej atmosferze inwigilacji Kościoła w NRD. Nie był spontanicznym biskupem – uważnie dobierał słowa i miał zmęczone spojrzenie. Wiązał koniec z końcem w wielkiej diecezji z małą liczbą katolików. Musiał decydować, które z kościołów sprzedać a które utrzymywać.

O swojej traumie mówił uczciwie, bez unikania sporu, ale potrafił tę powojenną barierę przebyć. 9 lipca w berlińskiej katedrze św. Jadwigi zostanie pożegnany przez swoich wiernych. Niech spoczywa w pokoju.

Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Źle o Nawrockim, dobrze o Hołowni, w ogóle o Mentzenie
Opinie polityczno - społeczne
Wybory prezydenckie zostały rozstrzygnięte. Wiemy już, co zrobi nowy prezydent
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne