Więcej Europy. Co to oznacza po pandemii?

Na Starym Kontynencie rodzi się konsensus wokół potrzeby nadania Brukseli siły, by mogła uratować państwo narodowe. Sugerują to badania opinii publicznej - piszą eksperci think tanku ECFR.

Publikacja: 28.06.2020 21:00

Więcej Europy. Co to oznacza po pandemii?

Foto: AFP

Kryzys Covid-19 stanowi prawdopodobnie największy eksperyment społeczny naszego życia. Nie wiemy, kiedy i jak się skończy. Wciąż jest za wcześnie, by przewidzieć, jak radykalnie zmieni postrzeganie społeczeństwa przez Europejczyków, ale jest już jasne, że ta pandemia zmieniła sposób, w jaki widzimy rolę UE w naszym życiu.

Gdy hegemon jest ułomny

Opinia publiczna nie odgrywała większej politycznej roli we wczesnych fazach kryzysu Covid-19. Jednakże w kolejnym stadium kryzysu, gdy rządy przejmą większą odpowiedzialność i będą starały się zgromadzić biliony euro, by sfinansować odbudowę, nie wystarczy, by Bruksela i stolice narodowe miały po prostu dobre plany. Będą musiały znaleźć odpowiedni język i ramy, by uzasadnić podjęte działania. By to się udało, ważne jest, by zrozumieć, czy i jak Covid-19 zmienił lęki i oczekiwania społeczeństwa.

Dane z sondażu przeprowadzonego w ośmiu krajach Unii Europejskiej są, na pierwszy rzut oka, paradoksalne: pokazują ogromne poparcie dla współpracy europejskiej i równie duże rozczarowanie istniejącymi instytucjami. Z jednej strony większość we wszystkich badanych państwach – od 51–52 proc. w Szwecji i Francji do 80 proc. w Hiszpanii i 91 proc. w Portugalii – mówi, że ten kryzys przekonał ich do konieczności głębszej współpracy w ramach UE. Z drugiej strony większość respondentów w każdym kraju narzeka, że Unia nie podołała wyzwaniu. Mówi tak 63 proc. Włochów i 61 proc. Francuzów. Być może nawet bardziej niepokojąca jest jeszcze większa proporcja respondentów, którzy uważają, że UE była bez znaczenia (tak uważa ponad połowa respondentów we Francji).

W każdym kraju większość poczuła, że w obliczu egzystencjalnego zagrożenia nie było nikogo, kto by mógł jej pomóc, a bardzo mało osób dostrzegło wsparcie ze strony UE, międzynarodowych instytucji multilateralnych czy największych partnerów gospodarczych Europy. Kryzys trwale nadwerężył reputację dwóch największych partnerów gospodarczych Unii: Stanów Zjednoczonych i Chin. W przypadku Państwa Środka stosunek Europejczyków ogólnie się pogorszył, prawdopodobnie z powodu tego, jak ten kryzys ujawnił agresywny aspekt działalności międzynarodowej tego państwa. Natomiast załamanie się wizerunku USA w oczach wielu Europejczyków wynika, naszym zdaniem, nie tylko ze sprzeciwu mieszkańców Starego Kontynentu wobec sposobu prowadzenia polityki zagranicznej przez Trumpa. Jest także sygnałem, że w wyniku kryzysu Covid-19 wielu Europejczyków zaczęło postrzegać USA jako ułomnego hegemona, któremu nie można już powierzać obrony świata zachodniego.

Wspólnota losu

Covid-19 w dramatyczny sposób zmienił sposób postrzegania przez Europejczyków świata poza ich kontynentem, co z kolei doprowadziło do ponownej oceny roli EU. Jeśli przyjrzymy się dokładniej danym, będziemy mogli zrekonstruować trzy mentalne modele używane przez obywateli Europy, by zrozumieć świat po kryzysie.

Jako pierwszych mamy „Żołnierzy nowej zimnej wojny”, którzy stanowią 15 proc. respondentów. Uważają oni, że w przyszłości czeka nas dwubiegunowy świat z USA jako przywódcą wolnego świata i Chinami na czele autokratycznej osi, gromadzącej takie państwa jak Rosja i Iran.

Obok nich możemy dostrzec grupę „Zrób to sam”, która jest dwa razy większa od „Żołnierzy...”, stanowiąc 29 proc. badanych. Ci obywatele sądzą, że po kryzysie będziemy żyć w świecie, w którym wszystkie państwa będą musiały radzić sobie same, zawierając ulotne sojusze, by bronić swoich interesów.

Największą i najważniejszą politycznie grupą są „Strategiczni suwerenniści”, do których można zaliczyć 42 proc. respondentów. Według nich Covid-19 stworzył świat bloków i regionów, a znaczenie Europy w tej nowej erze będzie zależeć od zdolności UE do wspólnego działania. Nie pandemia, lecz niezdolność wspólnoty międzynarodowej do sformułowania skutecznej, wspólnej odpowiedzi, zamieniła wczorajszych kosmopolitów w dzisiejszych suwerennistów. Dla nich Europa nie jest już projektem powodowanym przede wszystkim ideami i wartościami, lecz wspólnotą losu, która musi się trzymać razem, by odzyskać kontrolę nad swoją przyszłością. Poglądy tej grupy najlepiej określić mianem „postępowego protekcjonizmu”. Postulat sprowadzenia produkcji przemysłowej z powrotem z Chin do Europy najwięcej poparcia znajduje w największych państwach – Francji i Niemczech. Obywatele mniejszych państw z mniejszą przychylnością patrzą na protekcjonizm.

Każdy z tych trzech światopoglądów występuje w każdym badanych państwie, ale dane sondażowe przeczą wielu naszym założeniom. Choć mieszkańcom Europy Środkowej często przypisuje się łatkę „Żołnierzy...”, biorąc pod uwagę gorliwe w tym regionie poparcie dla wspólnoty transatlantyckiej, to najwięcej członków tej grupy można spotkać we Włoszech i Francji. Niemcy postrzegają samych siebie jako proeuropejskich, ale 59 proc. z nich sądzi, że poszczególne państwa będą musiały sobie radzić same.

To nie jest krok ku federalizacji

Rządy europejskie i instytucje w Brukseli dostrzegły, że kryzys koronawirusa uczynił Europę istotniejszą dla wyborców. Francusko-niemiecki plan odbudowy, przedstawiony w maju, może być początkiem kluczowego nowego rozdziału europejskiej przygody. Komentatorzy ochoczo nazwali to porozumienie „momentem hamiltonowskim” UE, sugerując, że ten plan stanowi krok na drodze do Stanów Zjednoczonych Europy, w których suwerenność spoczywałaby w Brukseli.

Nasze badania sugerują jednak, że odczucia obywateli Europy są bliższe brytyjskiemu historykowi Alanowi Milwardowi niż tezom esejów politycznych amerykańskich federalistów. Według rewizjonistycznej historii Milwarda pt. „The European Rescue of the Nation State” (Ratunek państwa narodowego przez Europę) europejski projekt był napędzany przez odbudowę, a nie sublimację, narodowej suwerenności. Choć Milward pisał o tym, w jaki sposób narody ratowały swoje państwa z wrodzonych konfliktów w latach 50., to zawołanie „więcej Europy” w 2020 r. dotyczy ochrony państw narodowych przed presją zewnętrzną. Nasze dane sugerują, że doświadczamy teraz „momentu milwardowskiego” bardziej niż „momentu hamiltonowskiego”: w mniejszym stopniu jest to radykalny krok ku federalizacji, a bardziej rodzący się konsensus wokół potrzeby nadania Brukseli siły, by mogła uratować państwo narodowe.

Mark Leonard jest dyrektorem think tanku Europejska Rada Spraw Zagranicznych (ECFR), a Ivan Krastev prezesem Centrum Strategii Liberalnych w Sofii i członkiem zarządu ECFR

Badanie opinii publicznej w Danii, Francji, Hiszpanii, Niemczech, Polsce, Portugalii, Szwecji i Włoszech (w każdym z tych krajów na reprezentatywnej próbie) na zlecenie ECFR przeprowadziły DataPraxis i YouGov

Tytuł i śródtytuły od redakcji

Kryzys Covid-19 stanowi prawdopodobnie największy eksperyment społeczny naszego życia. Nie wiemy, kiedy i jak się skończy. Wciąż jest za wcześnie, by przewidzieć, jak radykalnie zmieni postrzeganie społeczeństwa przez Europejczyków, ale jest już jasne, że ta pandemia zmieniła sposób, w jaki widzimy rolę UE w naszym życiu.

Gdy hegemon jest ułomny

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Matlak: Czego Ukraina i Unia Europejska mogą nauczyć się z rozszerzenia Wspólnoty w 2004 r.
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Wolność słowa w kajdanach, ale nie umarła
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Jak Hołownia może utorować drogę do prezydentury Tuskowi i zwinąć swoją partię
Opinie polityczno - społeczne
Michał Kolanko: Partie stopniowo odchodzą od "modelu celebryckiego" na listach
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Dlaczego nie ma zgody USA na biało-czerwoną szachownicę na F-35?
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił