Projekt założeń do projektu ustawy o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej opracowany przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zakłada wprowadzenie na szeroką skalę prawa do korzystania z elektrycznych paralizatorów przez funkcjonariuszy wielu służb, m.in. Biura Ochrony Rządu, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Policji, Straży Ochrony Kolei, straży leśnej, rybackiej i łowieckiej, a nawet Straży Marszałkowskiej. Niedawno informowała o tym „Rz" („Paralizatorem od sokisty", 13 września 2012 r.).
Inicjatywa legislacyjna dotycząca uregulowania na poziomie ustawowym środków przymusu bezpośredniego, stanowiąca wykonanie wyroku Trybunału Konstytucyjnego (zapadł on na wniosek Rzecznika Praw Obywatelskich), jest bardzo potrzebna. W zakresie jednak, w jakim projekt zakłada masowe wprowadzenie użycia paralizatorów, należy zapytać, czy taka operacja pomijając obciążenie zakupami nowej broni i szkoleniami funkcjonariuszy dla budżetu państwa jest dzisiaj konieczna i proporcjonalna.
Na pierwszy rzut oka wydawać się może, że filozofia zmian jest prawidłowa. MSW kierując się zasadą przyznania poszczególnym służbom „środków adekwatnych do ich działań" przyjęło założenie, że paralizator ma być narzędziem pośrednim pomiędzy bronią palną a takimi środkami, jak kajdanki czy pałki. Ponieważ użycie broni palnej to ostateczność, a pałka nie zawsze powstrzyma napastnika, paralizatory mają być instrumentem skutecznym i jednocześnie względniejszym niż pistolet.
W opinii rzeczniczki prasowej MSW Małgorzaty Woźniak, resort zrezygnował „z rozwiązań, które mogły wzbudzać jakiekolwie kontrowersje". Wbrew intencjom projektodawców proponowana „inwazja" paralizatorów może budzić jednak kontrowersje bardzo istotne. Świadczą o tym doświadczenia międzynarodowe, tragiczne w skutkach także dla polskich obywateli, które miały miejsce zaledwie kilka lat temu. Nie mogły więc być zapomniane. Czy można ufać, że nie zostaną w trakcie konsultowania projektu założeń zlekceważone? By nie być mądrym po szkodzie, warto przypomnieć pewne fakty.
W październiku 2007 r. na kanadyjskim lotnisku w Vancouver zmarł tragicznie polski obywatel Robert Dziekański. Przyczyną zgonu było kilkukrotne porażenie elektrycznym paralizatorem przez funkcjonariuszy Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej (RCMP). Tak fatalne w skutkach użycie taserów było impulsem dla powołania niezależnej komisji pod przewodnictwem zasłużonego sędziego sędziego w stanie spoczynku Thomasa R. Braidwood'a, która zbadała nie tylko ten wypadek, ale i praktykę użycia paralizatorów przez kanadyjskie służby, prawne i faktyczne okoliczności jej stosowania, a w konsekwencji wydała rekomendacje, które zrewolucjonizowały sposób wykorzystania paralizatów.