Inwazja paralizatorów

Bilans zysków i strat stosowania taserów jest korzystny dla społeczeństwa. Jednak projekt nowych przepisów w tej dziedzinie budzi wątpliwości – pisze prawnik

Aktualizacja: 24.09.2012 01:35 Publikacja: 24.09.2012 01:33

Mirosław Wróblewski

Mirosław Wróblewski

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz Rafał Guz

Red

Projekt założeń do projektu ustawy o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej opracowany przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zakłada wprowadzenie na szeroką skalę prawa do korzystania z elektrycznych paralizatorów przez funkcjonariuszy wielu służb, m.in. Biura Ochrony Rządu, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Policji, Straży Ochrony Kolei, straży leśnej, rybackiej i łowieckiej, a nawet Straży Marszałkowskiej. Niedawno informowała o tym „Rz" („Paralizatorem od sokisty", 13 września 2012 r.).

Inicjatywa legislacyjna dotycząca uregulowania na poziomie ustawowym środków przymusu bezpośredniego, stanowiąca wykonanie wyroku Trybunału Konstytucyjnego (zapadł on na wniosek Rzecznika Praw Obywatelskich), jest bardzo potrzebna. W zakresie jednak, w jakim projekt zakłada masowe wprowadzenie użycia  paralizatorów, należy zapytać, czy taka operacja pomijając obciążenie zakupami nowej broni i szkoleniami funkcjonariuszy dla budżetu państwa jest dzisiaj konieczna i proporcjonalna.

Na pierwszy rzut oka wydawać się może, że filozofia zmian jest prawidłowa. MSW kierując się zasadą przyznania poszczególnym służbom „środków adekwatnych do ich działań" przyjęło założenie, że paralizator ma być narzędziem pośrednim pomiędzy bronią palną a takimi środkami, jak kajdanki czy pałki. Ponieważ użycie broni palnej to ostateczność, a pałka nie zawsze powstrzyma napastnika, paralizatory mają być instrumentem skutecznym i jednocześnie względniejszym niż pistolet.

W opinii rzeczniczki prasowej MSW Małgorzaty Woźniak, resort zrezygnował „z rozwiązań, które mogły wzbudzać jakiekolwie kontrowersje". Wbrew intencjom projektodawców proponowana „inwazja" paralizatorów może budzić jednak kontrowersje bardzo istotne. Świadczą o tym doświadczenia międzynarodowe, tragiczne w skutkach także dla polskich obywateli, które miały miejsce zaledwie kilka lat temu. Nie mogły więc być zapomniane. Czy można ufać, że nie zostaną w trakcie konsultowania projektu założeń zlekceważone? By nie być mądrym po szkodzie, warto przypomnieć pewne fakty.

W październiku 2007 r. na kanadyjskim lotnisku w Vancouver zmarł tragicznie polski obywatel Robert Dziekański. Przyczyną zgonu było kilkukrotne porażenie elektrycznym paralizatorem przez funkcjonariuszy Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej (RCMP). Tak fatalne w skutkach użycie taserów było impulsem dla powołania niezależnej komisji pod przewodnictwem zasłużonego sędziego sędziego w stanie spoczynku Thomasa R. Braidwood'a, która zbadała nie tylko ten wypadek, ale i praktykę użycia paralizatorów przez kanadyjskie służby, prawne i faktyczne okoliczności jej stosowania, a w konsekwencji wydała rekomendacje, które zrewolucjonizowały sposób wykorzystania paralizatów.

Mając do dyspozycji taki materiał (wskazujący także na 300 zgonów na terenie Stanów Zjednoczonych i 25 na obszarze Kanady związanych z użyciem taserów), byłoby błędem trudnym do wybaczenia, by dokładna jego analiza nie została przeprowadzona przez projektodawców, a w przyszłości by posłowie i senatorowie głosujący nad nowymi przepisami ustawowymi nie zadali służbom państwowym pytań, które w Kanadzie zadał sędzia Braidwood. Raport "Restoring Public Confidence. Restricting the Use of Conducted Energy Weapons in British Columbia" opublikowany w czerwcu 2009 r. powinien być lekturą obowiązkową przed decyzją o masowym przyznaniu polskim służbom elektrycznej broni.

Sędzia Braidwood, opierając się na badaniach medycznych ustalił przede wszystkim, że użycie paralizatora może być równie śmiercionośne jak strzał z broni palnej. Ofiarami mogą być w szczególności osoby z przypadłościami kardiologicznymi, oddechowymi, metabolicznymi bądź cierpiące na różne postacie arytmii. Ryzyko rośnie, gdy choroba jest zaawansowana, bądź osoba jest w stanie napięcia emocjonalnego, a pomoc nie zostanie udzielona natychmiast. Bardzo wysokie ryzyko dotyczy osób z wszczepionym rozrusznikiem serca.

Trudno sobie jednak wyobrazić, by przed użyciem paralizatora funkcjonariusz badał dokumentację medyczną osoby, która ma być poddana jego działaniu. Nie posiada oczywiście do tego kompetencji, zaś ofiara może nawet nie wiedzieć, że znajduje się w gronie osób wysokiego ryzyka śmierci.

Trudno wymieniać kolejne przypadki wskazane w raporcie, skoro do grupy wysokiego ryzyka użycia paralizatorów zaliczono osoby szczupłe z uwagi na cienką tkankę tłuszczową izolującą impuls elektryczny oraz osoby z nadciśnieniem tętniczym, z którym żyje obecnie około 10 mln Polaków.

Trzeba zauważyć, że wiele organizacji pozarządowych działających na rzecz praw człowieka, w tym np. Amnesty International, wzywa do wprowadzenia moratorium na użycie paralizatorów. Zastosowanie paralizatora zawsze wiąże się bowiem z zadawaniem ogromnego bólu, powodowanego porażeniem prądem. Można zastanawiać się, czy w świetle konstytucyjnie bezwzględnego zakazu tortur użycie paralizatora jest w ogóle dopuszczalne?

Przyznać jednak należy, że zdaniem Braidwood'a bilans zyków i strat stosowania taserów jest korzystny dla społeczeństwa, posiadają one bowiem istotne oddziaływanie prewencyjne przy zwalczaniu przestępczości. Braidwood podkreśla jednak dobitnie, że potencjalna śmiercionośność taserów wskazuje na potrzebę wytyczenia wyraźnej granicy ich zastosowania.

Mając na względzie zasadę proporcjonalności granica ta powinna być ustawiona wysoko. Z pewnością nie można uznać paralizatorów za broń pośrednią między pałką a pistoletem. Warunki użycia paralizatora powinny być zbliżone raczej do warunków zastosowania broni palnej.

Tymczasem w tekście projektu MSW jedyną wytyczną, jaką można odnaleźć, jest stwierdzenie, że „przedmioty przeznaczone do obezwładniania osób za pomocą energii elektrycznej będą mogły być użyte, gdy użycie innych środków bezpośredniego przymusu nie będzie możliwe albo może okazać się nieskuteczne". W świetle doświadczeń kanadyjskich wytyczne te są nader enigmatyczne i niewystarczające.

Co bezwględnie według Braidwood'a powinno stanowić warunek dopuszczalności zastosowania paralizatorów? Ich użycie winno być dozwolone wyłącznie wtedy, gdy napastnik stosuje przemoc fizyczną bądź lada chwila jej użyje. Warto przypomnieć, że już w innym raporcie z 2008 r. - szefa Komisji ds. Skarg na RCMP deputowanego Paula Kennedy'ego - podkreślono, że prawa człowieka wykluczają stosowanie tej broni dla celów ochrony mienia (co budzi wątpliwości co do zasadności używania paralizatorów już dzisiaj na podstawie ustawy o ochronie osób i mienia).

Użycie paralizatora powinno być dozwolone, gdy inne łagodniejsze środki okazały się nieskuteczne, a nie, jak w projekcie, „mogą okazać się nieskuteczne". Braidwood uznał także, że stosowanie taserów wobec osób pobudzonych emocjonalnie jest „najgorszym z możliwych pomysłów". Te słowa powinny być traktowane poważnie w świetle cytowanych przez „Rz" słów przedstawicieli SOK, że paralizatory będą skutecznym środkiem właśnie wobec agresywnych pasażerów.

Wreszcie wyraźnie określony powinien być maksymalny czas rażenia energią elektryczną (po 5 sekundach ryzyko śmierci rośnie dramatycznie). Braidwood postuluje także, by tasery mogły być używane wyłącznie na obszarze, na którym zapewniona jest niezwłoczna pomoc medyczna, bądź defibrylatory, co np. wyłączyłoby zapewne możliwość stosowania paralizatorów  przez służby leśne czy łowieckie. I wreszcie, funkcjonariusze stosujący paralizatory powinni przejść specjalistyczne szkolenia, uświadamiające potencjalne skutki elektrycznego impulsu.

W projekcie założeń nie znajdziemy w zasadzie odpowiedzi na żadne z powyższych wątpliwości i pytań. Być może opinia Ministra Zdrowia, który otrzymał projekt do konsultacji, odniesie się do niektórych z nich. Raport Braidwood'a jest zbyt obszerny, by omówić w tym miejscu znaczącą liczbę rekomendacji, które wdrażają kanadyjskie władze.

Paralizatory elektryczne mogą być przydatnym środkiem przymusu bezpośredniego. Jednak ich szerszemu wprowadzaniu towarzyszyć powinna analiza błędów, którzy popełnili wcześniej inni i z których wyciągnęli wnioski służące zarówno ochronie bezpieczeństwa, jak i ludzkiego życia.

Autor jest radcą prawnym i dyrektorem zespołu prawa konstytucyjnego i międzynarodowego w Biurze RPO, członkiem zarządu Agencji Praw Podstawowych UE. Artykuł wyraża wyłącznie osobiste poglądy autora.

Projekt założeń do projektu ustawy o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej opracowany przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zakłada wprowadzenie na szeroką skalę prawa do korzystania z elektrycznych paralizatorów przez funkcjonariuszy wielu służb, m.in. Biura Ochrony Rządu, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Policji, Straży Ochrony Kolei, straży leśnej, rybackiej i łowieckiej, a nawet Straży Marszałkowskiej. Niedawno informowała o tym „Rz" („Paralizatorem od sokisty", 13 września 2012 r.).

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Czy Elon Musk stanie się amerykańskim Antonim Macierewiczem?
Opinie polityczno - społeczne
Polska prezydencja w Unii bez Kościoła?
Opinie polityczno - społeczne
Psychoterapeuci: Nowy zawód zaufania publicznego
analizy
Powódź i co dalej? Tak robią to Brytyjczycy: potrzebujemy wdrożyć nasz raport Pitta
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką