Władza zamiast programu
Pytanie jednak wciąż pozostaje aktualne: po co Platformie tyle władzy, ile ma obecnie, i po co jeszcze więcej (bo w tym roku, jak pokazałem rozszerzy, jeszcze swoje władztwo)? Nie jest to wszak partia posiadająca określony program. To raczej twór, w którym można znaleźć większość występujących w Polsce stanowisk. Zwolennicy bezpośredniego przekładania na prawo państwowe nauczania społecznego Kościoła występują w tej partii obok zwolenników małżeństw gejowskich i liberalizacji ustawy aborcyjnej, wolnorynkowi liberałowie obok osób jeszcze do niedawna działających w partiach lewicowych, byli opozycjoniści obok wieloletnich członków PZPR.
Polska się modernizuje, ale trudno powiedzieć, czy dzięki rządowi PO–PSL, równolegle, czy też wbrew tym rządom. Warto zrobić tu intelektualne ćwiczenie i zapytać, czy gdyby rządziła na przykład koalicja PiS–PSL albo SLD–PSL, nie powstałyby w Polsce stadiony, nie byłoby więcej smartfonów i tabletów, czy byłoby mniej szerokopasmowego Internetu, czy byłoby znacznie mniej kilometrów autostrad? Czy gdyby przedostatnie wybory parlamentarne wygrałby ktoś inny wpadlibyśmy w recesję? Odpowiedź na każde z tych pytań brzmi: raczej nie.
Tymczasem nagromadzenie tyle władzy naraża ekipę rządzącą na kilka pokus. Po pierwsze na pokusę rozszerzania tej władzy. I bez wątpienia można zauważyć, że PO tej pokusie ulega, instalując swoich ludzi w kolejnych instytucjach. Drugą pokusą jest lęk przed utratą władzy za wszelką cenę. I nie chodzi tu o działanie niezgodne z prawem, lecz wyłącznie takie, które służy utrzymaniu władzy. Kto ma jej tak dużo, bardzo boi się ją utracić, pójdzie więc na każdy kompromis, by tę władzę zachować. Zrobi swego partyjnego wroga ministrem sprawiedliwości, a ministrem zdrowia polityka, który zmiażdżył jego partię przed komisją śledczą. I nie będzie mu przy tym przeszkadzało, że adwokatem jego syna jest polityk, którego obecność w rządzie była jedną z głównych przyczyn tego, że Polacy głosowali na jego partię.
Trzecia pokusa jest najpoważniejsza. Dotyczy nadużywania władzy. I zmiany demokracji w fasadę. Jak dotąd Platforma nie łamała wprost demokratycznych reguł gry. Wybory wygrywała stabilną większością głosów, dzięki realnemu poparciu społeczeństwa. Ale demokracja to nie tylko litera przepisów, ale również ich duch, który wyraża się w zasadzie kontroli władzy. Kontrolę zaś sprawują z jednej strony media, z drugiej specjalnie ku temu powołane ciała i procedury. Trudno uznać, że media en masse pełnią funkcję kontrolną wobec władzy Platformy Obywatelskiej. W debacie publicznej często znacznie więcej miejsca poświęca się rozliczaniu lidera głównej partii opozycyjnej niż urzędującego premiera. Choć ton debaty publicznej istotnie się w ciągu ostatnich pięciu lat zmienił, nawet najostrzejsze ataki ze strony mediów „głównego nurtu" z ostatnich tygodni w porównaniu z medialną nagonką na rząd Jarosława Kaczyńskiego wydają się raczej pieszczotą.
Pułapka kadencyjna
Duży kłopot wiąże się z instytucjami kontrolnymi. Sens rozłączania ich kadencji z kadencjami aktualnej większości sejmowej polegał na tym, by nikt nikt nie kontrolował się sam. To dlatego kadencja szefa NIK trwa lat sześć, zaś sędziego Trybunału Konstytucyjnego dziewięć. A i tak już dziś 9 z 15 członków Trybunału Konstytucyjnego zostało powołanych po tym, gdy PO i PSL osiągnęły większość w Sejmie. Oczywiście konstytucja nie zakazuje nikomu wygrywać ponownie wyborów. Jednak zawarte w polskim ustroju instytucje mogące ograniczać władzę aktualnej koalicji parlamentarno-gabinetowej były pisane dla sytuacji, w której co kadencję zmienia się układ rządowy. Jeśli PO rządzić będzie pełne dwie kadencje, to obsadzi swymi nominatami wszystkie instytucje hamulcowe wobec władzy albo osiągnie w nich przeważającą większość (jak w przypadku Trybunału Konstytucyjnego).
Czy Platforma oprze się wynikającym stąd pokusom? Z jednej strony premier Donald Tusk był przeciwnikiem wniosku o stawianie Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry przed Trybunałem Stanu, mówiąc, że mogłoby to wyglądać na polityczną zemstę. Z drugiej jednak politycy jego partii niekiedy ostro atakują opozycję, a ataki te przekraczają granicę zwykłego sporu dwóch dużych ugrupowań. Z pewnością w tym roku okaże się, czy PO nie nadużyje władzy, jaką obdarzyła ją historia.