Posiadanie własnej waluty może działać jako skuteczny „automatyczny stabilizator" w czasach dekoniunktury
Wystąpienie premiera w czasie debaty nt. przyjęcia paktu fiskalnego wydaje się pieczętować pewien etap niedawno wznowionej dyskusji na temat naszego ewentualnego przyjęcia wspólnej waluty. Premier Tusk podkreślił, że wspólną walutę przyjmiemy kiedy będzie gotowa na to strefa euro, a przede wszystkim nasza gospodarka. To wskazuje, że – wbrew głosom euroentuzjastów – jednak rząd dostrzega istotne ryzyka związane z przyjęciem euro, oraz dylematy i niepewność związaną z kierunkiem przebudowy architektury wspólnej waluty. Dynamika gospodarcza ostatnich lat uzmysłowiła bowiem, że – względem ocen formułowanych przed globalnym kryzysem – korzyści z przyjęcia wspólnej waluty wydają się mniejsze niż wcześniej sądzono, zaś ryzyka są większe – a do ryzyk znanych dołączyły nowe, wcześniej nieznane.
Bilans ryzyk po pierwszej fali kryzysu
Dziś niestety nie można jeszcze z całkowitym przekonaniem powiedzieć, że jesteśmy „po kryzysie", użyjmy więc bezpieczniejszej formuły „pierwszej fali kryzysu", który umownie wywołany został upadkiem banku Lehman Brothers, później zaś wieloma kanałami i wielorakimi mechanizmami rozlał się na gospodarkę światową. Zanim NBP (?) dokona ponownych kompleksowych analiz korzyści i kosztów z przyjęcia wspólnej waluty, już teraz możemy pokusić się o próbę jakościowej oceny, kierunkowego namysłu nad tym, jak doświadczenia ostatnich 3-4 lat modyfikują oceny korzyści i kosztów z raportu NBP na ten temat z roku 2009. Oczywiście tego typu analiza jest mocno ułomna i wymaga dodatkowych badań, zaś objętość artykułu prasowego siłą rzeczy zmusza do pewnej powierzchowności - jednak nie jest też tak, że nic nie można powiedzieć. Przyjrzyjmy się więc najważniejszym elementom korzyści i kosztów, oraz tym, których postrzeganie najbardziej zmienił kryzys.
Bilans korzyści, które nieco stopniały w ogniu kryzysu
Jedną z licznych zalet dokumentu NBP jest jasne oddzielenie korzyści bezpośrednich, a więc takich, które ujawniają się szybko, są do pewnego stopnia policzalne i mogą prowadzić do efektów pośrednich – od korzyści pośrednich, które mają charakter potencjalny, są trudne do oszacowania i należy je traktować w kategorii szans, a nie rzeczy pewnych. Raport NBP z roku 2009 wskazuje na dwie główne, wzajemnie powiązane korzyści bezpośrednie: (i)redukcja ryzyka kursowego i kosztów transakcyjnych oraz (ii)obniżka stóp procentowych. Te korzyści mogą (ale nie muszą) prowadzić do korzyści pośrednich, takich jak: (iii) wzrost stabilności i wiarygodności gospodarki, (iv) wzrost konkurencji, połączony z realokacją zasobów w skali obszaru walutowego, (v) rozwój i integracja rynków finansowych oraz (vi) wzrost handlu i inwestycji.
W odniesieniu do bezpośrednich konsekwencji rezygnacji z własnej waluty, kryzys nie zmienia tutaj niczego: nastąpiłaby redukcja ryzyka kursowego oraz obniżka stóp procentowych. Analiza wydarzeń ostatnich lat wzbogaca jednak naszą wiedzę na temat prawdopodobnych konsekwencji takiego działania. Po pierwsze, w czasach przedkryzysowych istotnie przyjęcie wspólnej waluty prowadziło do wzrostu wiarygodności danej gospodarki, która postrzegana była jako część dużego, stabilnego bloku gospodarczego, i m.in. odnosiła korzyści w postaci niższych zarówno krótko- jak i długoterminowych stóp procentowych. W teorii miało być tak, że te stopy stymulować będą wzrost (produktywnych) inwestycji, co z kolei miało dynamizować długoterminowy, podtrzymywalny (sustainable) wzrost produktu krajowego.