Zdychający lew

Gdyby nie było Jarosława Kaczyńskiego, premier powinien go wymyślić. To jedyny temat, w którym czuje się dziś w miarę pewnie – pisze publicysta „Rzeczpospolitej".

Publikacja: 10.09.2013 20:29

Mariusz Cieślik

Mariusz Cieślik

Foto: Fotorzepa, Robert gardziński RG Robert gardziński

Premier był w ostatnich dniach w tak głębokiej defensywie, że gdyby prezes PiS nie rzucił mu koła ratunkowego w postaci kontrowersyjnego wywiadu dla „Rzeczpospolitej", nie udałoby mu się wypowiedzieć w zdecydowany sposób na żaden temat. Jako ekspert od myśli i biografii Jarosława Kaczyńskiego szef rządu natychmiast dokonał egzegezy jego słów i wreszcie mógł powiedzieć coś, co zabrzmiało dobitnie.

Po pierwsze, że insynuacje dotyczące prezydenta Komorowskiego są „obrzydliwe" i „dyskwalifikujące". Po drugie, stanął w obronie przedsiębiorców, wśród których prezes PiS dopatrzył się ludzi dawnego systemu, szkodzących krajowi i gospodarce. Donald Tusk starym zwyczajem ujawnił, że takie właśnie jest prawdziwe oblicze Kaczyńskiego („wiem, kiedy mówi prawdę, a kiedy oszukuje) i stanął na szańcu („mam dodatkową motywację, by chronić Polskę przed PiS"). Ale choć wypadł na konferencji prasowej dobrze, trzeba sobie jasno powiedzieć, że zdarzało mu się bardziej przekonująco straszyć PiS-em.

Zagubiony instynkt

Oczywiście inną sprawą jest sondażowy efekt sporu (abstrahując od jego meritum). Wyborcom na pewno nie spodoba się atak Kaczyńskiego na prezydenta i insynuowanie mu związków ze służbami specjalnymi. Tego Polacy nie lubią i zapewne w tej kwestii większość przyzna Donaldowi Tuskowi rację.

Wcale nie jestem jednak przekonany, że obrona biznesmenów, którzy „stali się autorami polskiego sukcesu", jest dobrą taktyką polityczną dla premiera. Na tym akurat punkty może zyskać Kaczyński, bo wiadomo, że Polakom żyje się dziś trudno i wielu ma o to pretensje również do pracodawców. W czasach gospodarczych zawirowań zapowiedzi „puszczania nieuczciwych biznesmenów w skarpetkach" i zmuszenia ich do podwyższania płac, mogą się spodobać. Tak czy owak w dziedzinie kaczyńskologii mógł premier błysnąć, ale w innych idzie mu ostatnio marnie. Jakby stracił swój tylekroć zachwalany polityczny instynkt, retoryczną swadę i energię lidera. Skoro już o gospodarce mowa, weźmy dwie najważniejsze kwestie: sprawę OFE i kwestię kryzysu.

Prawdziwy Tusk, że sięgnę do frazeologii premiera, nie plątałby się w zeznaniach w tak istotnych sprawach. Ale ten zmęczony rządzeniem szef partii, która zupełnie straciła impet i pogrąża się w wewnętrznych konfliktach, jest cieniem samego siebie. Sprawia wrażenie kogoś, kto sam nie jest przekonany do własnych racji i nie wierzy w odwrócenie negatywnego trendu. Jakie jest zdanie premiera w kwestii OFE? Są złe czy dobre? Kiedyś nie miałby wątpliwości, że trzeba z nimi zrobić porządek, bo przejadają pieniądze Polaków, dziś dzieli włos na czworo.

Czy można przekonać ludzi sformułowaniami w rodzaju „naszym głównym celem jest zdjęcie tego ciężaru, który jest przygniatający z punktu widzenia finansów publicznych i w związku z tym jest jedną z barier rozwojowych dla Polski. Mówię o tej części, która poprzez dług finansuje OFE"? To pytanie retoryczne, bo wiadomo, że nie. Podobnie kluczy premier w kwestii kryzysu. Jeszcze niedawno byliśmy zieloną wyspą, potem ostatnimi, którym się udało uchronić wzrost gospodarczy, później dotknęło nas minimalne spowolnienie, a teraz nagle słyszymy, że właśnie skończył się kryzys i „jest fajny czas na kupowanie, bo (...) wszystko jest dość tanie".

Czyli jak było naprawdę? Rząd nas obronił czy nie? Bo do niedawna przekaz był jasny: dzięki temu, że nie daliśmy dojść do władzy PiS-owi, uratowaliśmy gospodarkę. Dziś premier namawia do zakupów, żeby pomóc krajowi wyjść z kryzysu. Czy wobec tego niski poziom konsumpcji, o czym mówi Donald Tusk, będący wynikiem pesymizmu i niepewności co do przyszłości, był uzasadniony, czy nie był? Bo teraz już nie jest na 100 procent.

Tyle że niedawno też słyszeliśmy, że nie ma powodów do pesymizmu, a okazało się, że były. Doprawdy doradcy premiera od PR mają dziś wiele trudnych zadań do rozwiązania.

Utracona inicjatywa

Chwiejność Donalda Tuska widać w zasadzie w każdej istotnej kwestii (oczywiście poza tym, że jak PiS dojdzie do władzy, to zniszczy Polskę, bo co do tego nie ma wątpliwości). Interwencja w Syrii? Komentatorzy (a jako pierwszy zwrócił na to uwagę Jędrzej Bielecki z „Rzeczpospolitej") nie zostawili na szefie rządu suchej nitki za to, że nazbyt pospieszył się w tak istotnej sprawie z deklaracjami. Zanim cokolwiek było wiadomo, oświadczył, że Polska na pewno nie weźmie udziału w interwencji i że raczej nie będzie ona skuteczna.

A trzy dni później zmienił zdanie. Na Westerplatte usłyszeliśmy, że ewentualny atak to „reakcja na zbrodnię użycia broni chemicznej przeciwko cywilom: reakcja zrozumiała i potrzebna, oby była skuteczna".

Wyborców obchodzi to umiarkowanie, ale na świecie robi to fatalne wrażenie, bo dowodzi, że polski rząd nie ma stanowiska w podstawowych kwestiach polityki międzynarodowej. Bardziej kosztowna, jeśli chodzi o wizerunek premiera w kraju, będzie jednak dla premiera chwiejność stanowiska wobec Jarosława Gowina, jawnie kontestującego politykę rządu i przywództwo Tuska. Wszyscy, włącznie z samym zainteresowanym, doskonale wiedzieli, że miecz Damoklesa zawisł nad głową byłego ministra sprawiedliwości. Tymczasem premier najpierw pozwolił na odejście Johna Godsona, a w poniedziałek pozwolił Gowinowi zrobić show pod hasłem: rezygnuję z członkostwa PO.

Cała ta ciągnąca się tygodniami sytuacja źle wpłynęła na morale partii i wydobyła na jaw skrywane dotąd konflikty. Nie tylko ten dotyczący postawy Gowina, ale przecież i Grzegorza Schetyna wraz ze swoimi zwolennikami przy okazji odgrywa się za doznane krzywdy.

Dawny Donald Tusk rozwiązałby tę sprawę błyskawicznie. Tak jak potrafił np. wyprowadzić uderzenie wyprzedzające w czasie afery hazardowej, wyrzucając z rządu (czasem zupełnie bez powodu) wszystkich podejrzewanych o cokolwiek. Teraz mógł albo pozbyć się Gowina i wyczyścić szeregi z dysydentów (a na potrzeby koalicyjnej większości podkupić jakichś posłów od Palikota), albo wybrać metodę kooptacji i zaproponować coś rywalowi. Tymczasem nie zrobił ani jednego, ani drugiego, pozwalając, by to Gowin przejął inicjatywę.

Czas działa na niekorzyść Donalda Tuska, trend jest niekorzystny, najgroźniejsi rywale idą w sondażach do góry, a tu na jaw wychodzą takie kwiatki, jak tzw. pompowanie kół, czyli nagłe przyjmowanie dużej liczby członków do PO, w Krakowie i innych miastach. Zjawisko co najmniej podejrzane, ale czy ktoś wie, co o tym myśli szef partii? Mocny lider zrobiłby z tym porządek, słaby nie potrafi nawet pozbyć się „pisiora" z MSW, mimo że twierdził, iż ten długo nie popracuje.

Zużyty przywódca

Oczywiście mówić dziś, że lew jest martwy, byłoby przedwcześnie. Ale na pewno nie zabraknie w Platformie takich, którzy zechcą to sprawdzić i go poszarpać. Skoro może Gowin, to pewnie i inni spróbują.

Jeśli prawdą jest, o czym mówią przecieki z okolic Klubu Parlamentarnego PO, że premier straszy posłów wcześniejszym rozwiązaniem Sejmu, to jest z nim kiepsko. Gdyby miał dobry polityczny plan, przygotowałby jakieś posunięcia ofensywne. Zresztą kto wie, może coś już w zaciszu gabinetów się szykuje, tyle że patrząc na ostatnie wydarzenia, trudno wierzyć w skuteczność doraźnych posunięć.

Wydaje się, że potrzebne jest jakieś nowe otwarcie w wykonaniu premiera. Pytanie brzmi tylko, czy nawet jeśli operacja się uda, to nie zakończy się przypadkiem śmiercią pacjenta. Donald Tusk już wielokrotnie pokazywał, że potrafi wydobywać się z najróżniejszych tarapatów, ale w tak trudnej sytuacji jak dziś, jeszcze w czasie swoich rządów nie był.

Nigdy jeszcze nie oceniano go tak źle jak w niedawnym sondażu CBOS, z którego wnika, że aż 62 procent Polaków chętnie by go z posady zwolniło. Tym bardziej powinno to szefa rządu niepokoić, że jego gabinet, który też ma kiepskie notowania, źle ocenia 47 procent badanych. Pół żartem pół serio można powiedzieć, że jedyna nadzieja w Jarosławie Kaczyńskim, jeśli się uaktywni i zacznie ostro atakować, jest szansa, by na nowo rozpalić konflikt pomiędzy dwiema największymi partiami. Na tym premier może znacząco zyskać, strasząc PiS-em i prezentując się jako rozsądna alternatywa. Ale do wygrania wyborów to już nie wystarczy.

Świadczą o tym również reakcje na ostatnie wypowiedzi prezesa Prawa i Sprawiedliwości. W ton histeryczny uderzyły tylko media najbardziej zaprzyjaźnione z rządem, że zacytuję klasyka. Większość uznała, że nie ma powodów do kolejnego antypisowskiego wzmożenia. Może również dlatego, że większość dziennikarzy podziela opinię Polaków, że Tusk jako przywódca już się zużył.

Premier był w ostatnich dniach w tak głębokiej defensywie, że gdyby prezes PiS nie rzucił mu koła ratunkowego w postaci kontrowersyjnego wywiadu dla „Rzeczpospolitej", nie udałoby mu się wypowiedzieć w zdecydowany sposób na żaden temat. Jako ekspert od myśli i biografii Jarosława Kaczyńskiego szef rządu natychmiast dokonał egzegezy jego słów i wreszcie mógł powiedzieć coś, co zabrzmiało dobitnie.

Po pierwsze, że insynuacje dotyczące prezydenta Komorowskiego są „obrzydliwe" i „dyskwalifikujące". Po drugie, stanął w obronie przedsiębiorców, wśród których prezes PiS dopatrzył się ludzi dawnego systemu, szkodzących krajowi i gospodarce. Donald Tusk starym zwyczajem ujawnił, że takie właśnie jest prawdziwe oblicze Kaczyńskiego („wiem, kiedy mówi prawdę, a kiedy oszukuje) i stanął na szańcu („mam dodatkową motywację, by chronić Polskę przed PiS"). Ale choć wypadł na konferencji prasowej dobrze, trzeba sobie jasno powiedzieć, że zdarzało mu się bardziej przekonująco straszyć PiS-em.

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA