Premier był w ostatnich dniach w tak głębokiej defensywie, że gdyby prezes PiS nie rzucił mu koła ratunkowego w postaci kontrowersyjnego wywiadu dla „Rzeczpospolitej", nie udałoby mu się wypowiedzieć w zdecydowany sposób na żaden temat. Jako ekspert od myśli i biografii Jarosława Kaczyńskiego szef rządu natychmiast dokonał egzegezy jego słów i wreszcie mógł powiedzieć coś, co zabrzmiało dobitnie.
Po pierwsze, że insynuacje dotyczące prezydenta Komorowskiego są „obrzydliwe" i „dyskwalifikujące". Po drugie, stanął w obronie przedsiębiorców, wśród których prezes PiS dopatrzył się ludzi dawnego systemu, szkodzących krajowi i gospodarce. Donald Tusk starym zwyczajem ujawnił, że takie właśnie jest prawdziwe oblicze Kaczyńskiego („wiem, kiedy mówi prawdę, a kiedy oszukuje) i stanął na szańcu („mam dodatkową motywację, by chronić Polskę przed PiS"). Ale choć wypadł na konferencji prasowej dobrze, trzeba sobie jasno powiedzieć, że zdarzało mu się bardziej przekonująco straszyć PiS-em.
Zagubiony instynkt
Oczywiście inną sprawą jest sondażowy efekt sporu (abstrahując od jego meritum). Wyborcom na pewno nie spodoba się atak Kaczyńskiego na prezydenta i insynuowanie mu związków ze służbami specjalnymi. Tego Polacy nie lubią i zapewne w tej kwestii większość przyzna Donaldowi Tuskowi rację.
Wcale nie jestem jednak przekonany, że obrona biznesmenów, którzy „stali się autorami polskiego sukcesu", jest dobrą taktyką polityczną dla premiera. Na tym akurat punkty może zyskać Kaczyński, bo wiadomo, że Polakom żyje się dziś trudno i wielu ma o to pretensje również do pracodawców. W czasach gospodarczych zawirowań zapowiedzi „puszczania nieuczciwych biznesmenów w skarpetkach" i zmuszenia ich do podwyższania płac, mogą się spodobać. Tak czy owak w dziedzinie kaczyńskologii mógł premier błysnąć, ale w innych idzie mu ostatnio marnie. Jakby stracił swój tylekroć zachwalany polityczny instynkt, retoryczną swadę i energię lidera. Skoro już o gospodarce mowa, weźmy dwie najważniejsze kwestie: sprawę OFE i kwestię kryzysu.
Prawdziwy Tusk, że sięgnę do frazeologii premiera, nie plątałby się w zeznaniach w tak istotnych sprawach. Ale ten zmęczony rządzeniem szef partii, która zupełnie straciła impet i pogrąża się w wewnętrznych konfliktach, jest cieniem samego siebie. Sprawia wrażenie kogoś, kto sam nie jest przekonany do własnych racji i nie wierzy w odwrócenie negatywnego trendu. Jakie jest zdanie premiera w kwestii OFE? Są złe czy dobre? Kiedyś nie miałby wątpliwości, że trzeba z nimi zrobić porządek, bo przejadają pieniądze Polaków, dziś dzieli włos na czworo.