Czy Polaków trzeba wychować?

Żadna perswazja ani pedagogika ?nie pomogą, jeżeli uprzednio ?nie zapewni się ludziom ochrony ?przez powołane do tego instytucje ?– pisze socjolog.

Publikacja: 19.08.2014 02:00

Chłopi też zachowują się racjonalnie. Kiedy w latach 70. rząd Jaroszewicza podniósł ceny paliw, spad

Chłopi też zachowują się racjonalnie. Kiedy w latach 70. rząd Jaroszewicza podniósł ceny paliw, spadł popyt na traktory, a wzrosły ceny koni

Foto: EAST NEWS

Red

Debaty publiczne w Polsce zdominowane są często przez tematy drugorzędne z punktu widzenia rozsądnie pojętych interesów dużego europejskiego kraju. Od czasu do czasu jednak zdarza się, że jakiś dziennik udostępni łamy ważnej osobie, która wypowie się na tematy dla Polski istotne.

Dotyczy to też opublikowanego w „Gazecie Wyborczej" wywiadu, jaki przeprowadził red. Grzegorz Sroczyński z prof. Jerzym Hausnerem, wicepremierem w rządzie Leszka Millera. Hausner wskazuje w nim na przeszkody, jakie napotyka rozwój społeczno-gospodarczy Polski. Najważniejsze, według niego, to: mentalność Polaków, mentalność przedsiębiorców oraz mentalność urzędników.  Słowem, problem tkwi w psychologii.

Diagnoza Hausnera brzmi: Polska dotychczas rozwijała się dobrze, ale rozwój ten dokonywał się w sposób „molekularny", to jest w drodze aktywności w mikroskali – działań w ramach układów rodzinno-przyjacielskich. Z tego wyniknął zależny charakter polskiej strategii rozwojowej.

Skoro w swej diagnozie Hausner kładzie nacisk na mentalność Polaków, to proponowane przez niego środki zaradcze muszą z natury rzeczy ograniczać się do „pedagogiki społecznej". Polacy zachowują się nieracjonalnie, bo kierują nimi nawyki i nieświadomość skutków. Można jednak ich zachowania zmienić za pomocą perswazji, a także demonstracji własnym przykładem. Słowem, trzeba ich wychować.

Mentalność obywateli

Zdaniem prof. Hausnera, a także wielu socjologów i psychologów społecznych, Polaków cechuje wzajemna nieufność. Ufamy tylko najbliższym, rodzinie i przyjaciołom, a – mówi Hausner – „kapitał społeczny jest wtedy, kiedy się kompletnie nie znamy, a mimo to sobie ufamy". Prowadzone w Polsce badania ankietowe potwierdzają, że nie ufamy obcym, a także nie mamy na ogół zaufania do instytucji państwa. Pytanie, czy jest to immanentna cecha naszych rodaków czy też zjawisko spowodowane przyczynami sytuacyjnymi?

Wyniki międzynarodowych badań porównawczych, które dotyczą tych spraw, wskazują na silną zależność statystyczną między nieufnością do instytucji publicznych a brakiem zaufania między ludźmi. Co więcej, pokazują, że im niższa jest jakość stanowionego prawa oraz sprawność jego egzekwowania, tym mniej ludzie sobie ufają.

Spostrzeżenia są zdroworozsądkowe: kiedy państwo nie chroni nas przed  oszustami i ludźmi nieuczciwymi, kiedy prawo jest złej jakości, a sprawy w sądach ciągnął się latami, musimy zachować w stosunkach z innymi daleko idącą ostrożność. Jeśli więc takie są cechy polskiego państwa, to takie też muszą być ich skutki.

Żadna zatem perswazja nie pomoże, jeżeli uprzednio nie zapewni się ludziom ochrony przez powołane do tego instytucje. Na marginesie, jeśli wziąć pod uwagę liczbę ludzi w Polsce, którzy dali się nabrać na piramidy finansowe i inne oszustwa, to i tak poziom ufności jest u nas zbyt wysoki.

Mentalność przedsiębiorców

Czynnikiem hamującym rozwój gospodarczy kraju – mówi Hausner – są niskie płace. Firmy „molekuły" mało płacą pracownikom, bo „konkurują za pomocą niskich kosztów, a nie nowych pomysłów i wzrostu wydajności pracy". Tu również istotny jest problem zaufania między uczestnikami życia gospodarczego: „molekuły muszą zacząć się otwierać, współpracować, łączyć".

Drobne i średnie przedsiębiorstwa mogą, według Hausnera, w pewnych warunkach dobrze funkcjonować, ale – jeśli nie przestawią się na intensywne wykorzystanie zasobów – skala ich operacji nie może przekroczyć pewnej granicy. Duże przedsiębiorstwa w Polsce należą przede wszystkim do obcego kapitału. Sposób ich działania utrwala zależną strategię rozwoju gospodarczego kraju, tj. prowadzi do jego kolonizacji.

Nie kwestionuję tego, że płace, a także innowacyjność w Polsce są niskie. Pozostaje jednak sprawą otwartą, czy przyczyną tego jest mentalność.

Urzędnicy są łatwym chłopcem do bicia, bo nikt ich nie będzie bronił. Ale może i oni – jak obywatele i przedsiębiorcy – są niewolnikami źle zaprojektowanych struktur

Przed kilkudziesięciu laty Teodor Schultz, laureat Nagrody Nobla w ekonomii, opublikował wyniki badań, w których próbował zweryfikować popularną tezę o naturalnym konserwatyzmie technologicznym chłopów. Przedmiotem badania byli chłopi hinduscy. Autor badał ich reakcję na zmianę relacji cen. Uprzednio ceny były niekorzystne dla stosowania nowoczesnych metod uprawy; kiedy relacje te zmieniły się tak, że inwestycje w nowoczesną technologię zaczęły się opłacać, w krótkim czasie zmieniło się zachowanie chłopów, którzy zaczęli modernizować uprawę.

Podobnie było w latach 70. w Polsce. W pierwszej połowie dekady rolnicy na znaczną skalę zastępowali konie traktorami, kiedy zaś rząd premiera Jaroszewicza podniósł ceny paliw, spadł popyt na traktory, a wzrosły ceny koni. W swej działalności gospodarczej ludzie zachowują się na ogół racjonalnie.

Dla małych i średnich przedsiębiorców tworzenie innowacji może być po prostu nieopłacalne. Innowacyjne są najczęściej firmy, które przekroczą pewną skalę wielkości – innowacja kosztuje. Inaczej rzecz wygląda, kiedy firmę zakłada sam wynalazca, ale są to sytuacje stosunkowo rzadkie. Rozwiązania problemu innowacyjności szukałbym raczej w polskim prawie i funkcjonowaniu państwa, a nie w „złych" nawykach przedsiębiorców. Jeżeli otoczenie instytucjonalne czyni ich postępowanie racjonalnym, to pedagogika społeczna nic tu nie pomoże.

Mentalność urzędników

Prof. Hausner opisuje machinę państwową jako całość złożoną z dwóch części: biurokratycznej i politycznej. Tej pierwszej poświęca znacznie więcej uwagi niż drugiej. Urzędnicy „kierują się logiką przetrwania, najczęściej są to rozmaite strategie zabezpieczania się. Zmiany są neutralizowane, bo po prostu mogą być niebezpieczne". Urzędnicy są „hydrą"; aparat urzędniczy blokuje, oszukuje, uprawia dywersję. Prof. Hausner podał jej przykład. Kierowany przez niego zespół przygotował raport o „reformowaniu kultury w Polsce" (sic!). Wedle relacji Hausnera minister był zachwycony, ale „nic nie wykorzystał", bo „presja jego własnych urzędników spowodowała, że zaczął się wycofywać".

W wyniku działalności biurokracji państwo przestało eksperymentować. Kiedy tylko pojawia się próba zmiany, następuje jej „koleinowanie": „niby jedziemy w inną stronę, ale w końcu trafiamy w te same koleiny". Kiedy polityk chce dobrze, urzędnicy rzucają mu kłody pod nogi. O ile stosunek Hausnera do obywateli i przedsiębiorców jest nauczycielsko-paternalistyczny, o tyle urzędnikom nie pobłaża. Można wprawdzie wychować obywateli i przedsiębiorców, zreformować kulturę Polski i przekonać do czegoś polityków, ale bariera urzędnicza wydaje się nie do pokonania.

Urzędnicy są łatwym chłopcem do bicia, bo nikt ich nie będzie bronił. Sądzę jednak, iż wśród urzędników służby cywilnej przeważają ludzie inteligentni, wykształceni, mający duże doświadczenie w pracy państwowej oraz dobre intencje. Skoro tak, to może dopuścić możliwość, iż – podobnie jak obywatele i przedsiębiorcy – są oni niewolnikami niewłaściwie zaprojektowanych struktur: złych regulacji, procedur i stosunków zależności.

Mentalność polityków

Na pytanie, czy to narodowa mentalność czy też może instytucje, które wynagradzają patologiczne zachowania, są odpowiedzialne za problemy Polski, prof. Hausner odpowiada: mentalność. W związku z tym jako panaceum proponuje perswazję – czyli pedagogikę społeczną. I sam takową uprawia: „buduję zespoły naukowe, które generują wiedzę społeczną, wiedzę dla państwa, dla polityków, łącznie z projektami przepisów". A jednak, po przykrym doświadczeniu, profesor uznał, że robienie czegokolwiek na zamówienie rządu jest bezcelowe.

Zaskakuje łagodny, choć niepozbawiony szczypty krytycyzmu, stosunek Hausnera do polityków. „Na początku wolnej Polski dominowali ludzie, którzy na marketingu politycznym kompletnie się nie znali, natomiast chcieli rozwiązywać problemy państwa, i stworzono strukturę, która to umożliwiała. Nasz system polityczny stopniowo zmieniał się w taki sposób, żeby neutralizować znaczenie osób od rozwiązywania problemów, a wzmacniać tych od zdobywania władzy. I władza stała się celem samym w sobie".

Nie wiadomo, co spowodowało, że „system polityczny się zmieniał". Nie wiadomo też, dlaczego „przestrzeń w wolnej Polsce została zawłaszczona lub skomercjalizowana", że „ideologicznie utknęliśmy w poglądach z lat 1990", że w polityce walczą ze sobą dwa plemiona, bo Hausner mówi tylko, że „Polacy tak chcą". Czy rzeczywiście chcą? Nie wierzę w to.

Z wieloma opiniami prof. Hausnera łatwo się zgodzę. Na przykład, kiedy stwierdza, że „[...] za rzeczy bliskie chętnie wzięliśmy odpowiedzialność, nie boimy się jej. [...] Natomiast całkowicie uciekamy od odpowiedzialności za rzeczy dalsze niż na wyciągnięcie ręki. I to jest ucieczka wszystkich. I rządzących, i rządzonych. Trzeba nam więcej odwagi i zaufania i wtedy góry można przenosić". Zauważę tylko, że nie ponosić odpowiedzialności za błędy to bardzo atrakcyjna propozycja – każdy chciałby, by inni za nie płacili.

Odpowiedzialność jest sprawą osobistej moralności, ale jako obywatele powinniśmy być dodatkowo zabezpieczeni przez właściwie działające instytucje publiczne, a to już od nas nie zależy. Zapewnienie właściwego ich działania jest zadaniem politycznych przedstawicieli – w Sejmie i rządzie. Jeżeli instytucje funkcjonują źle, to znaczy, że ci ludzie nie wywiązują się ze swoich zadań.  Dlaczego tego nie robią? Na to pytanie zwykle słyszy się odpowiedź: „bo takich sobie wybraliście". Otóż dramat wyborców polega na tym, że wybór jest pozorny. Obowiązująca w Polsce ordynacja ogranicza możliwość wyboru do ludzi proponowanych przez kierownictwo partii politycznych, którzy są dla wyborców najczęściej anonimowi.

Stworzyliśmy sobie, a może raczej stworzono nam (bo jaki zwykli obywatele mieli na to wpływ?), system, w którym mamy do czynienia ze zinstytucjonalizowaną nieodpowiedzialnością, i temu żadna pedagogika społeczna nie zaradzi.

Gonić króliczka

Kiedy ludzie zachowują się w sposób na dłuższą metę sprzeczny z ich zbiorowym interesem, korektę zachowań należy zacząć od badania reguł instytucjonalnych rządzących tymi zachowaniami, a nie od diagnozy psychologicznej. Kiedy reguły instytucjonalne są dysfunkcjonalne, metody pedagogiczne nie wpłyną na zmianę zachowań. Trzeba zdecydować, czy chodzi nam o to, by „gonić króliczka", czy o to, by go złapać?

Autor jest profesorem socjologii, kierownikiem Zakładu Bezpieczeństwa Międzynarodowego i Studiów Strategicznych ISP PAN. W przeszłości był m.in. szefem Transparency International Polska

Debaty publiczne w Polsce zdominowane są często przez tematy drugorzędne z punktu widzenia rozsądnie pojętych interesów dużego europejskiego kraju. Od czasu do czasu jednak zdarza się, że jakiś dziennik udostępni łamy ważnej osobie, która wypowie się na tematy dla Polski istotne.

Dotyczy to też opublikowanego w „Gazecie Wyborczej" wywiadu, jaki przeprowadził red. Grzegorz Sroczyński z prof. Jerzym Hausnerem, wicepremierem w rządzie Leszka Millera. Hausner wskazuje w nim na przeszkody, jakie napotyka rozwój społeczno-gospodarczy Polski. Najważniejsze, według niego, to: mentalność Polaków, mentalność przedsiębiorców oraz mentalność urzędników.  Słowem, problem tkwi w psychologii.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?