Kilkanaście lat temu, gdy byłem jeszcze czynnym biegającym dziennikarzem, w ciągu paru dni zebrałem podpisy sporej grupy osób publicznych, które w bezpośredniej rozmowie ze mną z cała mocą wsparły inicjatywę wyrugowania wulgarnych przekleństw z telewizji oraz upoważniły mnie do poinformowania opinii publicznej o tym ich stanowisku. Imienną listę każdy może sobie obejrzeć na mojej internetowej stronie pod zakładką „Sprawy publiczne".
Nie istniała wtedy Platforma Obywatelska ani Prawo i Sprawiedliwość, ale wśród sygnatariuszy ramię w ramię znaleźli się politycy różnych opcji – w porządku alfabetycznym tacy starcy jak Leszek Balcerowicz, Włodzimierz Cimoszewicz, Hanna Gronkiewicz-Waltz, Jarosław Kaczyński, Bronisław Komorowski i Jan Olszewski; dla środowiska sędziowskiego wagę powinny mieć nazwiska Marka Safjana, Adama Strzembosza czy Adama Zielińskiego. Jeśli zaś opinia tych postaci się nie liczy, gdyż nie są językoznawcami, to może mógłbym wesprzeć się panami profesorami Jerzym Bralczykiem, Janem Miodkiem i Walerym Pisarkiem?
Wbrew przekonaniu niektórych składów sędziowskich, publiczne przeklinanie NIE NALEŻY do polskiej tradycji, a ogromna większość polskiego społeczeństwa (91% wg raportu CBOS z 2013 roku) – w tym uchwalająca prawo elita parlamentarna - wyraziście nie daje na to chamstwo zgody. Owszem, takie zwyczaje występują w niektórych środowiskach (przestępcy i margines społeczny, niekiedy „postępowi twórcy" albo niegdysiejsi furmani), lecz to raczej wątła podstawa do uogólnień ferowanych w imieniu Rzeczpospolitej.
Mówię o sądach nie bez kozery. Mógłbym przytoczyć szereg przykładów niepojętej tolerancji wymiaru sprawiedliwości mojego państwa wobec publicznych wulgaryzmów: konkretne pisemne opinie policji, postanowienia śledczych, wyroki sądów, nazwiska prokuratorów i sędziów, sygnatury spraw... Niestety, ta medialno-sądowa promocja i ochrona telewizyjnego chamstwa w imię wolności słowa PROCENTUJE: mało kto pamięta, że zamordowany na przystanku tramwajowym 10 lutego 2010 sierżant policji Andrzej Struj zginął od ciosów nożem tylko dlatego, że zwrócił uwagę dwóm młodym bandytom, aby ci wśród ludzi nie przeklinali.
Dla poprawy samopoczucia poprawnych nowoczesnych sędziów załączam na koniec świeżutkie doniesienie miarodajnej i wiarygodnej przecież „Gazety Wyborczej". Oto w Warszawie na Ursynowie we wrześniu 2014 roku dzieci z pierwszej klasy szkoły podstawowej dostały w charakterze czytanki fragmenty medialnych tekstów ze zwrotami: „Pier.. się Hitlerze" oraz „Idź pier...swoja matkę", których ponoć nie zauważyła nauczycielka z 34-letnim stażem.