Sprawa ewentualnego odwołania lub przesunięcia Zgromadzenia Narodowego i uniemożliwienia Karolowi Nawrockiemu złożenia przysięgi prezydenckiej budzi ogromne emocje. Najbardziej radykalni politycy KO, najmocniej zaangażowane autorytety prawnicze oraz tożsamościowi dziennikarze widzą to jako ostatnią deskę ratunku przed wyborczą porażką.
Politycy KO mają w tym swój oczywisty polityczny interes: część wyborczej bazy partii Donalda Tuska uwierzyła bowiem w teorię o masowych fałszerstwach wyborczych. Próbują więc konsolidować elektorat. Przez pewien czas grał tak też premier Tusk. Z opłakanymi konsekwencjami zresztą. Cały polityczny impet, jakiego premier nabrał po wotum zaufania i drugim exposé na początku czerwca, wyparował pod koniec miesiąca w coraz bardziej oderwanej od rzeczywistości debacie o rzekomych fałszerstwach i w tweetach, których sens przestali rozumieć nawet jego koalicjanci i nie tylko oni.
W tej sytuacji absolutnie nie dziwi postawa Szymona Hołowni oraz PSL i Lewicy. Odwołanie Zgromadzenia Narodowego budzi nie tylko poważne wątpliwości prawne, ale też dla Hołowni byłoby politycznym samobójstwem. Już na zawsze zapisałoby go do obozu radykałów w PO i pozbawiłoby szans na dalszą przyszłość polityczną.