Organizowanie podczas majowego święta spotkanie Karola Nawrockiego z prezydentem Stanów Zjednoczonych Donaldem Trumpem ma tylko jeden cel – próbę poprawy wizerunku kandydata. Widocznie sztabowcy PiS uznali, że warto podjąć ryzyko takiego spotkania, a potencjalne zyski wizerunkowe dla Nawrockiego mogą być większe od ewentualnych ryzyk.
Czym ryzykuje Karol Nawrocki spotykając się krótko przed wyborami z prezydentem USA Donaldem Trumpem?
Tych nie brakuje, szczególnie biorąc pod uwagę nieprzewidywalność amerykańskiego prezydenta. W dodatku jego notowania w Polsce spadają na łeb na szyję – pisali o tym już Estera Flieger i Jędrzej Bielecki. W tej chwili – jak się wydaje – Trump jest w fazie rozczarowania Władimirem Putinem i spotkanie nie będzie aż tak dużym problemem.
Ale w ciągu dwóch tygodni, które zostały do wyborów, Trump może – jako całkowicie nieprzewidywalny polityk – kilka razy zmienić kierunki swej polityki międzynarodowej, tak, że powszechna krytyka pod jego adresem mogłaby wówczas bardziej szkodzić niż pomagać Nawrockiemu.
Mimo to szabowcy PiS uznali, że to ryzyko warte poniesienia. Dlaczego? Najwidoczniej uznali, że Nawrocki ma deficyty wizerunkowe, które spotkanie z wciąż najpotężniejszym politykiem na świecie może pomóc zniwelować.
Jakie wizerunkowe deficyty może zniwelować spotkanie Nawrockiego z Trumpem
Tym deficytem jest deficyt powagi i tego czegoś, co sprawia, że ktoś jest uważany za męża stanu. Skoro postawiono na takie ryzyko, otoczenie Nawrockiego musiało uznać, że ten brak jest zbyt poważny, że może wręcz zagrozić wynikowi wyborczemu. I dlatego lepiej jest postawić wszystko na jedną kartę i spróbować zdobyć coś, co w imaginarium prawicowych wyborców wydaje się Świętym Graalem: fotkę z Trumpem.