Marek Kutarba: Ile dywizji Polska wystawiłaby dziś na wojnę z Rosją

Gdyby Rosja Władimira Putina napadła dziś na Polskę, to przystąpilibyśmy do wojny nie tylko bez większości uzbrojenia, którego zakup zadeklarowano, ale też bez dwóch dywizji, które zgodnie z politycznymi deklaracjami jeszcze z czasów rządów PiS mają bronić wschodniej granicy. Czy powinniśmy już się martwić?

Publikacja: 30.05.2024 12:02

Marek Kutarba: Ile dywizji Polska wystawiłaby dziś na wojnę z Rosją

Foto: PAP/Marcin Bielecki

W końcówce rządów PiS ówczesny minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak ogłaszał nie tylko kolejne sukcesy „zakupowe”, ale także te związane z rozbudową struktur polskiej armii. Dotyczyło to m.in. utworzenia dwóch zupełnie nowych dywizji wojsk lądowych. Obydwu rozlokowanych na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej. W perspektywie ewentualnej wojny z agresywną Rosją ma to oczywiście sens. Spotkało się też ze społeczną aprobatą, a nawet sporą dawką entuzjazmu. Na ile jest to jednak entuzjazm uzasadniony?

Czy Polska stanie się europejską militarną potęgą

Nie da się zaprzeczyć, że modernizacja polskich sił zbrojnych – rozpoczęta pod wpływem realnego zagrożenia, które uświadomiła polskim i zachodnim politykom wojna na Ukrainie – nabrała po 2021 roku wyraźnego, wręcz imponującego, tempa. Na docelową siłę polskiego oręża w obszarze sił lądowych ma się złożyć aż sześć dywizji, w skład których – jak można wnioskować z deklaracji politycznych – ma wejść 29 batalionów czołgów, 53 bataliony zmechanizowane i zmotoryzowane, 42 dywizjony artylerii lufowej i 36 dywizjonów artylerii rakietowej.

Czytaj więcej

Powstaje kolejna dywizja Wojska Polskiego. Na papierze

Wyliczenia te oparte są na planowanej jeszcze za rządów PiS strukturze sześciu dywizji tworzących Korpus Wojsk Lądowych. Z deklaracji obecnego kierownictwa MON, już pod zarządem Władysława Kosiniaka-Kamysza, zdaje się wynikać, że nie uległy one jakiejś istotnej zmianie.

Biorąc pod uwagę obowiązującą obecnie strukturę takich jednostek jak batalion (po 58 wozów) i dywizjon (po 18 wozów), daje to siły liczące w jednostkach liniowych co najmniej 1682 czołgów, 3074 bojowych wozów piechoty i kołowych transporterów opancerzonych, 756 dział samobieżnych (armatohaubic) i 648 wyrzutni artylerii rakietowej.

To oczywiście imponujące siły, które dadzą Polsce niekwestionowaną pozycję jednej z najważniejszych potęg militarnych – i to nie tylko w NATO. Kłopot tylko w tym, że tak może wyglądać nasza przyszłość pod warunkiem konsekwentnego zrealizowania wszystkich zadeklarowanych dotychczas w tym obszarze działań. Stan obecny jest dużo mniej optymistyczny – i np. czołgów mamy obecnie o 1 tys. mniej niż zakłada plan. Dlaczego tak się dzieje?

Dlaczego polska armia jest na razie silna tylko politycznymi deklaracjami

Odpowiedź na tak postawione pytanie jest i prosta, i trudna. Nie możemy kwestionować tego, że zarówno poprzednio rządząca Zjednoczona Prawica, jak i obecnie sprawująca władzę koalicja 15 października zrobiły lub robią dużo w kwestii wzmocnienia polskiego bezpieczeństwa. To, czy dostatecznie dużo, każdy może ocenić sam, pod warunkiem że zada sobie trud, aby ustalić, jak naprawdę wygląda stan modernizacji i rozbudowy polskich wojsk lądowych.

Spośród planowanych i złożonych zamówień niewiele zostało dotychczas zrealizowanych i na większość nowego sprzętu przyjdzie nam zaczekać co najmniej kilka lat

Musimy sobie uświadomić, że wiele z ogłaszanych w okresie sprawowania w MON władzy przez Mariusza Błaszczaka „zakupów” uzbrojenia nie wiązało się z rzeczywistym zamówieniem określonych typów sprzętu. Spora część podpisywanych umów miała charakter ramowy. Choć trzeba przyznać, że były też wyjątki, takie jak zakup czołgów M1 Abrams, pierwszej partii armatohaubic samobieżnych K9 czy pierwszej partii czołgów K2.

Umowa ramowa to coś w rodzaju rezerwacji na poczet ewentualnych przyszłych zakupów, które mogą, ale wcale nie muszą być dokonane. Taki charakter ma np. umowa na zakup polskich bojowych wozów piechoty Borsuk, których MON może (ale jeszcze tego nie zrobił) zamówić nawet ponad 1 tys.

Część ogłaszanych „zakupów” dotyczyła też nie kupna sprzętu, ale uzyskania za granicą (głównie w USA) zgody na określone zakupy, których trzeba dopiero dokonać, składając konkretne, realne zamówienie. Dobrym przykładem jest program zakupu śmigłowców AH-64E. Mimo że wśród obywateli co najmniej od początku roku może panować przeświadczenie, że śmigłowce takie zostały kupione, Polska nadal nie złożyła zamówienia na nie. Ma to nastąpić podobno do końca tego roku.

Czytaj więcej

Marek Kutarba: Czy Polska na pewno kupiła w USA 96 śmigłowców AH-64E Apache Guardian?

Dlaczego zwrócenie na ten fakt uwagi jest ważne? Od tego, kiedy taki sprzęt rzeczywiście zamawiamy, zależy termin, w którym trafi on w ręce wojska. Zakupy zbrojeniowe to nie to samo co zakupy w sklepie. Zanim zamówiony sprzęt otrzymamy, najpierw trzeba go z reguły wyprodukować. I tak np. pierwsze z zamówionych przez Polskę w 2020 roku 32 samolotów F-35 trafią na skład polskich sił powietrznych dopiero w tym roku, choć przez kolejne dwa lata nadal pozostaną w USA, służąc szkoleniu naszych pilotów. Od zamówienia do ich przekazania minęły zatem cztery lata. Ostatnie F-35 mają trafić do Polski dopiero w 2030 roku, czyli po 10 latach od podpisania kontraktu. Podobnie wygląda sprawa zamówień na inny sprzęt.

Musimy zatem mieć świadomość tego, że spośród planowanych i złożonych zamówień niewiele zostało dotychczas zrealizowanych i na większość nowego sprzętu przyjdzie nam zaczekać co najmniej kilka lat. Ta sama zasada dotyczy także nowo tworzonych dywizji. Mimo że po politycznych deklaracjach może nam się wydawać, że już dziś na straży polskiego bezpieczeństwa stoi ich aż sześć, to prawda jest dużo bardziej rozczarowująca. Jak zatem wygląda rzeczywistość roku 2024?

Czym mają się różnić dywizje zachodnie i dywizje wschodnie

Zacznijmy od ustalenia celu, do którego dążymy. Planowany jeszcze za rządu PiS skład sił lądowych miał mieć układ „dwa na cztery”, czyli dwie nieco słabsze dywizje na zachodzie i cztery o mocniejszym składzie na wschodzie kraju. Z deklaracji nowego ministra obrony narodowej Władysława Kosiniaka-Kamysza wynika, że z planów tych nie zrezygnowano. Nadal możemy zatem zakładać, że Polska dąży do posiadania sześciu dywizji wojsk lądowych (pojawiła się nawet informacja, że jeśli pozwoli na to demografia, to być może będzie ich siedem).

Czytaj więcej

Marek Kutarba: Dlaczego nie ma zgody USA na biało-czerwoną szachownicę na F-35?

Dywizje różnić się miały zakładaną strukturą, którą – jak się wydaje – obecne kierownictwo MON zamierza zachować. I tak dywizje zachodnie miały być oparte na strukturze trzybrygadowej. Dywizje wschodnie, a zatem te silniejsze, na strukturze czterobrygadowej. W praktyce oznacza to, że każda wschodnia dywizja ma składać się z czterech brygad, a na każdą brygadę składać mają się cztery bataliony po cztery kompanie w każdej. To oczywiście zasadnicza, „bojowa” część każdej z tych dywizji. W ich skład wejdą także dodatkowe jednostki: artylerii, saperów, logistyczne etc., w sile od kompanii do brygady.

Taka struktura polskich sił lądowych utrwaliła się na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy w świadomości większości zainteresowanych bezpieczeństwem kraju Polaków. Wizja kraju, na straży wschodnich rubieży którego stoją cztery silne, jak na europejskie warunki, dywizje, wspierane dodatkowo brygadami Wojsk Obrony Terytorialnej (WOT) i zabezpieczane rozlokowanymi na zachodzie Polski dodatkowymi dwoma dywizjami, pozostającymi w odwodzie.

Niestety, ku mojemu żalowi, taki stan rzeczy to ciągle jeszcze tylko marzenie. Nawet jeśli wszyscy wykazują dużą determinację, aby się ono ziściło. Prawda jest taka – i trzeba to mocno podkreślić – że na razie Polska jedynie dąży do posiadania sześciu dywizji. Ale aż tylu jeszcze ich nie ma. Iloma zatem związkami taktycznymi w sile dywizji dysponujemy i dlaczego nie sześcioma?

Ile dywizji ma Polska i dlaczego nie sześć

Dziś Polska bezsprzecznie dysponuje dwoma „słabszymi”, dawno już sformowanymi, dywizjami na zachodzie kraju. Są to 11 Lubuska Dywizja Kawalerii Pancernej (nazywana też „Czarną Dywizją”, z dowództwem w Żaganiu) oraz 12 Szczecińska Dywizja Zmechanizowana (z dowództwem w Szczecinie). Obydwie zachodnie dywizje mają strukturę trzybrygadową, zgodną z założeniami.

Zalążek sił rozlokowanych na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej tworzą dwie dywizje. Pierwsza to w pełni sformowana 16 Pomorska Dywizja Zmechanizowana („Bursztynowa Dywizja” z dowództwem w Koszalinie, rozlokowana na Warmii i Mazurach). To głównie ona znajduje się na kierunku słynnego przesmyku suwalskiego i granicy z okręgiem królewieckim. Druga dywizja to znajdująca się nadal w fazie formowania – i w założeniach najsilniejsza – 18 Dywizja Zmechanizowana („Żelazna Dywizja” rozlokowana na wschodzie kraju z dowództwem w Siedlcach). Obydwie dywizje mają lub mają mieć (18 Dywizja jest w fazie formowania ostatniej, czwartej brygady) strukturę czterobrygadową.

Na dziś dysponujemy tylko trzema w pełni sformowanymi dywizjami, jedną dywizją, która znajduje się w końcowym etapie formowania oraz dwoma dywizjami, które istnieją dziś bardziej na papierze niż w rzeczywistości

I na tym praktycznie koniec. Pozostałe dwie wschodnie dywizje to dopiero co powołane do życia: 8 Dywizja Piechoty Armii Krajowej (z dowództwem w Nowym Mieście nad Pilicą) i 1 Dywizja Piechoty Legionów (dowództwo znajduje się w Warszawie, ale docelowo miałoby trafić do Ciechanowa), które czeka długotrwały proces formowania, a zatem i dochodzenia do zdolności bojowej – zgodnie z planami ma zająć przynajmniej 10 lat.

Do tego obrazu musimy oczywiście dodać, że poza wspomnianymi dywizjami w pełni sformowane są także dwie ważne jednostki funkcjonujące poza strukturami dywizji. Są to dwie samodzielne brygady: 6 Brygada Powietrznodesantowa i 25 Brygada Kawalerii Powietrznej. Funkcjonuje także sporo dodatkowych wyspecjalizowanych jednostek, takich jak np. 3 Brygada Radiotechniczna, 3 Brygada Rakietowa Obrony Powietrznej czy 2, 9 i 18 Pułki Rozpoznawcze. Wszystkie podlegają bezpośrednio dowódcy generalnemu rodzajów sił zbrojnych, a zatem nie wchodzą do składu opisanych dywizji.

Podsumowując, na dziś dysponujemy tylko trzema w pełni sformowanymi dywizjami, czyli zachodnimi 11 i 12 oraz wschodnią 16 Dywizją. Jedną dywizją, która znajduje się w końcowym etapie formowania (18 Dywizja) oraz dwoma dywizjami, które istnieją dziś bardziej na papierze niż w rzeczywistości (1 i 8). Czy powinniśmy się jednak takim stanem rzeczy już dziś martwić?

Czy powinniśmy się już dziś bać wojny z Rosją?

Moim zdaniem nie. Zacznijmy od tego, że obecny stan w praktyce oznacza, że w bezpośrednich działaniach bojowych mogłoby dziś uczestniczyć około 60 tys. żołnierzy wojsk regularnych. Oczywiście nie licząc żołnierzy WOT i sił, które udałoby się zmobilizować. To siły niewiele większe od tych, które w trakcie trwającej trzeci rok wojny na Ukrainie Rosja miała zgromadzić w ostatnich kilkunastu tygodniach tylko na odcinku charkowskim (mówi się, że jest to nawet około 50 tys. żołnierzy).

Czytaj więcej

Ofensywa Rosji wokół Charkowa. Szef NATO w Europie ocenił szansę wojsk Putina

Nie możemy jednak zapominać, że Polska znajduje się pod parasolem ochronnym NATO i już dziś siły paktu stacjonują na jej terytorium. Do obrony potrzeba też z reguły mniej żołnierzy niż do ataku. A to pozwala na ostrożny optymizm.

Na szczęście wydaje się też, że dziś Rosja do agresji na Polskę zdolna jeszcze nie jest i prawdopodobnie – o czym osobiście jestem przekonany – długo jeszcze nie będzie, chociaż oczywiście niczego wykluczyć nie możemy. A to pozwala dokończyć zaplanowane programy modernizacyjne oraz planowaną rozbudowę struktur. Ważne, by czas odpowiednio wykorzystać.

Osobiście zgadzam się z poglądem wyrażonym ostatnio w jednym z wywiadów przez generała w stanie spoczynku Mieczysława Bieńka, który stwierdził, że nie przewiduje, aby Rosja mogła napaść na Polskę w perspektywie ośmiu, dziesięciu lat. Chyba – jak powiedział – „że Putin zwariuje”. Jak widać, powodu do paniki nie ma. Ale element niepewności pozostaje.

W końcówce rządów PiS ówczesny minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak ogłaszał nie tylko kolejne sukcesy „zakupowe”, ale także te związane z rozbudową struktur polskiej armii. Dotyczyło to m.in. utworzenia dwóch zupełnie nowych dywizji wojsk lądowych. Obydwu rozlokowanych na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej. W perspektywie ewentualnej wojny z agresywną Rosją ma to oczywiście sens. Spotkało się też ze społeczną aprobatą, a nawet sporą dawką entuzjazmu. Na ile jest to jednak entuzjazm uzasadniony?

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Magdalena Louis: W otchłań afery wizowej nie powinno się wrzucać całego szkolnictwa wyższego
Opinie polityczno - społeczne
Mirosław Żukowski: Nie spodziewajmy się, że igrzyska olimpijskie cokolwiek zmienią
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Niemiecka bezczelność nie zna granic
Opinie polityczno - społeczne
Michał Urbańczyk: Kamala Harris wie, jak postępować z takim typem człowieka jak Trump
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Opinie polityczno - społeczne
Michał Wojciechowski: Drogi do sprawnego państwa