Wraz z początkiem Wielkiego Postu pojawił się temat związany ze szkolnymi rekolekcjami. Do tej pory było tak, że zwykle odbywały się one w godzinach zajęć lekcyjnych. Wiele szkół i parafii nie rezygnowało z nich nawet w okresie pandemii, gdy lekcje były zdalne. Zdarzało się, że zajęcia zdalne były skracane po to, by dzieci mogły iść do kościoła.
Dyskusja na temat szkolnych rekolekcji wraca co roku jak bumerang. Nie wszystkie dzieci chodzą na religię (mniej więcej co piąty uczeń z tych lekcji rezygnuje), więc do kościoła na rekolekcje im zwykle też nie po drodze. Starsze idą wtedy często do domu, młodsze do świetlicy, w której czekały na rodziców. Ci zaś byli niezadowoleni, bo mniej lekcji w szkole oznacza zwykle więcej czasu na naukę z dzieckiem w domu.
Czytaj więcej
Dyskusje o wyprowadzeniu religii ze szkół są bez sensu. Swego czasu temat podejmował już rząd SLD i ostatecznie uznał, że religii ruszał nie będzie. Ale debata nad religią winna obudzić Kościół, który musi się zastanowić nad jakością katechezy.
Pojawia się także pytanie, kto ma zapewnić opiekę dzieciom w kościele. Zwykle jest to wymagane od nauczycieli, którzy uważają, że chodzenie z dzieckiem do kościoła nie leży w ich kompetencjach. Czasami szkoły oczekują od rodziców, że będą oni towarzyszyć dzieciom podczas rekolekcji. Tyle, że nie każdy rodzic może wyjść z pracy w połowie dnia. I tu znów, jeśli rodzic nie zaprowadzi dziecka do kościoła, uczeń trafia na świetlicę.
MEN chce zerwania z tą praktyką. – Rekolekcje powinny być po południu, a w ciągu dnia normalne lekcje. Na pewno będziemy w ramach kompleksowego rozwiązania dotyczącego tego, jak ułożyć lekcje religii zgodnie z Konkordatem i zgodnie z interesem dzieci, rozwiązywać także ten problem – mówiła w radiu TOK FM wiceminister edukacji Katarzyna Lubnauer. Zastrzegła jednak, że „wymaga to rozmów i porozumienia w rządzącej koalicji.”