Kampania wyborcza teoretycznie rozpoczęła się po ogłoszeniu przez prezydenta terminu głosowania. W praktyce trwa już jednak od wielu miesięcy. Jarosław Kaczyński objeżdża kolejne miejsca w Polsce, tak samo premier i parlamentarzyści obozu rządzącego. W rozjazdach są również liderzy innych formacji. Agitacja trwa na całego. Politycy od prawa do lewa podkreślali z mocą, że to nie kampania, a prekampania, i apelowali do prezydenta, by wreszcie właściwą kampanię ogłosił. Wtórowało im wielu publicystów. Prezydent się ostatecznie zdecydował i wyznaczył termin wyborów. Oficjalna kampania potrwa zatem nieco ponad 60 dni.

I w sprawozdaniach finansowych przedkładanych przez poszczególne komitety już po wyborach będą brane pod uwagę jedynie wydatki z tych oficjalnych kampanijnych dni. Nie będzie tam zatem żadnych informacji o tym, ile pieniędzy wydano na pikniki promujące program 800+, które towarzyszą każdej imprezie z udziałem polityków PiS. Środki na organizację tychże pikników nie płyną bowiem z partyjnej, lecz publicznej kasy. Koła gospodyń wiejskich, które oferują na spotkaniach liderów PiS wiktuały lokalnych kuchni, też nie są opłacane z kasy partii. Mamy do czynienia ze zwyczajnym oszustwem, by nie powiedzieć: wyłudzaniem pieniędzy – czy to z budżetu państwa, czy państwowych spółek.

Czytaj więcej

Ruszyła kampania wyborcza. Czym trafić do Polaków

Oczywiste jest, że wydatków na prekampanię nie ujawnią w swoich sprawozdaniach także inne formacje. Nie dowiemy się zatem nigdy, czy środki, które wydano na przeróżne spotkania, nie pochodziły z nielegalnych źródeł. Prekampania pozwala ominąć wszystkie ograniczenia wynikające z przepisów wyborczych. Każdy poseł może sobie sfinansować spotkanie z wyborcami z pieniędzy, które dostaje z Sejmu na bieżącą działalność.

Państwowa Komisja Wyborcza już jakiś czas temu zwracała uwagę na to, że wszelkie „działania o charakterze agitacyjnym podjęte przed zarządzeniem wyborów naruszają zasadę równości kandydatów i komitetów wyborczych, są sprzeczne z zasadami dobrze pojmowanej kultury politycznej i są powszechnie odbierane jako obejście prawa”. Tyle tylko, że jakoś nikt specjalnie nie przejmuje się ani kulturą polityczną – poziom debaty jest tego doskonałym przykładem – ani tym, że obchodzone jest prawo. Czy można się potem dziwić temu, że sami o sobie mówimy, iż jesteśmy narodem kombinatorów? Porzekadło mówi, że ryba psuje się od głowy. Widać to w fikcji prekampanii.