Igrający z wyborcami

Dywagując o koalicji z SLD, politycy PiS narażają się na zarzut skrajnego politycznego cynizmu. A przecież jeszcze nie udało im się zmazać plamy na honorze, jaką był sojusz z Samoobroną – pisze publicysta

Aktualizacja: 11.03.2010 00:05 Publikacja: 11.03.2010 00:04

Igrający z wyborcami

Foto: ROL

Red

Paru polityków PiS – o różnym znaczeniu w partyjnej hierarchii – poczęło znienacka roztaczać wizję potencjalnej koalicji z SLD. Nie wiadomo, czy tak ich ujęły występy posła Bartosza Arłukowicza w komisji hazardowej, czy chcą uchodzić za wiernych wyznawców Machiavellego, a może po prostu martwią się o Polskę i zrobią wszystko, aby wyrwać ją z rąk Donalda Tuska i jego kolegów z boiska. Na razie głównie swojej partii szkodzą.

[srodtytul]Podważona wiarygodność[/srodtytul]

Straty są na razie niewielkie, bo i dyskusja na ten temat została rozdmuchana cokolwiek na wyrost. Zdecydowana większość liderów partyjnych, z Jarosławem Kaczyńskim na czele, jest bowiem zdecydowanie na „nie”. Nieliczni posłowie dywagujący o koalicji z SLD mają na razie moc sprawczą ograniczoną głównie do Twittera, a ci bardziej wpływowi spośród nich wypowiadają się w tej materii oględnie, przekonując, że alians z Sojuszem rozważają jak każdy inny scenariusz polityczny, wcale go nie pożądając.

W tym jest logika, której nie sposób zanegować w kategoriach czysto pragmatycznych – nigdy nie wiadomo, jak się rozwinie sytuacja polityczna, więc nie należy z góry odrzucać projektu bądź co bądź opartego na demokratycznych regułach gry i realizowanego w ramach parlamentarnych rozstrzygnięć. Ponadto skoro PiS był w koalicji z Samoobroną, dlaczego nie miałby się porozumieć z postkomunistami?

[wyimek]Czy politycy PiS proponujący sojusz z SLD już umawiają się na kolejne Manify z działaczami lewicy?[/wyimek]

A jednak jest w tym wszystkim pewien szkopuł dla PiS, dość oczywisty, aż dziwne, że nienależycie – jak się zdaje – brany pod uwagę przez autorów tego scenariusza. Podważają oni – prawdopodobnie niechcący – wiarygodność swej partii, co w warunkach ostrego boju z Platformą trudno uznać za twórczy wkład w próby zniwelowania strat sondażowych.

Oczywiście w roku wyborów prezydenckich rozdrażnianie elektoratu SLD, gdy w drugiej turze trzeba będzie próbować go pozyskać, byłoby krokiem wielce nieroztropnym. Niemniej równie nieroztropne jest igranie z przekonaniami własnego elektoratu. PiS sporo przegrał na koalicji z Samoobroną, ale były to głównie straty wizerunkowe i w obrębie elektoratu obrotowego, który przepłynął z tego powodu do PO.

Partia Andrzeja Leppera była przez lata przeciwnikiem oczywistym, ale nie pierwszoplanowym. Zdeklarowani wyborcy PiS mogli przyjąć, że koalicja z nią jest koniecznością wynikającą z układu politycznego, jaki się wytworzył po wyborach 2005 r., a „zjedzenie” koalicyjnej przystawki jawiło się jako perspektywa bardzo prawdopodobna, długofalowo korzystna nie tylko dla PiS, ale i dla Polski. W przypadku koalicji z Samoobroną łatwiej więc było o racjonalizacje na użytek swego twardego elektoratu.

[srodtytul]Razem na Manifę?[/srodtytul]

Walka z patologiami symbolizowanymi przez SLD była natomiast jedną z głównych osi projektu politycznego, zaproponowanego już przez PC, a z sukcesem rozwiniętego przez PiS. Póki więc SLD będzie partią broniącą układu biznesowo-towarzysko-kulturowego, opisywanego wielokrotnie – i krytycznie – w minionych latach przez wielu publicystów i politologów, nazywanego umownie postkomunizmem, póty porozumienie z nim będzie sprzeniewierzeniem się zasadom stanowiącym sam rdzeń tożsamości PiS.

Tu już nie chodziłoby tylko o przymykanie oczu na walkę postkomunistów o honor(?) generała Jaruzelskiego po krytycznym wobec niego programie w TVP czy o przechodzenie do porządku dziennego nad obroną ubeckich emerytur. Ceną za porozumienie z postkomunistami byłoby utrwalenie patologii państwa w wymiarze instytucjonalnym i gospodarczym, a także przekroczenie granic w ostrym sporze kulturowym (czy politycy PiS proponujący sojusz z SLD już się umawiają na kolejne Manify z działaczami lewicy?).

Co prawda liderzy PiS wygłaszali już czasem opinie, że rząd Tuska jest najgorszym rządem po 1989 r., zatem pozbawiali tego miana zaciekle przez siebie wcześniej krytykowane ekipy Leszka Millera czy Józefa Oleksego, ale można to złożyć na karb pragmatyki bieżącej walki politycznej, w której najsilniejsze ciosy zadaje się aktualnie najgroźniejszemu rywalowi. Zresztą także czołowi politycy PO przedstawiają niekiedy rządy braci Kaczyńskich jako najgorszy okres w III RP.

W przypływie szczerości jedni i drudzy zapewne nie byliby skłonni tak „rehabilitować” postkomunistów – bo do takiej swoistej relatywizacji dochodzi, gdy PiS i PO mówią głównie o sobie, jakby zapominając, z kim i z czym walczyli w 2005 roku. Nawet jeśli jednak w swoich niedoszłych koalicjantach widzą istne zło wcielone, to przecież nie doznali nagłej iluminacji, dostrzegając niezauważone wcześniej walory Sojuszu Lewicy Demokratycznej.

Ewentualne zbliżenie PO bądź PiS do SLD (dużo bardziej zresztą prawdopodobne w przypadku Platformy) byłoby więc jeszcze jednym, może najbardziej wymownym, przejawem konfliktu, który znużył już niemal wszystkich obserwatorów sceny politycznej, ale najwyraźniej nie jego głównych aktorów.

[srodtytul]Kulturowa lewicowość[/srodtytul]

Na wizjach – choćby jedynie bardzo spekulatywnych – porozumienia PiS z SLD zyskuje na razie głównie PO. Partia Donalda Tuska w ramach budowania „frontu jedności narodu” potrzebuje rozmycia ideowego i utraty wiarygodności konkurentów po swej prawej i lewej stronie. Na razie nic takiego się nie stało i zapewne się nie stanie. W polityce ponoć nie ma rzeczy niemożliwych, gdy istnieje pole do targów i negocjacji, ale wydaje się, że racjonalna kalkulacja polityczna nie tylko wykluczy możliwość porozumienia PiS – SLD, ale też powstrzyma w końcu same dywagacje na ten temat.

Jednak póki one trwają, PiS – za sprawą garstki swych polityków, odpowiednio nagłaśnianych przez media (bo jest to jednak temat interesujący) – naraża się na zarzuty skrajnego politycznego cynizmu i bezideowości. A przecież jeszcze nie udało mu się zmazać plamy na honorze, jaką była koalicja z Samoobroną.

Platformie porozumienie z częścią Sojuszu uszłoby płazem – jej konserwatywne skrzydło jest już teraz na tyle słabe, że alians z postkomunistami nie mógłby mu zbytnio dodatkowo zaszkodzić, a jedność we wrogości wobec Prawa i Sprawiedliwości znacznej części elektoratu PO i SLD pozwoliłaby znaleźć zgrabne propagandowe uzasadnienie dla takiego kroku. PiS nawet niezwykle wyrafinowana ekwilibrystyka retoryczna wiele by nie pomogła, gdyby postanowił jednak zaryzykować.

Być może dalsza eskalacja konfliktu między PO a PiS spowoduje, że nawet ortodoksyjny elektorat pisowski, o jednoznacznie antylewicowych przekonaniach, uzna, że to Platforma jest przeciwnikiem nr 1, nie tylko w bieżącej rywalizacji partyjnej, ale także w zasadniczym sporze o przyszłość polskiej polityki, państwa i kultury. Do tej pory w takiej roli widział on postkomunistów, mimo że apogeum ich wpływów dawno już minęło, natomiast w ich partii rosną w siłę politycy niemający wiele albo zgoła nic wspólnego z reżimem sprzed 1989 roku.

Nie musi to jednak oznaczać, że w imię odsunięcia PO od władzy zwolennicy PiS uznają, iż należy paktować z SLD. Odrzucą taki scenariusz nie tyle z powodu postkomunistycznych korzeni Sojuszu, ile przede wszystkim z racji jego kulturowej lewicowości, która dla konserwatystów – przeciwników aborcji, małżeństw homoseksualnych, walki z symbolami religijnymi w sferze publicznej, parytetów – jest nie do przyjęcia.

Jest oczywiste, że w niektórych konkretnych kwestiach PiS będzie szukać porozumienia z SLD, podobnie jak rozmawiają ze sobą wszystkie inne partie parlamentarne. Nowego historycznego kompromisu – najbardziej spektakularnego z dotychczas zawartych – jednak nie będzie.

[i] Autor jest doktorem politologii, publicystą, członkiem zarządu Ośrodka Myśli Politycznej. Wydał ostatnio pracę „Rzeczpospolita 1989 – 2009. Zwykłe państwo Polaków?”[/i]

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?