Paru polityków PiS – o różnym znaczeniu w partyjnej hierarchii – poczęło znienacka roztaczać wizję potencjalnej koalicji z SLD. Nie wiadomo, czy tak ich ujęły występy posła Bartosza Arłukowicza w komisji hazardowej, czy chcą uchodzić za wiernych wyznawców Machiavellego, a może po prostu martwią się o Polskę i zrobią wszystko, aby wyrwać ją z rąk Donalda Tuska i jego kolegów z boiska. Na razie głównie swojej partii szkodzą.
[srodtytul]Podważona wiarygodność[/srodtytul]
Straty są na razie niewielkie, bo i dyskusja na ten temat została rozdmuchana cokolwiek na wyrost. Zdecydowana większość liderów partyjnych, z Jarosławem Kaczyńskim na czele, jest bowiem zdecydowanie na „nie”. Nieliczni posłowie dywagujący o koalicji z SLD mają na razie moc sprawczą ograniczoną głównie do Twittera, a ci bardziej wpływowi spośród nich wypowiadają się w tej materii oględnie, przekonując, że alians z Sojuszem rozważają jak każdy inny scenariusz polityczny, wcale go nie pożądając.
W tym jest logika, której nie sposób zanegować w kategoriach czysto pragmatycznych – nigdy nie wiadomo, jak się rozwinie sytuacja polityczna, więc nie należy z góry odrzucać projektu bądź co bądź opartego na demokratycznych regułach gry i realizowanego w ramach parlamentarnych rozstrzygnięć. Ponadto skoro PiS był w koalicji z Samoobroną, dlaczego nie miałby się porozumieć z postkomunistami?
[wyimek]Czy politycy PiS proponujący sojusz z SLD już umawiają się na kolejne Manify z działaczami lewicy?[/wyimek]