Jak to drzewiej z kryzysem bywało

Nic budować nie będziemy, a pieniądze biednym się rozdzieli! – wykrzyknął król Socjologiusz. Jak rzekł, tak się i stało. Pieniądze rozdano biednym, według stopnia niedostatku. Ale coś się złego dziać poczęło. Zamiast ubywać, biednych zaczęło przybywać

Aktualizacja: 22.02.2009 22:47 Publikacja: 22.02.2009 22:37

Maciej Rybiński

Maciej Rybiński

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

[b][link=http://blog.rp.pl/rybinski/2009/02/22/jak-to-drzewiej-z-kryzysem-bywalo//]skomentuj na blogu[/link][/b]

Z górami, za lasami żył był przed wiekami król Socjologiusz ze sławnej dynastii Plątogłowych, któremu wdzięczni poddani nadali przydomek Spolegliwy. Socjologiusz rządził królestwem rozważnie ani gwałtownie nie bronił tradycji, ani nie powstrzymywał przemocą przemian zachodzących. Owszem, kraj reformował, lecz powoli, statecznie, jego dewizą bowiem było – co nagle, to po diable.

Opiekuńczy był przy tym niesłychanie i nigdy się nie zdarzyło, aby ubogiemu chleba, a nagiemu przyodziewku odmówił. Podnosił kobiety upadłe z rynsztoka, ubogim pastuszkom kupował skrzypce, strudzonym pielgrzymką do stolic – bywało – miejsca na tronie ustępował, zwłaszcza gdy w podeszłym byli wieku. Słowem, był to monarcha serca zacnego i duszy czystej.

[srodtytul]Socjologiusz zamek budować kazał [/srodtytul]

Mieszkał Spolegliwy w zamczysku rodowym, obronnym wielce, przed wiekami przez jego przodków wybudowanym. Zamczysko było ogromne i ponure, mury miało zębate, 12 baszt wyniosłych, za to komnaty niskie, że się schylać było trzeba, a okienka wąskie, do palby jeno zdatne, bo zamek z okresu militarnego pochodził. Toteż wewnątrz ciemno było, ponuro, kurzem śmierdziało i gomółkami sera, bo nijak zamkowych komnat wywietrzyć się nie dało.

A tu z krain ościennych wieści zaczęły napływać, że nowe u nich w architekturze prądy się zalęgły, przestrzenne i powietrzne bardzo, że ichmości królowie pałace sobie stawiają z marmurów białych, rozległe, zdobione bogato i otoczone ogrodami i parkami. Zapragnął tedy Spolegliwy iść za rozwojem, a i sobie, i rodzinie wygodzić. Dlatego konkurs na nową siedzibę rozpisał. Zbiegli się zaraz architekci ze wszystkich stron, rajzbrety rozstawili i dawaj projektować, a z rozmachem, że ino rysiki po kartonie latały. Gdy nadszedł dzień ostateczny, obejrzał król projekta wszystkie, najpiękniejszy wybrał, autora złotem i orderem nagrodził i realizację nakazał.

A plany zaiste były wspaniałe. Pałac z różowego marmuru miał stanąć. Cztery miał mieć piętra – tyle, ile pór roku. 12 korytarzy – tyle, ile miesięcy. 52 komnaty wedle tygodni i 365 okien witrażowych. A wewnątrz stiuki i kolumny, freski i plafony. Tympanony i kariatydy. Baseny i fontanny, baldachimy, draperie i boazerie.

[srodtytul]Gdy pieniądze biednym rozdano [/srodtytul]

Zanim jeszcze budowa się rozpoczęła w miejscu wyznaczonym, do króla przybyła Rada Tronowa w pełnym składzie i, padłszy przed monarchą na twarz, o posłuchanie poprosiła. Udzielił go król łaskawy, a rada w te ozwała się słowa: - Najjaśniejszy królu i panie, obliczyliśmy, ile też ten pałac, tyleż zbytkowny co luksusowy, kosztować będzie. Suma jest ogromna. I otóż błagamy cię, najjaśniejszy, abyś rozważył w swym sumieniu, czyli godnie jest wznosić gmach takowy, gdy kryzys kraj gnębi i tyle wokół biedy. Starcy nie mają pieniędzy na mieszanki ziołowe, nie mówiąc już o suszonych ropuchach i proszku z nietoperzy. Dzieci przychodzą do szkoły bez śniadania i wychodzą bez obiadu. Ze sprzedaży pustych butelek nikt się już dziś dostatnio utrzymać nie może, a w większości domów gnieżdżą się bezdomni.

Król wysłuchał ich, poczerwieniał lekko na gębie, ale od zamysłu odstąpić nie chciał, bo bardzo się już był do niego przywiązał. I wtedy cicho ozwał się marszałek wielki koronny: – Wolnej elekcji ci u nas nie masz, i nic od tego nie zależy, ale jeśli chcesz, panie, przejść chlubnie do historii, zastanów się dobrze, co ci czynić wypada.

Nie zastanawiał się Spolegliwy dłużej, jeno palnął się berłem w kolano i wykrzyknął: – Zaiste, racja ci jest! Nic budować nie będziemy, a pieniądze biednym się rozdzieli! Jak rzekł, tak się i stało. Pieniądze rozdano biednym, według stopnia niedostatku, komu mniej, a komu więcej. Ale coś się złego dziać poczęło. Zamiast ubywać, biednych zaczęło przybywać. Zubożeli murarze, którzy nie zarobili przy stawianiu nowego pałacu, upadły kamieniołomy marmuru różowego, tartaki i cegielnie, poszli na bezrobocie sztukatorzy, cieśle, malarze fresków, ogrodnicy i dekarze, a za nimi ich rodziny popadły w nędzę. Bieda panowała coraz większa, a już nie było czym ubogich wspierać, bo środki na pałac przeznaczone rozdane zostały wcześniej. I tylko szynkarze się bogacili, ale też jeno na kredyt. I tak swoim wspaniałym projektem, a potem rezygnacją, wywołał król Socjologiusz największą nędzę w dziejach królestwa. A mimo to, zgodnie z przewidywaniami marszałka, przeszedł do historii jako wzór władcy o gołębim sercu, na krzywdę społeczną wrażliwego.

[srodtytul]W królestwie Porfiriona[/srodtytul]

A znowuż w sąsiednim królestwie, także kryzysem dotkniętym, bo to były czasy, gdy całym monarchizmem światowym kryzys wstrząsał, tamtejszy władca Porfiry, Porfirionem przez poddanych nazywany, ale po cichu, inną przyjął strategię. Gdy mu marszałek wielki koronny o kryzysie powiedział i o tym, że oszczędzać trzeba, a monarcha powinien dobrym świecić w tym względzie przykładem, podsuwając do podpisu orędzie tronowe, że król dla dobra poddanych rezygnuje z codziennej porcji kawioru, zirytował się Porfiry nie na żarty.

– A co ty mi tu podpisywać każesz! – huknął. – Toż wiesz dobrze, że ja kawioru nie znoszę, a jem go publicznie podczas audiencji generalnych z dwóch powodów państwowych. Po pierwsze, żeby prestiż monarchii za granicą podnosić i plotkom, że dziedzictwo moje podupadło żeru nie dawać. A po drugie, jedyny ja jestem, którego na kawior stać, toż samo dotyczy ostryg, homarów i trufli. Na mnie jednym cała branża importerów luksusowej żywności wisi, razem z bliższą i dalszą rodziną. Azali chcesz, aby i oni w ubóstwo popadli? Spłonił się rumieńcem marszałek i tylko: – Co nam zatem czynić należy, najjaśniejszy panie? – wyjąkał.

– A coś już tam wymyślę – odparł król i oddalił się na komnaty celem myślenia.

[srodtytul]Prawdy dojść nie sposób [/srodtytul]

Następnego dnia wezwał Radę Tronową przed swoje oblicze i rzekł głosem stentorowym:

– Przemyślałem problem kryzysu długo w noc. Najpierw wojnę jakąś chciałem wywołać, bo to wiadomo z historii, że nie masz nic lepszego do napędzania koniunktury jak wojna, najlepiej długotrwała. Ale stary już jestem, może bym i zwycięskiego końca nie doczekał, bram triumfalnych i owacji tłumów, więc mi wojna na nic.

Dlatego na inny się wezmę sposób i oto, co wam komunikuję: Radę Tronową likwiduję od zaraz, boście darmozjady i beze mnie nawet z kryzysem nie potraficie się uporać. Marszałków dwunastu mi nie potrzeba, jeden wystarczy, reszta może iść do domu. Dygnitarzom koronnym, tym wszystkim podczaszym, podkomorzym, stolnikom, oboźnym i koniuszym uposażenie obniżam od dziś do średniej krajowej. Karetą poszóstną też nikt już jeździć nie będzie, tylko dwukółką bez stangreta.

Jęknął dwór cały, a niektórzy skrzywdzeni głos nawet podnieśli, z czego im teraz żyć przyjdzie.

– Guzy brylantowe od żupanów zastawcie i złote kutasy – wykrzyknął Porfiry, rad z siebie niezmiernie, że tak kryzys przechytrzył.

A mimo to Porfiry do historii przeszedł z przydomkiem Okrutny.

Zresztą, może było całkiem odwrotnie, bo mało już kto pamięta, jak to się działo naprawdę, a kroniki tyle razy późniejsi władcy poprawiali, że prawdy dojść dziś nie sposób. W każdym razie, różne są na kryzys sposoby, ale najpewniejszy, to przeczekać.

[i]Autor jest publicystą i felietonistą dziennika "Fakt"[/i]

[b][link=http://blog.rp.pl/rybinski/2009/02/22/jak-to-drzewiej-z-kryzysem-bywalo//]skomentuj na blogu[/link][/b]

Z górami, za lasami żył był przed wiekami król Socjologiusz ze sławnej dynastii Plątogłowych, któremu wdzięczni poddani nadali przydomek Spolegliwy. Socjologiusz rządził królestwem rozważnie ani gwałtownie nie bronił tradycji, ani nie powstrzymywał przemocą przemian zachodzących. Owszem, kraj reformował, lecz powoli, statecznie, jego dewizą bowiem było – co nagle, to po diable.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA