Móżdżek po polsku z jajami

Na szczęście mamy młodych, zdolnych artystów, którzy nie kroczą wprawdzie w awangardzie światowej, ale za to czuwają i sprytnie zachodzą ją od tyłu

Aktualizacja: 09.03.2009 13:06 Publikacja: 08.03.2009 19:22

Maciej Rybiński

Maciej Rybiński

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

[b][link=http://blog.rp.pl/rybinski/2009/03/08/mozdzek-po-polsku-z-jajami/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Poskarżył mi się znajomy, że omal nie spowodował wypadku, przeczytawszy na przydrożnym billboardzie ostrzeżenie: „Cellulit nie śpi". Było to w nocy, więc przerażenie znajomego jest całkiem zrozumiałe. Na szczęście pod spodem widniała wskazówka: „spytaj twojego farmaceuty". Znajomy złapał za telefon, zadzwonił do farmaceuty. I co usłyszał? Zaspany głos jego żony informujący, że farmaceuta śpi.

I jak może być w Polsce dobrze, skoro cellulit czuwa, a farmaceuci śpią w najlepsze? W czasach, kiedy wróg nie spał, przynajmniej partia czuwała.

[srodtytul]Artysta czuwa [/srodtytul]

Dziś u nas czuwają już tylko artyści. Cała reszta chrapie, z uśpionymi przez kryzys politykami na czele. Mamy nie jedną, ale dobry tuzin partii politycznych – o niektórych nikt nawet nie słyszał, włączając w to ich kierownictwo – lecz żadna nie czuwa. Nastawiają parę dyżurnych pozytywek odgrywających te same melodyjki, aby stworzyć pozór życia, i w kimono. Byle do wiosny.

Na wiosnę szykuje się migracja. Miśki, wylazłszy z gawry, odlecą do ciepłych krajów. Sikorski do NATO, Fotyga do ONZ, Cimoszewicz do Rady Europy, a Orzechowski do Parlamentu Europejskiego, o ile go przedtem nie zbadają alkomatem. Reszta na Wyspy Kanaryjskie badać wpływ kryzysu globalnego na pogłowie kanarków. Zdechł kanarek, zdechł, wsadzili go w mech, przysypali piaskiem... Co było dalej, niech sobie każdy dośpiewa.

Senna ci u nas atmosfera i prowincjonalna. Na szczęście mamy młodych, zdolnych artystów, którzy nie kroczą wprawdzie w awangardzie światowej, ale za to czuwają i sprytnie zachodzą ją od tyłu.

[srodtytul]Wyciskanie tłuszczu [/srodtytul]

Świeżo upieczona artystka dyplomowana z Gdańska (nigdy nie zapomnę podpisu pod zdjęciem z promocji w szkole straży pożarnej: „świeżo upieczeni oficerowie pożarnictwa" – przytaczam, bo może być natchnieniem dla kandydatów na artystów, w końcu zdarzają się ofiary i pożary, a kanapka z pieczenią to piękny temat pracy dyplomowej. Albo móżdżek po polsku na grzance z jajami) Alina Żemojdzin obroniła pracę dyplomową na ASP, przedstawiając linię kosmetyków wyszczuplających na bazie ludzkiego tłuszczu.

Praca została oceniona celująco, tylko nie wiadomo, na podstawie jakich kryteriów. Domyślam się, że skuteczności. Skoro dawcy tłuszczu wyszczupleli tak, że została z nich skóra i kości, to użytkowników czeka to samo. Jest w tym wobec tego także głęboka myśl eschatologiczna, którą kiedyś pięknie wyraził Jan Brzechwa (notabene, w Trójmieście persona post mortem non grata, bo nie może być patronem szkoły): zostawcie te swary głupie, tak czy siak skończymy w zupie. Gdyby kosmetyki były z tłuszczu Brzechwy, sens filozoficzny dzieła byłby głębszy. Niestety, anonimowość tłuszczu w kremie odbiera część artystycznego wrażenia.

Pamiętam, że kiedy Katarzyna Kozyra wystawiła „Piramidę zwierząt", do mojej wrażliwości artystycznej najbardziej przemówiła informacja, że koń będący podstawą tej konstrukcji został osobiście przez artystkę zaszlachtowany, obdarty ze skóry i wypchany. Tu jest pewien deficyt w osiągnięciu Aliny Żemojdzin. Gdyby jej tłuszcz został wyciśnięty z konkretnej osoby, a jeszcze znanej publicznie, gdyby słoiki były sygnowane ostatnim podpisem dawcy i opatrzone zdjęciem odtłuszczonych zwłok, artystka nie tylko zdobyłaby sławę, ale i pieniądze. Smalec z polityka (oczywiście w grę wchodziliby tylko zażywni) byłby hitem handlowym i przebiłby na aukcjach sztuki dla bogatych parweniuszy nie tylko Michałowskiego, ale nawet Kossaka.

[srodtytul]Transcendencja esencji [/srodtytul]

Oczywiście znaleźli się w naszym Ciemnogrodzie malkontenci, którym arcydzieło artystki się nie podoba i kojarzy z eksperymentalną produkcją (również w Gdańsku, ach, te nadmorskie klimaty) mydła z ludzkiego tłuszczu prowadzoną przez nazistowskiego profesora Spannera.

Cóż za porównanie! Spanner to czysta komercja, Żemojdzin to duch unoszący się swobodnie i wysoko nad światem zaludnionym przez motłoch. Spanner to zwykły erzac, jak czekolada z krwi wołowej sprzedawana na kartki jako wyrób czekoladopodobny, podczas gdy Żemojdzin to esencja transcendencji. Albo zresztą może transcendencja esencji. Dokładnie trudno powiedzieć, w każdym razie jedno z tych przedsięwzięć artystycznych, które wymagają wielu słów, w tym trudnych i obcych, a także zawiłych wyjaśnień, dlaczego są dziełami sztuki.

Pisarz Stefan Chwin (też z Gdańska) uznał linię kosmetyków z ludzkiego tłuszczu (gdyby były reklamowane, to wedle nowego zwyczaju językowego w reklamie jako „krem od Żemojdzin" jak „jogurt od Danona") za ekscentryczną przygodę sztuki współczesnej. Ekscentryzm wynaleźli Anglicy. Oskar Wilde był ekscentrykiem. Ekscentrykiem był ten lord, który kazał lokajowi szukać pod fotelem kulki, a gdy się nie znalazła, sięgnął do nosa i oświadczył (z angielską flegmą): – Nie szkodzi, ukręcę sobie nową.

W Polsce za ekscentryków uchodzą ludzie, którzy zachęceni do czucia się jak u siebie w domu gwałcą gospodynię, biją pana domu i łamią meble. Stefan Chwin sam jest ekscentrykiem, bo zachęcił niedawno nas wszystkich do zastanowienia, co byśmy zrobili, będąc na miejscu generała Jaruzelskiego w 1981 roku. Mój przyjaciel, człowiek płaski i bez polotu (nie jest z Gdańska), zastanowił się głęboko i rzekł: „Rozkazałbym nieznanym sprawcom, aby zajęli się Chwinem". Bez sensu, bo tłuszcz by się zmarnował.

Najważniejsze, że znajomy przerażony bezsennym cellulitem znalazł u Żemojdzin pocieszenie. Wierzy, że jej krem odstraszy cellulit, tak jak czosnek odstrasza wampiry. Mamy znów sztukę w służbie społeczeństwu.

[i]Autor jest publicystą i felietonistą dziennika "Fakt"[/i]

[b][link=http://blog.rp.pl/rybinski/2009/03/08/mozdzek-po-polsku-z-jajami/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Poskarżył mi się znajomy, że omal nie spowodował wypadku, przeczytawszy na przydrożnym billboardzie ostrzeżenie: „Cellulit nie śpi". Było to w nocy, więc przerażenie znajomego jest całkiem zrozumiałe. Na szczęście pod spodem widniała wskazówka: „spytaj twojego farmaceuty". Znajomy złapał za telefon, zadzwonił do farmaceuty. I co usłyszał? Zaspany głos jego żony informujący, że farmaceuta śpi.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?