Niemiecki historyk profesor Arnulf Baring w wywiadzie poświęconym budowie centrum upamiętniającego powojenne wysiedlenia zapytany: „Dlaczego Niemcy potrzebują tego rodzaju muzeum?”, odpowiedział: „A dlaczego potrzebny jest Polakom pomnik Powstania Warszawskiego?” („Rzeczpospolita”, 2 marca 2009 r.).
Na pierwszy rzut oka to zaskakująca odpowiedź. Baring, będąc historykiem, zapewne dobrze orientuje się w faktach dotyczących II wojny światowej. Pomimo to nie potrafi dostrzec zasadniczej różnicy między powstaniem warszawskim a wysiedleniami, które po wojnie spotkały Niemców. Sugeruje, że i w jednym, i w drugim wypadku mamy do czynienia z cierpieniem i męstwem, które zasługują na upamiętnienie.
Wypowiedź Baringa jest znamienna. Świetnie ilustruje to, z czego chyba wszyscy, no może poza rządem premiera Tuska, zdają sobie sprawę. Polska, angażując ogromne siły, wygrała zupełnie nieistotną personalną potyczkę dotyczącą Eriki Steinbach i przegrywa z kretesem batalię o historyczną pamięć. Niemcy zaczęli postrzegać II wojnę światową przez pryzmat swoich bohaterów i swoich ofiar. Stawiają im pomniki, fundują muzea, kręcą filmy. Problem winy zostaje wyparty. Jego miejsce zajmuje problem cierpienia.
[srodtytul]Zasłużone nieszczęścia[/srodtytul]
Latem 1945 r. na ulicach niemieckich miast pojawiły się plakaty ze zdjęciami z obozu koncentracyjnego w Belsen i z napisem „To wasza wina!”. Przypisywały one narodowi niemieckiemu odpowiedzialność za zbrodnie popełnione przez nazistów. Czy słusznie? Na to pytanie próbował odpowiedzieć wybitny niemiecki filozof Karl Jaspers w głośnym eseju „Problem winy”.