[wyimek][link=http://blog.rp.pl/skwiecinski/2010/04/27/w-strone-centrum/" "target=_blank]Weź udział w dyskusji[/link][/wyimek]
Podejmując decyzję o kandydowaniu, Jarosław Kaczyński odpowiedział na pytanie powtarzane w ciągu ostatnich dni przez zwolenników i przeciwników Prawa i Sprawiedliwości. Było to pytanie ważne, ale nie najważniejsze dla polskiej polityki. Na pytanie najważniejsze prezes PiS odpowiedzi jeszcze nie udzielił. Może obecnie sam jej jeszcze nie zna.
Najważniejsze nie jest również pytanie, czy brat tragicznie zmarłego prezydenta ma szanse na zajęcie jego miejsca przy Krakowskim Przedmieściu, choć jest z tym zagadnieniem związane. Osobiście skłonny jestem przypuszczać, że pewną szansę na tak klasycznie rozumiane zwycięstwo Jarosław Kaczyński ma. Smoleńska tragedia przyniosła bowiem psychologiczne efekty dające się przełożyć na język idei i polityki. Spowodowała nie tylko mobilizację wiernego zaplecza Prawa i Sprawiedliwości, nie tylko to, że – jak to obrazowo ujął Piotr Zaremba – zwolennicy IV RP podnieśli głowy. Bezmiar dramatu spowodował odruch empatii niemal całego społeczeństwa.
A efektem tej eksplozji empatii, w której miały udział również media, na parę dni cudownie odmienione, było i w jakimś zakresie jest pewne wahnięcie się nastrojów, dopuszczenie do siebie świadomości, że śp. prezydent był obiektem niesprawiedliwości, kłamliwych ataków ze strony obozu rządzącego wspieranego przez większość mediów.
[srodtytul]Efekt otwarcia[/srodtytul]