[wyimek][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/07/05/panstwo-tuska-i-komorowskiego/" "target=_blank]Weź udział w dyskusji[/link][/wyimek]
Chciałbym przynajmniej przez jakiś czas się łudzić, że zapowiadana przez prezydenta elekta "zgoda" to cokolwiek więcej niż pusta retoryka. Chciałbym wierzyć, że deklaracja Adama Michnika: "zadaniem nowego prezydenta i rządzącej koalicji jest uczynienie wszystkiego, by także wyborcy Jarosława Kaczyńskiego poczuli się u siebie w naszym państwie", będzie dla nich w jakimkolwiek stopniu wytyczną. Szczerze mówiąc, jednak miałbym się za naiwnego.
Wszystko wskazuje na to, że znacznie głębiej weźmie sobie do serca Bronisław Komorowski inne wezwanie z tego samego numeru "Gazety Wyborczej", sformułowane przez Jacka Żakowskiego: "pańska najważniejsza misja to ostateczne dorżnięcie zarazy, zerwanie z IV RP". "Dorżnąć zarazę"… nawet ten grafomański styl nie jest przypadkowy, takie koślawienie słów jest typowe dla języka wszelkich propagandowych nagonek – co mógłby potwierdzić czołowy uniwersytecki specjalista od "mowy nienawiści", gdyby z zasady nie ograniczał się do tropienia jej wyłącznie w PiS.
[srodtytul]Podgrzewanie emocji[/srodtytul]
Prawdziwą zapowiedzią "500 spokojnych dni" Komorowskiego (i to hasło budzi znaczące skojarzenia) jest raczej występ Stefana Niesiołowskiego w wieczorze wyborczym TVN 24, gdzie wypluwał z siebie z nienawiścią długą listę nazwisk, nie tylko polityków, ale też profesorów, publicystów, a nawet poetów, którzy muszą zostać całkowicie usunięci z debaty publicznej, z krzykiem, że nie będzie żadnego porozumienia z PiS, żadnych rozmów, nigdy. Prawdziwe oblicze prezydenta Komorowskiego to raczej Janusz Palikot, który nazajutrz po wyborach zainaugurował nową kadencję bezprecedensowym opluciem śp. Lecha Kaczyńskiego, zarzucając mu zamordowanie ofiar katastrofy smoleńskiej. Sądzę, że będziemy w najbliższych dniach świadkami wielu podobnych ataków. Zwłaszcza ze strony medialnego "salonu", który płonie żądzą zemsty za złamanie podczas rządów PiS jego monopolu opinii i częściowe pozbawienie władzy nad emocjami tłumu.