Na rozpoczęte od 2008 roku szkodliwe przewartościowywanie polskiej polityki wobec Białorusi niejednokrotnie zwracali uwagę sami Białorusini – nie tylko politycy opozycji, ale i zwykli obywatele. Dla nich granica z Polską stawała się coraz mniej przyjazna i coraz bardziej zamknięta – długie kolejki po drogie wizy, złe traktowanie w konsulatach i na przejściach granicznych.
[wyimek]W przeszłości UE stosowała wobec Łukaszenki sankcje, które nie były realnie odczuwalne przez reżim – zakaz wjazdu do UE dla 40 funkcjonariuszy reżimu był co najwyżej gestem symbolicznym[/wyimek]
W tym samym czasie polskie władze prezentowały bezwarunkową wręcz otwartość na kontakty z białoruską administracją państwową na wszelkich poziomach. Jednym z bulwersujących przykładów może być współpraca prokuratorska, w ramach której przekazano stronie białoruskiej dane kilkunastu tysięcy obywateli tego kraju odbierających VAT za towary kupione w Polsce. Sprawa byłaby oczywista, gdyby chodziło o kraj demokratyczny, natomiast przekazując te dane dyktaturze, narażono wiele tysięcy osób na szantaż ze strony KGB. Wkrótce potem pojawiły się informacje o wzywaniu tych osób do KGB i próbach wymuszenia na nich współpracy.
Gorzki uśmiech budzi fakt, że owa współpraca miała też dotyczyć pozyskiwania przez białoruskie służby informacji na temat polskiej administracji oraz służb granicznych. Fakt bliskiej współpracy polskiej ABW z białoruskim KGB przyznawali nawet oficjalnie przedstawiciele tego resortu.
[srodtytul]Polska mniejszość bez pomocy[/srodtytul]
Czary goryczy w związku z polityką Radosława Sikorskiego wobec Białorusi dopełnia jego całkowita porażka w zakresie obrony praw polskiej mniejszości w tym kraju. To w czasie jego urzędowania zrezygnowała z kierowania Związkiem Polaków na Białorusi Andżelika Borys, która poza deklarowanym przez ministra przed kamerami telewizyjnymi „wsparciem” nie mogła uzyskać z Polski wystarczającej pomocy. Polski MSZ nie był też w stanie skutecznie przeciwdziałać zniszczeniu przez reżim Łukaszenki spółki Polonica finansującej polską działalność oświatową na Białorusi ani bezprawnemu odebraniu Polakom Domu Polskiego w Iwieńcu, ani nieustannym represjom przeciwko wybranym członkom ZPB.
Zamiast tego jesienią 2008 roku polski MSZ próbował wymusić na niezależnym Związku Polaków na Białorusi połączenie z kierowanym przez KGB związkiem reżimowym, co faktycznie oznaczałoby likwidację jakiejkolwiek niezależnej reprezentacji polskiej mniejszości. Pomysł ten był głęboko niemoralny, ponieważ próbowano w ten sposób wymusić odejście czołowych działaczy ZPB. Wpisywał się też całkowicie w oczekiwania białoruskich służb. Trudno się temu dziwić, skoro jego pomysłodawcą, jeszcze w połowie 2007 roku, był ówczesny ambasador Białorusi w RP Paweł Łatuszka.
My tę propozycję stanowczo odrzuciliśmy, Radosław Sikorski był natomiast gotów ją wdrożyć, przedstawiając jako sukces polskiego MSZ. Dopiero publikacja na ten temat w „Rzeczpospolitej” i fala oburzenia w Polsce zapobiegły realizacji tego szkodliwego dla Polaków na Białorusi scenariusza.
Nie jest też tajemnicą, że obecna polityka MSZ zmierza do rozbicia ZPB na pomniejsze organizacje i wybiórcze wspieranie ich z Polski. Działacze związku są namawiani przez dyplomatów do rejestrowania oddzielnych organizacji. A przecież jedność jest dziś największą siłą ZPB. Kiedy jej zabraknie, poszczególne małe i osamotnione organizacje będą całkowicie zdane na łaskę i niełaskę KGB. Trudno nawet ocenić, czy takie działanie polskiej dyplomacji jest wynikiem braku wiedzy i profesjonalizmu, czy próbą „zlikwidowania problemu polskiej mniejszości na Białorusi” poprzez... zlikwidowanie samego ZPB!
Nieskuteczność polskiego MSZ w zakresie obrony Polaków na Białorusi coraz bardziej ośmiela tamtejsze służby. Ostatnim tego przejawem było niedawne pobicie w trakcie przesłuchania przez KGB szefa Rady Naczelnej ZPB Andrzeja Poczobuta, a następnie rewizja w jego domu i skazanie go na grzywnę. Trzeba podkreślić, że w okresie rządów PiS – pomimo różnych szykan wobec działaczy polskiej mniejszości – służby białoruskie nigdy nie posunęły się do zastosowania wobec nich przemocy fizycznej.
Ani nam, ani PO nie udało się wprawdzie uzyskać zalegalizowania ZPB przez władze białoruskie, ale my osiągnęliśmy przynajmniej stan pewnego zawieszenia broni ze strony białoruskiej administracji. To zawieszenie broni zostało w trakcie urzędowania ministra Sikorskiego całkowicie złamane przez stronę białoruską, przy faktycznie pasywnej postawie polskiej dyplomacji i rządu.
[srodtytul]Wyraz słabości[/srodtytul]
Przyczyną tego jest prowadzenie polityki wizerunkowej zamiast polityki realnej przez Radosława Sikorskiego. Kiedy w 2007 roku szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego śp. Władysław Stasiak spotkał się na granicy z szefem białoruskiej Rady Bezpieczeństwa Wiktarem Szejmanem, udało się wynegocjować ze stroną białoruską konkretne ustalenia. Jakże to inne spotkanie niż uściski dłoni w świetle kamer z białoruskim ministrem Siergiejem Martynowem i Aleksandrem Łukaszenką w wykonaniu ministra Sikorskiego. Uściski, po których – dodajmy – represje na Polaków na Białorusi spadły dosłownie na drugi dzień.
Tymczasem nic tak się nie sprawdza w dyplomacji, jak konsekwentnie stosowana zasada wzajemności. Natomiast jednostronne gesty dobrej woli są przez każdą dyktaturę czy totalitarny reżim odbierane jedynie jako wyraz słabości partnera i zamiast do złagodzenia własnego stanowiska skłaniają go – wręcz przeciwnie – do zaostrzenia represji. Pan minister Sikorski najwyraźniej o tym zapomniał.
Obrazu paraliżu polskiej służby dyplomatycznej dopełnia sytuacja z wydawaniem przez polskie konsulaty naszym rodakom na Białorusi Karty Polaka uchwalonej – przypomnijmy – w okresie rządów Prawa i Sprawiedliwości. Obecnie zapisanie się na spotkanie z konsulem w sprawie Karty czy w ogóle dodzwonienie się do konsulatu graniczy niemal z cudem. Z powodu długich terminów oczekiwania wiele zniechęconych osób zrezygnowało z ubiegania się o Kartę, a niektórzy nasi rodacy, niestety, nie dożyli już tej chwili. To smutne świadectwo traktowania własnej mniejszości, które wystawiliśmy sobie jako kraj. Także na arenie międzynarodowej – bo państwo, które nie potrafi obronić praw swojej mniejszości, nigdy nie będzie szanowane.
[srodtytul]Porażki różnego kalibru[/srodtytul]
Rząd PO próbował osiągnąć szybki sukces, ocieplając relacje z władzami Białorusi nawet kosztem polskiej mniejszości, rezygnacji z realnego wspierania sił demokratycznych w tym kraju i przymykania oczu na łamanie tam praw człowieka. Trudno sobie w tamtym okresie przypomnieć choćby jedno oficjalne wystąpienie ministra Sikorskiego w obronie tych praw. Nawet kiedy w białoruskim areszcie, po 90-dniowej głodówce protestacyjnej, na krawędzi śmierci znajdował się bezpodstawnie więziony opozycjonista Mikoła Autuchowicz, oficjalna Warszawa milczała. W mniemaniu MSZ był to zapewne wyraz tzw. Realpolitik, jednak poza zgodą strony białoruskiej na rozpoczęcie dużej prywatnej inwestycji Jana Kulczyka na Grodzieńszczyźnie pozytywnych skutków owej „Realpolitik” próżno szukać. W przeciwieństwie do długiej listy różnego kalibru porażek, których w tym okresie było aż nadto.
Bez wątpienia jednym z najważniejszych zadań polskiej polityki zagranicznej jest współtworzenie przyszłości Europy Wschodniej. Polityka wobec Białorusi ma w tym przypadku kluczowe znaczenie dla naszego kraju. Niestety, w wyniku opisanych wyżej zaniedbań, mylnych ocen, biurokratycznej inercji, kunktatorstwa, arbitralnego działania i nieliczenia się z sektorem obywatelskim, źle pojętej politycznej poprawności oraz podporządkowywania interesu kraju własnemu wizerunkowi, ponieśliśmy na tym kierunku poważne polityczne straty, które będziemy musieli odrabiać latami. Im szybciej zaczniemy, tym lepiej.