Rząd się naraził – już niewielki ruch w stronę liberalizacji prawa narkotykowego wywołał ostre reakcje. O „kupowanie głosów" młodzieży, o promowanie szkodliwych zachowań, o brak wyobraźni oskarżają autorów nowelizacji niektórzy terapeuci, cała konserwatywna prawica, ale i część „liberałów" – nigdy dość przypominać, że horrendalne hasło „Lepiej w więzieniu niż na cmentarzu" wypromowała niegdyś Barbara Labuda. Spory racjonalne przyćmiewa demagogia, której najjaskrawszym przejawem była histeryczna mowa posłanki Beaty Kempy – z niesławną tezą o „wspieraniu mafii" przez ministra Kwiatkowskiego, a także liczne manipulacje danymi.
Poland like Holland
Argumenty przeciwników te same, co zawsze. Że odstępowanie od karania oznacza faktyczne przyzwolenie, co nie tylko burzy szacunek do prawa, ale i zachęca do sięgania po szkodliwe substancje. Że (nawet względny) brak zagrożenia karą zwiększa dostępność narkotyków, bo znika czynnik odstraszania dla dilerów, ale i samych użytkowników. Handlarze będą się tłumaczyć „niewielką ilością" na własny użytek, co utrudni policji ich ściganie.
Najbardziej sugestywna jest oczywiście wizja konsekwencji społecznych – „prognozy" wzrostu liczby uzależnionych okrasza się obrazami brudnych strzykawek, względnie opowieściami o setkach odurzonych, zalegających pokotem na ulicach holenderskich miast. O tym, czy „bezwzględne karanie" zwiększa szacunek dla prawa i faktycznie reguluje zachowania społeczne, poucza nas nieśmiertelny przykład amerykańskiej prohibicji. Jeśli prawo jest nieakceptowane społecznie, jeśli traktowane jest jako niezrozumiały wymysł (w tym wypadku konserwatywnych) elit – będzie sabotowane.
Dla większości młodych ludzi zakaz palenia trawy stwarza posmak antysystemowości (niejeden młody „radykał" zwalcza Babilon wyłącznie za pomocą jointa), a atmosfera konspiracji sprzyja raczej integracji towarzyskiej palących marihuanę niż rezygnacji z niej. O poziomie i warunkach konsumpcji narkotyków prawo decyduje tylko w niewielkim stopniu – dużo ważniejsze są wzory czerpane z popkultury, etos grupy rówieśniczej (na który posłanka Kempa działa raczej przeciwskutecznie), a także problemy społeczne.
Nie dla wszystkich bowiem narkotyki oznaczają imprezowy relaks w gronie przyjaciół – w wielu wypadkach ich kontekst stanowi społeczne wykluczenie, brak życiowych perspektyw i poczucie upokorzenia. Dostępność narkotyków to osobny rozdział – nie od dziś się mówi: „Poland like Holland". Być może udałoby się – drastycznymi środkami – znacznie ograniczyć możliwości ich zakupu, zwłaszcza przez młodych ludzi. Pojawia się tylko pytanie, czy skórka jest warta wyprawki.