Jak słusznie notuje niemiecki socjolog Ulrich Beck, współczesne państwo uwikłane jest w szereg sprzeczności. Z jednej strony, w wyniku globalizacji i rosnącego znaczenia organizacji międzynarodowych ulega ono istotnemu osłabieniu. Z drugiej – państwo jak nigdy przedtem jest nam potrzebne dla życiowego bezpieczeństwa. Czy da się jakoś sensownie pogodzić zarysowaną tu sprzeczność?
Beck stwierdza, że absurdalna na pierwszy rzut oka sytuacja nie musi być pozbawiona sensu. Może, jeśli zredukuje się ją do równania: słabnące państwo plus pomysłowość równa się przekształcenie – otrzymamy nowy model państwa. Model, który będzie mógł sprostać dzisiejszym wyzwaniom: niestabilnym rynkom pracy, kryzysom finansowym, arabskim rewolucjom, kataklizmom natury... Na naszych oczach tworzy się bowiem obraz państwa, które zrzuca z siebie "skórę klasycznych zadań", by przywdziać "skórę nowych wyzwań". Nowy model państwa zakłada też nowy sposób myślenia.
Anachronizm umysłowy
Tymczasem duża część politycznych komentatorów tkwi w utartych koleinach myślowych. Anachroniczny sposób postrzegania roli państwa jest szczególnie widoczny w zachowaniach obrońców OFE. Kosztem minimalizowania jego roli walczą oni o nienaruszalność OFE w dotychczasowej postaci jak o niepodległość. Boją się niczym diabeł święconej wody redefinicji roli państwa w kształtowaniu przemian społecznych i gospodarczych. By jednak pokazać, na czym miałoby polegać owo novum, przyjrzyjmy się bliżej intelektualnej i politycznej rutynie sprowadzającej rolę państwa do "nocnego stróża".
Pierwszym dogmatem, którego bronią, jeśli mogę tak powiedzieć, "polityczni tradycjonaliści", jest nieprzystające do obecnej rzeczywistości rozumienie słowa "reforma". Ich zdaniem zawsze musi mieć ona charakter spektakularny i z konieczności wywracać do góry nogami rzeczywistość polityczną i społeczną. Wedle tej logiki pojęciu reformy odpowiada pojęcie rewolucji. Przykładem takiego myślenia był projekt IV RP. Tyle że Polacy – nim zdążył się on na dobre zadomowić – odesłali go na śmietnik historii. Co nie znaczy, że jesteśmy z definicji przeciwni reformom. Odwrotnie: chcemy zmian. Pytanie więc brzmi nie: "czy reformować?", ale: "jak reformować?"
Podobnie rewolucyjny charakter, choć akceptowany społecznie ze względu na zapowiadane przez jej twórców korzyści, miała reforma emerytalna. Logika myślenia "politycznych tradycjonalistów" jest tu następująca: przeprowadziliśmy "wielką reformę", dlatego za nic w świecie nie można jej teraz – po dziesięciu latach funkcjonowania – skorygować. Choćby się waliło i paliło naokoło, zadaniem państwa jest trzymać się raz powziętych rozstrzygnięć.