Autorka Mgły o Ireneuszu Krzemińskim

Przed Pałac Prezydencki w Warszawie przyszli byli działacze "Solidarności", NZS i innych ugrupowań opozycyjnych działających w PRL. Przyszli z tymi samymi hasłami co w latach 80., bo uważają, że są one dziś na miejscu – pisze dokumentalistka

Aktualizacja: 19.05.2011 04:28 Publikacja: 18.05.2011 21:58

Maria Dłużewska

Maria Dłużewska

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Red

Niepotrzebnie pan Jan Wróbel, nauczyciel i publicysta, w swoim tekście "Denaturat czerwonoarmisty" ("Rz", 6 maja 2011 r.) przywołał mój film "Mgła", przedstawiając czytelnikom listę – jak zrozumiałam – oszołomskich haseł. Tytuł filmu "Mgła" funkcjonuje w jego tekście razem z "mgłą, Komoruskim, helem, sądem i targowicą". Myślę, że niepolitycznie przywoływać film, którego właściwie nie ma, który funkcjonuje na "marginesie życia publicznego". Tak jak nie ma Ewy Stankiewicz z jej "Solidarnymi 2010" i Joanny Lichockiej, współautorki "Mgły". O sobie nie wspomnę, bo dziedzina filmu dokumentalnego, w której się poruszam, i tak jest niszowa.

Trudno zrozumieć tę logikę

Martwię się zatem o odważnego p. Wróbla, który przy okazji deklaruje, że jest z tych, "dla których konserwatyzm i prawica to wybór nie tylko polityczny, ale również etyczny". Jeśli więc znakomita reżyserka Ewa Stankiewicz nie może pokazać swojego filmu fabularnego o miłości, bo przerażony nagonką dziennikarzy i "autorytetów" dystrybutor wycofał się z umowy, to skąd p. Wróbel wie, że jego szlachetnego oburzenia ("tyle nieprawdy na jednej stronie gazety! ") nie wezmą pod uwagę redaktorzy "Rzeczpospolitej" lub innych mediów? W efekcie interwencji etycznego publicysty jego koleżanka po fachu może przecież zasilić szeregi "zagubionych i zepchniętych na margines życia publicznego".

Za przeproszeniem p. Wróbla, mnie się to kojarzy wprost z językiem i nagonkami organizowanymi za pomocą "Trybuny Ludu" czy "Żołnierza Wolności" i nic na to nie poradzę. To wszystko już było.

Ale cytujmy dalej: "Dziennikarz nie musi stosować tricków polityków. Niech oni przeinaczają, my świat objaśniamy". I objaśnia! Pisze mianowicie, że "zestawienie demonstracji organizowanych z okazji 10 kwietnia z demonstracjami z lat stanu wojennego" jest "przeinaczeniem". I że żadnej rewolucji moralnej nie można się po nich (tych z ruchu "gazetopolskiego"") spodziewać. A jeszcze dalej, że "(publicyści) przedstawiają kretynizmy spod pałacu pochwalnie, jako trafną diagnozę i trafne postulaty".

Przy tym ostatnim sformułowaniu pogubiłam się trochę, bo nie wiem, czy nauczyciel (znany z przewrotnego poczucia humoru) deklarujący łączność ideologiczną z Joanną Lichocką, pisząc o kretynizmach sprzed pałacu, ma na myśli wysłanie tam zastępów policji z tarczami i w kamizelkach kuloodpornych czy ustawienie szczelnych zasieków chroniących Pałac Prezydencki, a może chodzi mu o skwapliwie gaszone przez straż miejską znicze lub śmieciarki uprzątające kwiaty, zanim "kretyni" zdołali je ułożyć. Nie rozumiem, więc nie polemizuję.

Ciepła wódka

Wspomnę tylko, że na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie widziałam około 70 tysięcy normalnych ludzi, najzupełniej świadomych, dlaczego i po co w tym akurat miejscu się znajdują. Domyślam się, że p. Wróbel przyjął do wiadomości oficjalną wersję o grasującej tam 7-tysięcznej grupce faszystów. Jego koledzy tak bowiem "objaśniali stan świata" z 10 kwietnia. Pozyskawszy te informacje, pan Wróbel analizuje dalej.

Przedstawia nam więc rys charakterologiczny demonstrantów. Według niego "wielu z nich to zagubieni i zepchnięci na margines itd." i uświadamia tym biedakom, "że są tylko mięskiem armatnim".

Trudno polemizować z nauczycielem, ale powiem jako naoczny świadek, że trzon owego "mięska" stanowili byli działacze "Solidarności", działacze NZS i innych ugrupowań opozycyjnych działających w PRL. Przyszli na Krakowskie Przedmieście z tymi samymi hasłami co w latach 80., bo uważają, że są one dziś całkiem na miejscu. Przypominają nam najwyraźniej, że wszystko już było. Wtedy też przekonywano ich, że trzeba konstruktywnie albo wcale. A jednak razem ze swoją "histerią, niesmaczną czasami" wywalczyli wolną Polskę. Może nie przewidzieli, że będą tam "zepchnięci na margines życia publicznego", gdzie bryluje p. Wróbel, ale pewnie się nie dziwią. Ot, demokracja.

Rozczuliło mnie znaczące mrugnięcie okiem do czytelnika, kiedy autor przekonuje nas, że rozumie konwencję haseł ("zabawne i rytmiczne"), które "mięsko" wypisuje na sztandarach.

Na zakończenie chciałam jakoś nawiązać do tytułowego "Denaturatu czerwonoarmisty". "Ciepła wódka" wydała mi się zabawna i rytmiczna.

Moja diagnoza, że rozpoczęto właśnie sezon na dorzynanie watahy – choćby składała się ona wyłącznie z pań Stankiewicz i Lichockiej – wydała mi się słuszna, kiedy przeczytałam kolejny tekst, tym razem autorstwa pana Ireneusza Krzemińskiego, profesora ("Rz", 11 maja 2011 r.). Wiem, że skonstatować za Lichocką, że "wszystko już było", jest wysoce niewłaściwe i oszołomskie, więc przytoczę tylko tytuł artykułu profesora: "Zwierzęca nienawiść oszalałych paranoików".

W tekście, obok postulatu skierowania autorki na badania psychiatryczne lub do sądu, znajdujemy również apel do mediów, "żeby nie traktowały poważnie urojeń szaleńców", oraz zdziwienie, "że poważna gazeta w ogóle zdecydowała się go opublikować". Panie profesorze! To wszystko już było! Przywołany przez pana Józef Stalin przetestował dokładnie drogę do psychuszek, procesów sądowych, zawodowej śmierci ludzi myślących inaczej. Proszę zapytać pierwszego z brzegu historyka, wyjąwszy p. Wróbla, nauczyciela historii.

Nie fałszuje na koncercie

Nie zalecę p. Krzemińskiemu szpitala, nie mam zamiaru oddawać go pod sąd. Chciałabym tylko, żeby pisał i publikował jak najwięcej, edukował nas, "jak działa totalitarna propaganda". Historia mu tego nie zapomni.

Muszę się przyznać, że znalazłam w tekście profesora socjologiczno-krajoznawczy fragment, który mnie naprawdę rozczulił: "Radzę przejechać się przez Polskę, żeby zobaczyć prężnie rozwijający się kraj i przejrzeć wyniki badań, które pokazują rosnące zadowolenie obywateli". Od wielu już lat nie udało mi się wyczytać nigdzie tak czystej PRL-owskiej frazy, żywcem wyjętej z "Trybuny Ludu" lub "Żołnierza Wolności". Przepraszam, znowu mi się skojarzyło: w czasie stanu wojennego w jakiejś fabryce udało mi zobaczyć hasło rozwieszone w wielkiej sali nad stołem prezydialnym: "Nie fałszuj w koncercie naszego kolektywu". Tę praktyczną myśl dedykuję Joannie Lichockiej.

Autorka jest dziennikarką, scenarzystką i reżyserem. Autorka filmów dokumentalnych, m.in. "Śpij bohaterze", "Rakowiecka", "Solidarność Walcząca"

,

Niepotrzebnie pan Jan Wróbel, nauczyciel i publicysta, w swoim tekście "Denaturat czerwonoarmisty" ("Rz", 6 maja 2011 r.) przywołał mój film "Mgła", przedstawiając czytelnikom listę – jak zrozumiałam – oszołomskich haseł. Tytuł filmu "Mgła" funkcjonuje w jego tekście razem z "mgłą, Komoruskim, helem, sądem i targowicą". Myślę, że niepolitycznie przywoływać film, którego właściwie nie ma, który funkcjonuje na "marginesie życia publicznego". Tak jak nie ma Ewy Stankiewicz z jej "Solidarnymi 2010" i Joanny Lichockiej, współautorki "Mgły". O sobie nie wspomnę, bo dziedzina filmu dokumentalnego, w której się poruszam, i tak jest niszowa.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń