Gdańska konwencja Platformy Obywatelskiej pokazuje, jak wyglądać będzie jej kampania wyborcza. Po czterech latach umiarkowanych sukcesów Donald Tusk musi na nowo zmobilizować elektorat, który w 2007 r. zapewnił mu zwycięstwo nad PiS.
Sprawna organizacja wiecu, skuteczne wypełnienie hali delegacjami z całego kraju, wreszcie perfekcyjna dramaturgia spotkania pokazują determinację PO. Jednak ogólne wrażenie przywodzi na myśl koncerty Madonny z drugiej połowy jej kariery. Nowych pomysłów wprawdzie brak, ale stare treści wciąż dobrze się sprzedają dzięki efektownym fajerwerkom i rutynie gwiazdora. Uważne oko krytyka co rusz rozpoznaje jednak w programie stare chwyty w nowym opakowaniu. Ale część z nich nie wypada już tak dobrze jak kiedyś.
Zagraj to jeszcze raz, Donald...
Najwięcej nowo-starych konceptów zauważyć można było w przemówieniu Donalda Tuska. Lider PO wciąż może wzbudzać zazdrość u konkurentów swobodą, z jaką wygłaszawielominutowe mowy. Umiejętnością skracania dystansu z salą poprzez wtrącenia typu: "Znacie mnie przecież" czy "Uwierzcie, że to nie jest żaden przygotowany greps". A wszystko to na wystudiowanym luzie, choć gdy trzeba, premier potrafi przemówić twardszym tonem prawdziwego lidera. Ale większość efektownych szlagwortów już słyszeliśmy.
Platforma jako wspaniała drużyna Barcelony? To przecież nowa wersja sloganu o drugiej Irlandii. Fraza o "nieklękaniu przed księdzem"? Toż to Tusk z początków lat 90., gdy jako szef KLD głosił, że nie interesuje go, kto z liberałów zaczyna niedzielę od mszy, a kto od meczu Lechii. Slogany o tym, że w rządzie PO – PSL bezpartyjni członkowie są równoprawnymi partnerami? To powrót do tezy, że Platforma nie jest żadną partią, tylko grupą "obywateli, którzy chcą coś zrobić razem".
Żarty, że premiera z racji jego słynnego dziadka najbardziej cieszy zazdrość niemieckich gazet o sukces Polski? Słyszeliśmy to już chyba rok temu. A hasła o uwalnianiu energii Polaków, o tym, że miłość jest ważniejsza od władzy? Też już były, tyle że dziś brzmią jak kpina, zważywszy na to, że Platforma zamieniła się w żarłoczną partię władzy. Echem porażek PO w budowie autostrad i stadionów była arogancka dewiza Tuska, że jeśli nawet PO popełnia błędy, to nic lepszego od niej nie istnieje i wyborcy są po prostu skazani na platformersów.