Piotr Semka o szefie SLD Grzegorzu Napieralskim

Lider SLD mógł wyraźniej dawać do zrozumienia, że nie wyklucza koalicji z PiS. Taki nieprzewidywalny Grzegorz Napieralski, choć ostrzeliwany ze wszystkich luf liberalnego salonu, musiałby być traktowany przez Tuska z należytym respektem – uważa publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 24.06.2011 00:27

Piotr Semka o szefie SLD Grzegorzu Napieralskim

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

To nie tak miało być, przyjaciele – śpiewała niegdyś zapomniana już piosenkarka Anja Orthodox w wyborczym songu lewicy. Te słowa powinny się przypomnieć dziś Grzegorzowi Napieralskiemu. Od dłuższego czasu przestał zaskakiwać nas swoimi sukcesami, zaś sam jest zaskakiwany wydarzeniami na scenie politycznej: ucieczką Bartosza Arłukowicza do PO czy ultimatum Ryszarda Kalisza w sprawie jedynki na liście wyborczej w Warszawie.

Dochodzą do tego – jak dotychczas – brak ciekawego pomysłu na kampanię, słabe wyniki w  sondażach, a wreszcie demonstracyjne lekceważenie lidera SLD przez Platformę. Nie tak miał wyglądać tryumfalny marsz Sojuszu do władzy. Młody szef SLD nie zdołał uzyskać pozycji równorzędnego gracza w politycznych szachach.

Rewanż za chude lata

Jeszcze rok temu – po wyborach prezydenckich – Grzegorz Napieralski przedstawiał swoim partyjnym kolegom optymistyczną wizję politycznego rozwoju SLD. Wynik w wyborach prezydenckich 13,68 proc. ogłosił sukcesem lewicy. Był to sukces niewątpliwie nieco naciągany, ale wystarczający, aby utwierdzić dominację Napieralskiego w partii. Kolejnym celem miało być przekroczenie magicznej bariery 20 proc. w wyborach parlamentarnych i udział we władzy w następnej kadencji Sejmu.

Skoro lewica uznaje polityków PiS za morderców Blidy, z którymi paktować nie wolno, to traci też szansę na prowadzenie jakiejkolwiek gry wobec Platformy

SLD miało być atrakcyjną alternatywą wobec szczepionych w bezustannym boju buldogów z PO i PiS. A wyborcy zmęczeni nijakością Donalda Tuska i nieprzejednaniem Jarosława Kaczyńskiego mieli postawić na tego trzeciego – Grzesia Napieralskiego. Działacza młodszego od obu liderów wywodzących się jeszcze z epoki „Solidarności", kokietującego młode pokolenie takimi hasłami, jak nowe technologie czy europejskość.

Dodatkowym paliwem kampanii miały być reformy obyczajowe i ograniczenie „przywilejów Kościoła". Gromadzący jesienią zeszłego roku tłumy w Sali Kongresowej Janusz Palikot oraz wcześniejsze antyreligijne demonstracje Dominika Tarasa na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie zdawały się zapowiedzią wybuchu jakiejś fali młodzieżowego antyklerykalizmu.

Przy okazji Napieralski demonstrował swoją niechęć wobec Ryszarda Kalisza jako polityka zbyt potulnego wobec PO. Nie odrzucając wprost przyszłego sojuszu z PiS szef Sojuszu Lewicy chciał odegrać rolę niełatwego partnera dla Platformy. Ustawiał się w pozycji Sfinksa, który nie zdradzi do końca, jakie koalicje gotów będzie łaskawie zawrzeć po wyborach. Marzył o roli rozgrywającego, machera decydującego w praktyce, kto będzie rządził Polską.

Postkomuniści mają już dosyć ponad sześciu lat opozycyjnego postu. Grzegorz Napieralski miał spełnić ich marzenia o powrocie do prawdziwej polityki, o rewanżu za chude czasy w opozycji.

Bezradny lider

Jak dzisiejsza pozycja Napieralskiego ma się  do tych marzeń sprzed paru miesięcy? Nie ziściła się ani wizja spadających notowań PO w sondażach, ani słabnięcia PiS z każdym miesiącem mijającym od katastrofy smoleńskiej. Owszem, Donald Tusk może mieć trudności z powtórzeniem sukcesu z 2007 roku, gdy PO dostała 41,15 proc., ale najpewniej bez problemu przekroczy 30 procent. Przy takim wyniku w wyborach obecny premier, mając wsparcie bliskiego sobie prezydenta, będzie po wyborach tworzył nowy rząd i decydował, kto znajdzie się w nowej koalicji.

Grzegorz Napieralski wydaje się wobec takiego rozwoju sytuacji bezradny. Jakie pomysły ma na kampanię? Na razie nie są porywające: zarzucanie Tuskowi w klipach wyborczych, że jest leniem i że zbyt często korzysta z rządowego samolotu na trasie Warszawa-Gdańsk, wyszydzanie go w komiksie za lansowanie chorwackich truskawek kosztem interesów polskich rolników. Czy takie przytyki mogą zmobilizować wyborców do głosowania na lewicę? Na razie nic na to nie wskazuje.

Tym bardziej że Platforma umiejętnie zabiega o lewicowy elektorat – służyły temu zapowiedzi Tuska podczas gdańskiej konwencji, że Platforma nie będzie klękała przed księdzem, oraz obietnice podjęcia po wyborach sprawy związków partnerskich i in vitro.

Co gorsza, Grzegorz Napieralski jest skazany na niewygodną walkę o głosy ze swoim byłym kolegą klubowym Arłukowiczem w  Szczecinie. Nie może już się wycofać z tego pojedynku, bo jedynkę w Warszawie oddał właśnie Kaliszowi. A trudno będzie chuchać i dmuchać na walkę w Szczecinie i jednocześnie kierować kampanią całego SLD ze sztabu w Warszawie.

Bez alternatywy

Słabością Napieralskiego było jego niezdecydowanie. Mógł zacisnąć zęby i wyraźniej dawać do zrozumienia, że nie wyklucza koalicji z PiS. Ściągnęłoby to na lewicę gromy ze strony „Gazety Wyborczej", przyniosłoby wymówki Aleksandra Kwaśniewskiego i wymagałoby wyciszenia akcji pod hasłem „pomścimy Blidę". Platforma pewnie wykorzystałaby tę okazję, aby straszyć wyborców „koalicją potworów": SLD – PiS. Jednak taki nieprzewidywalny SLD, choć ostrzeliwany ze wszystkich luf liberalnego salonu, musiałby być traktowany przez Tuska z należytym respektem.

Lider Sojuszu jednak nie poszedł w tym kierunku. Być może zląkł się klątwy salonu, oburzenia Janiny Paradowskiej i Moniki Olejnik. Zdecydował się na powrót do antypisowskiej retoryki. Nawet wyklinany przez „Wyborczą" Włodzimierz Czarzasty zaczął się zaklinać, że Sojuszowi lepiej będzie z PO. Ostatecznie tę linię potwierdził wyraziście antypisowski raport Ryszarda Kalisza w sprawie Blidy. Zwycieżyła doktryna Kalisza od dawna lansującego uznanie PiS za partię antysystemową.

Skoro lewica uznaje polityków PiS za morderców Blidy, z którymi paktować nie wolno, to traci też szansę na prowadzenie jakiejkolwiek gry wobec Platformy. Jeśli PSL będzie za słabe, aby stworzyć z PO większościowy rząd, SLD nie będzie miał alternatywy – będzie musiał zgodzić się na warunki Tuska.

Liderzy Platformy najwyraźniej zdają sobie z tego sprawę – Tusk i niektórzy jego koledzy pozwalają sobie na żarty z wniosku Kalisza o postawienie Zbigniewa Ziobry i Jarosława Kaczyńskiego przed Trybunałem Stanu. Gestem mało przyjaznym wobec lewicy jest też odrzucenie sprawozdania Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji przez Sejm i Senat. Gdyby tak samo postąpił prezydent Komorowski, Rada w obecnym składzie zostanie rozwiązana, a SLD straci swoją potężną wciąż pozycję w mediach publicznych.

Nadchodzi Kalisz

Napieralski odkrywa, że z królestwa licznych możliwości już teraz przesuwa się do królestwa konieczności. Właśnie przyszło mu zadeklarować poparcie SLD dla popieranych już przez Platformę lewicowych kandydatów do Senatu, takich jak Włodzimierz Cimoszewicz, Marek Borowski, Izabela Sierakowska czy Andrzej Celiński.

Kolejny dowód na słabość szefa SLD. Ryszard Kalisz wywalczył sobie – mimo niechęci Grzegorza Napieralskiego – pierwszą pozycję na liście SLD w Warszawie zamiast proponowanej mu wcześniej trójki. Dlaczego Kalisz wygrał w tej rozgrywce? Pomógł mu sam Napieralski, nie mogąc się powstrzymać, aby nie „przeczołgać" Bartosza Arłukowicza. Bawił się z nim jak kot z myszką, odwlekając decyzje o miejscu na liście wyborczej dla niegdysiejszej gwiazdy komisji hazardowej.

Ambitny lekarz ze Szczecina nie zniósł tego i czmychnął do Platformy. Zaskoczony Napieralski musiał maskować przykre zaskoczenie deklaracjami, że życzy byłemu koledze wszystkiego dobrego na platformerskiej drodze życia. Ale po odejściu Arłukowicza, które oceniono powszechnie jako porażkę SLD, lider lewicy nie mógł już pozwolić sobie na wojnę z Kaliszem.

Jeśli zaś Ryszard Kalisz uzyska w stolicy dobry wynik, będzie mógł walczyć o stanowisko szefa SLD. Szczególnie w sytuacji, gdyby doszło do powyborczych rozrachunków. Kalisz jest tym bardziej groźny, że uwielbia go „Gazeta Wyborcza", a Jacek Żakowski z „Polityki" widzi w nim symbol walki z IV RP i nazywa go Ryszardem Lwie Serce. Geje kochają go za udział w homo-paradach, a i wpływowi wciąż postkomuniści w rodzaju Kwaśniewskiego chętnie poprą go jako symbol powrotu do władzy na lewicy swojej generacji.

Jak Napieralski mógłby uciec przed tą powyborczą gilotyną? Po pierwsze, będzie go bronił wynik wyborczy – o ile będzie korzystny. Po drugie – może wskoczyć do nowego rządu koalicji PO – SLD na stanowisko wicepremiera.

Jednak kiedy tylko platformersi zwęszą, że szef SLD walczy o życie, wykorzystają to w negocjacjach do cna.

To nie tak miało być, przyjaciele – śpiewała niegdyś zapomniana już piosenkarka Anja Orthodox w wyborczym songu lewicy. Te słowa powinny się przypomnieć dziś Grzegorzowi Napieralskiemu. Od dłuższego czasu przestał zaskakiwać nas swoimi sukcesami, zaś sam jest zaskakiwany wydarzeniami na scenie politycznej: ucieczką Bartosza Arłukowicza do PO czy ultimatum Ryszarda Kalisza w sprawie jedynki na liście wyborczej w Warszawie.

Dochodzą do tego – jak dotychczas – brak ciekawego pomysłu na kampanię, słabe wyniki w  sondażach, a wreszcie demonstracyjne lekceważenie lidera SLD przez Platformę. Nie tak miał wyglądać tryumfalny marsz Sojuszu do władzy. Młody szef SLD nie zdołał uzyskać pozycji równorzędnego gracza w politycznych szachach.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?