„Optymizm nie zastąpi nam Polski", mówił Józef Mackiewicz. A Donald Tusk mówi coś wręcz przeciwnego i, niestety, na razie to on jest przy głosie. Donald Tusk i jego ferajna właśnie na „optymizm" Polaków liczą, na „optymizmie" Polaków opierają wszystkie swe rachuby, i powtarzają słowa „optymizm Polaków", „optymistyczna Polska" bez ustanku. „Nie bez racji i kozery" zresztą, bo badania eurostatu wykazują, iż „Polacy są największymi optymistami w całej Unii".
Ja biorę ten optymizm, o którym wciąż mówi Partia, w cudzysłów, bo nadała ona staremu słowu nowe znaczenie. By je zrozumieć, proszę przypomnieć sobie początek serii arabskich rewolucji i zamieszki w Egipcie. Z ogarniętego niepokojem kraju w pośpiechu uciekali tedy turyści wszystkich możliwych nacji, poza jedną ? poza Polakami. Polacy, wręcz przeciwnie, do Egiptu przyjeżdżali jak gdyby nigdy nic. Jakaś strzelanina? A co nam to, my tu mamy wykupione wczasy, to jedziemy, nam przecież się nic złego zdarzyć nie może.
Wywołało to spore zdziwienie świata, choć w gruncie rzeczy nie powinno zaskakiwać. Polacy, jako zbiorowość, mają do takich zachowań skłonność u narodów zachodnich nie spotykaną. Nie jest to bynajmniej odwaga ? o odwadze mówić można, gdy ktoś zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństw i mimo to, w imię jakichś wyższych potrzeb, naraża się na nie. My natomiast mamy gromadną skłonność do zwykłej bezmyślności. Do wyłażenia w wysokie góry w koszulce i trampkach, wyjeżdżania w tropiki bez szczepień, skakania na łeb do niesprawdzonej wody i siadania za kierownicą po pijaku. No bo ? nam się przecież nic złego zdarzyć nie może!
Nie jest to jednak żaden optymizm, tylko głupkowata niefrasobliwość. I ta przemożna niefrasobliwość, szalbierczo utożsamiona w dyskursie Partii z optymizmem, to także część dziedzictwa postkolonialnego, jedna z cech postniewolniczej, pańszczyźnianej mentalności, którą przed laty nazwałem „Polactwem" (tak nawiasem ? przerwa na reklamę ? kolejne, szóste już wydanie „Polactwa" dociera właśnie do księgarń wraz z długo oczekiwanym wznowieniem „Michnikowszczyzny"). Ludzie pozbawieni przez pokolenia wolności nie mają skąd czerpać wzorców zachowania dorosłego, odpowiedzialnego. Wielu naszych myślicieli i artystów ujmowało tę typową dla Polaka postawę beztroskiego kretyna w oskarżeniu o niedojrzałość, w pojęciach „Polski zdziecinniałej" i „życia ułatwionego", ale moim zdaniem dopiero wskazanie na doświadczenie długotrwałego zniewolenia, trwałego wzięcia całych pokoleń pod kuratelę wszechmocnej władzy i na socjal pozwala rzecz na chłodno, bez gniewu zrozumieć.
Ta niefrasobliwa beztroska, umiejętne odwołanie się do niej, jest istotą sukcesu Tuska. Na czym bowiem polega tajemnica otrąbionego wzrostu PKB w czasie, gdy w innych krajach gospodarka zwalniała? Obok unijnych dotacji, które miały tu znaczenie pomocnicze, nakręcił polską gospodarkę, co do tego nie ma wśród ekonomistów najmniejszego sporu, popyt wewnętrzny. A co nakręciło popyt wewnętrzny? Sprzedaż detaliczna, która rok do roku rośnie o szesnaście ? osiemnaście procent. Rośnie, choć realne dochody ludności wcale nie rosną, a jeśli, to nieproporcjonalnie mniej, o dwa, trzy procent. Skąd więc ten wzrosty sprzedaży? Po części oczywiście z szarej strefy, trudnej do oszacowania, ale skoro w Grecji obejmowała ona do niedawna około 40 proc. obrotów, to u nas pewnie niewiele mniej. Ale przede wszystkim z kredytów. Kredyty prywatne też bowiem brane są od lat przez Polaków na potęgę, i obecnie suma zadłużenia indywidualnego niewiele ustępuje liczonemu na 700 – 800 miliardów długowi publicznemu, przy czym w 80 proc. są to kredyty konsumpcyjne.