Mesjanizm smoleński - polemika z Filipem Memchesem

Lech Kaczyński był państwowcem. Wątpię, by chciał, aby jedynym owocem jego prezydentury zakończonej tragiczną śmiercią było odnowienie się polskiego mesjanizmu – zauważa publicysta "Rzeczpospolitej"

Publikacja: 02.08.2011 20:05

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

W centrum katastrofy smoleńskiej znajduje się Chrystus

– napisał w "Rzeczpospolitej" niezwykle utalentowany poeta Wojciech Wencel. W sposób szczególny te słowa przykuły moją uwagę, ponieważ jestem tuż po lekturze raportu komisji Jerzego Millera opisującego szczegółowo to, co wydarzyło się  10 kwietnia 2010 roku. Ani na 300 stronach raportu, ani na 100 kartach załącznika Chrystusa nie znalazłem. A gwoli ścisłości spotkałem go w sobie, bo co chwilę podczas czytania sam szeptałem: Chryste! Jak mogło do czegoś takiego dojść?

Pilot jak Zborowski

Ale z pewnością nie o taką obecność Zbawiciela w katastrofie smoleńskiej chodziło Wojciechowi Wenclowi.

W centrum wydarzeń z  10 kwietnia widzę potworny chaos, śmiertelne błędy i zaniedbania, nie Zbawiciela. Widzę Smoleńsk również metaforycznie, jako świadectwo zakorzenienia Polski w świecie Wschodu, gdzie w przeciwieństwie do biurokratycznej kultury Zachodu lekceważy się procedury, omija się przepisy, ignoruje się pisane przez własnych rodaków prawo. Czy Pan Bóg chce, by Polacy ginęli przez własne niedbalstwo? Wątpię.

"Polskość to wolność, nad którą nawet śmierć nie ma władzy" – pisze Wencel. Poeta ma na swój sposób rację, zestawiając religię z polską historią i do tego jeszcze przywołując najwybitniejszego chyba żyjącego dziś wieszcza Jarosława Marka Rymkiewicza. Bo czytając raport Millera, nie mogłem się powstrzymać od skojarzeń z postacią Samuela Zborowskiego. On mógłby być wzorem dla wielu polskich pilotów. Kochał wolność ponad wszystko, również ponad prawo, również ponad życie.

Wspominając, jak zachowywał się pilot jaka-40, który ułańską fantazją podczas lądowania zaskoczył nawet rosyjskich żołnierzy, nie sposób nie pomyśleć o Zborowskim. Kłopot w tym, że lekcję "polskości", czyli wolności rozumianej jako anarchii, Polacy odrobili znakomicie. Może czas na bardziej praktyczne wnioski.

Spotkanie z Chrystusem

Oczywiście katastrofa smoleńska ma bardzo wiele wymiarów. Pasażerowie, znajdując w niej śmierć, spotkali Boga i stanęli przed obliczem Zbawiciela. Żałoba dla ich bliskich również była spotkaniem z Chrystusem. Dla narodu dni po katastrofie były wspólną chwilą bólu i modlitwy – słusznie mówiono o kolejnych narodowych rekolekcjach. Bliscy mają prawo do żałoby tak długo, jak tylko będą jej potrzebowali.

Ale naród niemal 16 miesięcy po katastrofie nie może się wyłącznie roztkliwiać i na modłę Wojciecha Wencla w wydarzeniach z 10 kwietnia doszukiwać się tylko metafizyki.

Jeśli doszukujemy się sensu tej katastrofy, powinniśmy wyciągnąć z niej wnioski, by wreszcie uporządkować nasze państwo. Bo jeśli śmierć 96 osób w drodze do Katynia ma przynieść jakieś owoce, to bardziej powinna to być właśnie naprawa znajdującego się w opłakanym stanie państwa, a nie tworzenie nowej religii zbawiającej dusze Polaków.

I na tym polega mój najpoważniejszy zarzut wobec snutych przez Wencla mistyczno- -narodowych wizji. Bo każdy z punktów jego neomesjanistycznego credo oddala nas od wyciągnięcia z tej katastrofy praktycznych wniosków, które pozwoliłyby poprawić nasze państwo. Ba, nie sposób nie odnieść wrażenia, że potężna dawka metafizyki w myśleniu o katastrofie, które proponuje poeta, ma całkowicie przysłonić najbardziej przyziemny wymiar tej tragedii.

Znacznie łatwiej stawiać pytania o zamach i mówić o ścieraniu się dwóch nadnaturalnych sił (dobrej Polski i piekielnej Rosji), niż dostrzec, że ta katastrofa była przede wszystkim lotniczym wypadkiem, do którego mogłoby nie dojść, gdyby nie gigantyczny bałagan panujący w naszym państwie (i jak się okazało, nie mniejszy panujący w Rosji).

Państwo jako wróg

Śmierć prezydenta i towarzyszących mu osób ma oczywiście znaczenie symboliczne przez miejsce i czas, w którym zginęli. Trzeba pamiętać, że wszyscy pasażerowie Tu-154M zginęli na służbie, pełniąc swe obowiązki służbowe i państwowe. Ale dostrzeganie w wydarzeniach 10 kwietnia wyłącznie symboliki i wyłącznie metafizyki to próba ucieczki od tego, co sprawiło, że do tej tragedii doszło.

Mówiąc brutalnie – wątpię, by Lech Kaczyński chciał, by jedynym owocem jego prezydentury zakończonej tragiczną śmiercią podczas wykonywania państwowych obowiązków było jeszcze głębsze uduchowienie Polaków czy też odnowienie się polskiego mesjanizmu. Prezydentowi Kaczyńskiemu, który był z krwi i kości państwowcem i otaczał się podobnymi państwowcami, takimi jak Władysław Stasiak czy Paweł Wypych, zależało na umocnieniu skutecznego i dobrego państwa służącego obywatelom. Zależało na odbudowie państwa, do którego obywatele mieliby szacunek i które traktowaliby jak wartość.

Smutnym paradoksem jest, że dziś ci, którzy się na Lecha Kaczyńskiego powołują, traktują obecne państwo polskie jak największego wroga i uczą innych jego lekceważenia.

Zabrakło patriotyzmu

Wencel pisze, że "Smoleńsk uwolnił tysiące Polaków od lęku przed śmiercią. Otworzył groby dawnych bohaterów, pokazując, że polskość to wolność, nad którą nawet śmierć nie ma władzy. Że warto ryzykować śmierć, zachowując wierność wyższym wartościom: prawdzie, ojczyźnie, Bogu". Ostatecznością patrtiozymu jest oddanie życia za ojczyznę, tak samo jak ostatecznością, która stoi przed wierzącym, jest zapłacenie za wiarę w Boga choćby i śmiercią. Ale śmierć w Smoleńsku ma zupełnie inny charakter.

96 osób zginęło, nie tyle dając świadectwo miłości do ojczyzny, ale dlatego, że ta ojczyzna nie potrafiła zapewnić im bezpieczeństwa. Zginęli dlatego, że licznym urzędnikom i politykom zabrakło patriotyzmu – czyli szacunku dla obowiązujących w Polsce podstawowych przepisów i zasad.

W czasie pokoju patriotyzm to bardziej przestrzeganie przyziemnych procedur i wykonywanie obywatelskich obowiązków niż tęsknota za śmiercią na polu chwały. Jedno nie wyklucza oczywiście drugiego, ale romantyczne uniesienia nie mogą zastąpić codziennego praktycznego wysiłku ulepszania siebie, swego otoczenia czy państwa.

Nie wyganiać poetów

"Nigdy niczego nie przeżyłem tak głęboko, również w sensie duchowym" – opisuje Wencel swoje wspomnienia z 10 kwietnia. Rolą poety jest doszukiwanie się w wydarzeniach historycznych głębszego sensu. Każdy też ma prawo szukać w wydarzeniach zbiorowych zakorzenienia niezbędnego dla odczytania znaczenia własnej egzystencji.

Ale mistyka nie może zastąpić polityki, której zadaniem jest wyciąganie z wydarzeń jak najbardziej praktycznych wniosków. A neomesjanizm Wencla wszelką sferę praktyczną uważa za swego wroga, za sprzeniewierzenie się metafizycznej zasadzie polskich dziejów. Bo jeśli coś właśnie doprowadziło do katastrofy, to właśnie najbardziej chwalone przez Wencla cechy polskiej duszy, w katastrofie widzi on bowiem "wielki triumf polskiej duszy, odrodzenie duchowe Polaków z różnych pokoleń".

Platon chciał wygnać poetów z państwa. Ale poeci sami w sobie źli nie są. Nie można potępiać poezji i metafizyki. Przeciwnie, nie wierzę w żadną praktyczną politykę, która nie ma ideowego czy duchowego uzasadnienia. Polityka bez wartości zmienia się wyłącznie w cyniczną grę o władzę.

Niedobra alternatywa

Problem w tym, że – między innymi w efekcie katastrofy smoleńskiej – Polacy stoją dziś przed wyborem pomiędzy dwiema siłami politycznymi, która nie dają im realnej alternatywy. Mamy czerpiącą z mistyki smoleńskiej partię mesjanistyczną i przeciwstawne jej ugrupowanie, które porzuca wszelkie idee na rzecz pragmatycznej technologii władzy, na rzecz budowania autostrad, mostów i stadionów.

W efekcie stoimy dziś przed wyborem między mistykami a ludźmi, którzy i tak nie budują autostrad. Ani jedni, ani drudzy zaś nie wyciągają, jak widać, wniosków z katastrofy smoleńskiej.

Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Źle o Nawrockim, dobrze o Hołowni, w ogóle o Mentzenie
Opinie polityczno - społeczne
Wybory prezydenckie zostały rozstrzygnięte. Wiemy już, co zrobi nowy prezydent
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku