W centrum katastrofy smoleńskiej znajduje się Chrystus
– napisał w "Rzeczpospolitej" niezwykle utalentowany poeta Wojciech Wencel. W sposób szczególny te słowa przykuły moją uwagę, ponieważ jestem tuż po lekturze raportu komisji Jerzego Millera opisującego szczegółowo to, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku. Ani na 300 stronach raportu, ani na 100 kartach załącznika Chrystusa nie znalazłem. A gwoli ścisłości spotkałem go w sobie, bo co chwilę podczas czytania sam szeptałem: Chryste! Jak mogło do czegoś takiego dojść?
Pilot jak Zborowski
Ale z pewnością nie o taką obecność Zbawiciela w katastrofie smoleńskiej chodziło Wojciechowi Wenclowi.
W centrum wydarzeń z 10 kwietnia widzę potworny chaos, śmiertelne błędy i zaniedbania, nie Zbawiciela. Widzę Smoleńsk również metaforycznie, jako świadectwo zakorzenienia Polski w świecie Wschodu, gdzie w przeciwieństwie do biurokratycznej kultury Zachodu lekceważy się procedury, omija się przepisy, ignoruje się pisane przez własnych rodaków prawo. Czy Pan Bóg chce, by Polacy ginęli przez własne niedbalstwo? Wątpię.
"Polskość to wolność, nad którą nawet śmierć nie ma władzy" – pisze Wencel. Poeta ma na swój sposób rację, zestawiając religię z polską historią i do tego jeszcze przywołując najwybitniejszego chyba żyjącego dziś wieszcza Jarosława Marka Rymkiewicza. Bo czytając raport Millera, nie mogłem się powstrzymać od skojarzeń z postacią Samuela Zborowskiego. On mógłby być wzorem dla wielu polskich pilotów. Kochał wolność ponad wszystko, również ponad prawo, również ponad życie.